Logo Przewdonik Katolicki

Pewna obietnica

ks. Waldemar Hanas
fot. Chrystus i Dobry Łotr, Tycjan/Wikipedia

Była to tak naprawdę ostatnia rozmowa Jezusa, jaką przeprowadził przed śmiercią. Nie była to rozmowa ani z uczniami, których tak kochał, ani z uczonymi, z którymi polemizował. Nie były to też tłumy, które tak często Mu towarzyszyły. Był to złoczyńca.

Ostatnia rozmowa Jezusa przed śmiercią była rozmową ze złoczyńcą, którego życie zapewne nie było kryształowe. Sam przyznał, że miał wiele na sumieniu. Wystarczyła jednak ta chwila skruchy: „Jezu, wspomnij na mnie”, aby usłyszał najwspanialsze słowa, jakie człowiek może usłyszeć i to z ust samego Zbawiciela: „Dziś ze mną będziesz w raju”. Od tamtej pory wszystkie pokolenia mówią o nim nie inaczej, jak „dobry”. My byśmy go potępili. Jednak po raz kolejny Jezus nas przekonuje, że drogi Boga są innymi drogami.

Wierzyć pomimo
Wielu „porządnych” pomyśli, że to niesprawiedliwe. Kiedy jednak nam, czyli tym „porządnym”, przydarzy się popełnić coś złego, czy tylko może coś głupiego, z wielką pokorą spoglądamy w stronę bliskich czy naszych przełożonych, aby nam zapomnieli ten czyn. Owi „porządni” często opierają swoją wiarę czy miłość do Boga na jakimś warunku. Przechodzący obok krzyża też stawiali warunek: „Mesjasz! Król Izraela! Niech zstąpi teraz z krzyża, żebyśmy zobaczyli, to uwierzymy”. Często i w naszym życiu stawiamy Bogu warunki: jeśli dasz zdrowie, to uwierzę; znajdź dla mnie dobrą pracę, to uwierzę; niech się syn czy córka nawróci, to uwierzę… i tak bez końca. Brakuje w nas tej szlachetnej i wartościowej postawy Hioba, który wierzył i kochał „pomimo że”. Stracił wszystko i wszystkich najbliższych, sam doświadczył cierpienia. Pomimo to kochał Boga.
W naszym życiu bywa wiele bezmyślności. Niedawno słyszałem stwierdzenie: „że trudniej jest nie wierzyć, niż wierzyć”. Zastanawiałem się nad tym dość długo i nawet byłem gotów zgodzić się z tym stwierdzeniem. Dlatego nie bardzo rozumiem, dlaczego w czasach, w których zdecydowanie idzie się za tym, co łatwiejsze, jest tylu niewierzących. Tylu ludzi, którzy podobnie jak przy krzyżu Jezusowym bluźnią, ironizują, wyśmiewają to co święte i drogie dla tak wielu ludzi wierzących? Być może rzeczywiście trudniej jest nie wierzyć, dlatego łatwiej to wszystko wyśmiać i pójść dalej. Czasami przyjmujemy także postawę drugiego skazańca, który w tak złym położeniu za wszelką cenę chce ratować swoją skórę: „jeśli jesteś Mesjaszem, ratuj nas!”.

Bać się czy się nie bać?
Słowa, jakie wypowiada skruszony skazaniec, wskazują na jego wiarę: „ty nawet Boga się nie boisz”. On wie, że Bóg jest i wierzy w jego istnienie. Jeśli popełnia się zło, trzeba się Jego obawiać, a raczej Jego słusznego osądzenia. Człowiek, który zabija niewinnego człowieka, argumentuje, że ma prawo do swego ciała. Albo ten, który zabija człowieka starego i wysłużonego, argumentuje, że jest on nieprzydatny społeczeństwu, nazywa to dobrą śmiercią. Zapewne taki człowiek nie boi się Boga, który jest jedynym Panem życia i śmierci.
Wydaje się, że człowiek, który boi się Boga, uznawany jest za słabego. Jako silnego traktuje się człowieka, który niczego i nikogo się nie boi, w tym Boga. Najczęściej jednak to bohaterstwo kończy się, gdy trzeba zaznać jakichś trudności, być pozbawionym przyjemności, wygód, dóbr czy nawet traci się anonimowość. Gdyby pod komentarzami w internecie trzeba było się podpisać swoimi pełnymi danymi osobowymi, przypuszczam, że byłyby one zupełne inne, a może nawet w ogóle ich by nie było.

Spojrzeć w tym samym kierunku
Jezus spojrzał na „dobrego łotra”, a on spojrzał na krzyż i Jezusa. Wydaje się, że to spojrzenie przesądziło o wszystkim. Tam doszło do zrozumienia, że nie ma innego lepszego rozwiązania. Trzeba z wielką pokorą spojrzeć w stronę Jezusa miłosiernego i prosić Go o wstawiennictwo u Boga Ojca. Tam też doszło do przemiany. Możemy śmiało powiedzieć, że gdyby udało się dobremu łotrowi ocalić życie, to byłoby ono zupełnie inne. Tam doszło do jedności. Ten biedny duchowo człowiek mimo wszystko jest w jedności z Jezusem w cierpieniu. Jeden i drugi, z ludzkiego punktu widzenia, tak samo cierpi.
Teraz rozumiesz, dlaczego trzeba raz po raz zdjąć krzyż ze ściany, położyć przed sobą, przytulić; albo i ten, który dostałeś do ręki.
Wielu z nas wychowało się na baśniach. Wśród nich zapewne były i utwory Andersena. Ten piękny, szklany świat, pełen piękna i szczęścia, gdzie wszystko kończyło się mimo wszystko dobrze, był wytworem człowieka, który nieustannie cierpiał biedę. Christian Andersen był człowiekiem niezwykle biednym, i to od dzieciństwa. W swojej autobiografii zapisał zdanie, które tłumaczy wiele: „Historia mego życia powie światu to, co powiedziała mnie: jest Bóg miłosierny, który kieruje wszystko ku najlepszemu”.

Trzymając w ręku krzyż to niewielka książeczka napisana przed laty przez ks. Waldemara Hanasa. Były redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego” był wcześniej przez kilka lat kapelanem w szpitalu, a później kierował diecezjalną Caritas. Nakładem Wydawnictwa Świętego Wojciecha wznowiono publikację, do której dołączony jest charakterystyczny krzyż. To właśnie do niego odwołuje się autor w rozważaniach, które będziemy publikować w kolejne niedziele Wielkiego Postu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki