Logo Przewdonik Katolicki

Trzymając w ręku krzyż

ks. Waldemar Hanas
fot. Unsplash

Nigdy nie był i nigdy nie będzie dla nas wygodny. Ale też nigdy nie zniknie z naszego życia. Krzyż. Zmagając się z nim, dobrze słyszeć, co mówi stamtąd do nas Ukrzyżowany.

Nasza przestrzeń życiowa, nasze środowiska są przepełnione różnymi znakami. Aby sprawnie funkcjonować, musimy znać ich treść, co więcej, musimy je przestrzegać, bo inaczej narażamy się nawet na niebezpieczeństwo. Młodsze pokolenia jeszcze bardziej posługują się znakami i gestami, wymusza to bowiem cała sfera cyfryzacji, gdzie znaki mają wyrażać nie tylko informację-treść, ale także uczucia i wzajemne relacje. Bez znaków zatem funkcjonowanie sprawnego społeczeństwa byłoby chyba niemożliwe.
Bywają znaki charakterystyczne dla danego obszaru, regionu, kultury. Bez wątpienia takim znakiem jest dla zdecydowanej większości ludzi znak krzyża. U jednych budzący respekt, skruchę i szacunek, u innych – złość, bunt, może i nienawiść.
W czasie Wielkiego Postu znajdźmy czas i miejsce, by zastanowić się nad tym znakiem – krzyżem, i jego treścią.

Zły znak?
Czasem zarzuca się chrześcijanom, że propagują znak śmierci, cierpienia i wielkiej przegranej. Chrześcijanie nie wpatrują się jednak w krzyż jako znak klęski Jezusa. Wręcz przeciwnie – jest to znak zwycięstwa. Na krzyżu zakończył się ziemski etap życia Jezusa, ale nie zakończyło się Jego życie. 
A jednocześnie krzyż jest znakiem największej ludzkiej ofiary – ofiarowania życia, cierpienia, męki za drugiego człowieka. Ciekawe, że podziwiamy ludzi, którzy decydują się oddać swoje życie, aby ratować innych; nazywamy ich bohaterami. A tak trudno zrozumieć nam, że Bóg zdecydował się na ten gest ofiary przez śmierć Pana Jezusa na krzyżu.
I dla człowieka w duchu chrześcijańskim życie nie kończy się tu na ziemi. Kończy się jakiś etap jego życia, ale przecież ono trwa, następuje jego kontynuacja, a zatem krzyż jest znakiem nadziei i przyszłości, a nie końca.

Niewygodny
W Wielki Piątek, kiedy cały Kościół patrzy w stronę krzyża, wszystko dzieje się w wielkiej ciszy. W wielkim skupieniu. Na odległość. W liturgii adorujemy ten znak zwycięstwa Jezusa i naszego zwycięstwa. I pewnie chciałoby się wyciągnąć rękę, ale coś innego nam mówi, że nie wypada. Wydaje się, że dość przykrości uczyniliśmy Jezusowi i trzeba dać spokój. W liturgii – lub po – z wielkim namaszczeniem całujemy krucyfiks, dotykając ran Jezusa. Nie ma wielkich słów. Gdzieniegdzie tylko daje się słyszeć nostalgiczny śpiew. I chociaż ten dramat dotyka cię wewnętrznie i nie jest ci obojętny, Jezus zostaje w świątyni sam. Ty musisz wracać do siebie, do swojego domu, do obowiązków, do bliskich. Nikt nie zabiera tego znaku ze sobą.
Tym razem niech będzie inaczej. Weź do ręki ten krzyż. Mocno zaciśnij w dłoni, aby poczuć jego ostre krawędzie i niewygodę. Choć jest zrobiony ze szlachetnego drewna i wygładzony przez maszyny stolarskie i ręce ludzkie, trudno go tak schwycić, żeby nie uwierał.

Weź Krzyż i dalej idź z Jezusem
W naszych domach mamy wiele krzyży. Wiszą na ścianach, często nad drzwiami. Jedne są niemal artystycznymi dziełami. Przywiezione z gór, zakupione od ludowego rzeźbiarza. Inne z drogocennego bursztynu znad morza. Inne jeszcze kupione w sanktuarium podczas pielgrzymki czy odpustu. Rzadko obdarowujemy się krzyżem. Istnieje przekonanie, że to jakby życzenie cierpienia i krzyża w życiu.
Trzeba raz po raz zdjąć te nasze krzyże, zwłaszcza w okresie Wielkiego Postu, kiedy Kościół w sposób szczególny poprzez liturgię i słowo kieruje nasze myśli w jego stronę. Ale nie tylko. Weź krzyż do ręki także wtedy, kiedy on przychodzi nie w znaku, ale w rzeczywistości; kiedy trzeba go naprawdę dźwigać. I pewnie chciałoby się czegoś schwycić, nabrać pewności i siły. Proszę, weź do ręki ten właśnie krzyż i dalej idź… z Jezusem.

Posłuchaj Ukrzyżowanego
Zabieramy krzyż, aby go słuchać. Słuchać Jezusa, który mówi z krzyża. Człowiek zapisał te słowa, ale naukę daje Ukrzyżowany. Czytamy relację naocznych świadków. Jesteśmy im wdzięczni, że nam tak wiele przekazali, że są dla nas świadkami tego dramatu, ale i zwycięstwa.
Połóż krzyż przed sobą. I słuchaj, co Jezus powie.
Umierający Jezus powiedział siedem słów (wypowiedzi). 
Trzy do człowieka: 
Oto Matka Twoja, Oto Syn twój.
Dziś ze mną będziesz w raju.
Pragnę.
Jedno do Boga i do człowieka:
Ojcze, przebacz im bo nie wiedzą, 
co czynią.
Trzy do Boga Ojca:
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?
Wykonało się.
Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego.

Wystarczy słowo
Kiedy pracowałem w szpitalu, spotykałem ludzi, którzy wskutek swej choroby mieli trudności z mówieniem. Najbliżsi długo oczekiwali choćby na jedno słowo. A kiedy wreszcie je usłyszeli, potrafili przekazywać je sobie jak najdroższy skarb.
W książce Siedem ostatnich słów Timothy Radcliffe OP wspomina podobne zdarzenie: Jeden z moich braci, barczysty Szkot Anthony Ross, był sławnym kaznodzieją do czasu, gdy doznał wylewu, wskutek którego stracił mowę. Wezwano specjalistę, który powiedział Anthony’emu, że już nigdy nie będzie mówił, na co ten odpowiedział: Dziękuję, doktorze. Tym razem to doktor zaniemówił! Potem Anthony nie był w stanie wypowiedzieć zbyt wiele, ale każde słowo, o które walczył, by je z siebie wydobyć, było owocem strasznego zmagania, cierpienia i zwycięstwa. Ludzie pokonywali stumilowe trasy, by móc się u niego wyspowiadać, i oczekiwali na tych kilka słów, które do nich mówił. I było to prawdziwe oczekiwanie. Zanim wyjechałem do Rzymu, powiedział do mnie jedno słowo: Odwagi! I karmiłem się tym słowem przez długi czas. Tak samo słowo Boże potrzebuje czasu, aby w nas dojrzeć.
Siedem ostatnich słów Jezusa to Jego testament. Treść zaś tego nie może zostać obojętna. Nawet najbardziej zatwardziali przeciwnicy liczą się z ostatnią wolą. Te słowa zawierają wszystko, co mieści się w Jego życiu i śmierci. Wydają się spełniać Jego słowa: „gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32). Słowa testamentu czasami potrafią połączyć pokłóconych i zwaśnionych. Ludzi, którzy nie powiedzieli do siebie nawet najmniejszego słowa przez kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Bywa jednak, że treść ostatniej woli dzieli jeszcze bardziej nawet najbliższych sobie. Dzieje się tak dlatego, że nie jest to nasza wola, nie jest tak, jakbyśmy my tego chcieli. Pan Jezus oddaje się człowiekowi w całości z całym swoim życiem i z całą miłością. Tylko taka ofiara mogła tak wiele zdziałać, że nawet najstraszniejsze zło zostało starte na proch. Że nie ma grzechu, którego Pan Bóg by nie przebaczył człowiekowi, jeśli tylko ten okaże dobrą wolę i żal. Znakiem tej ofiary jest właśnie krzyż. I może właśnie dlatego krzyż i to, co on oznacza, wzbudza tyle skrajnych emocji. Bowiem jest to z jednej strony cierpienie i śmierć, nieodłączne elementy życia każdego z nas. A z drugiej rzeczywistość, która jest do przeżycia i usprawiedliwienia tylko z Jezusem, bo inaczej przecież to nie miałoby żadnego sensu. Bezsilność w takim właśnie przeżywaniu bólu i cierpienia powoduje niezrozumienie, wrogość i gniew. Niekoniecznie do Boga. Gniew na wszystko i wszystkich.
Czy rzeczywiście tych kilka zdań spisanych z wieloletniego osobistego doświadczania krzyża pomoże komukolwiek w powracaniu z dalekich zakątków swojej wiary? Autor nie kryłby radości. Radością będzie jednak i to, że ktokolwiek zatrzyma choćby wzrok na krzyżu i pomyśli, że to także dotyczy jego samego, bliskich, przyjaciół. I wcale nie oznacza jakiegoś wyimaginowanego cierpiętnictwa. Tylko oznacza ofiarę Kogoś, kto bardzo kocha człowieka i zdecydował się oddać  za niego życie.

Trzymając w ręku krzyż to niewielka książeczka napisana przed laty przez ks. Waldemara Hanasa. Były redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego” był wcześniej przez kilka lat kapelanem w szpitalu, a później kierował diecezjalną Caritas. Nakładem Wydawnictwa Świętego Wojciecha wznowiono publikację, do której dołączony jest charakterystyczny krzyż. To właśnie do niego odwołuje się autor w rozważaniach, które będziemy publikować w kolejne niedziele Wielkiego Postu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki