A było tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na trzcinę gąbkę namoczoną w occie i podano Mu do ust. Gdy Jezus poczuł smak octu, powiedział: Wykonało się! (J 19, 28–30a).
Być może dlatego, że wreszcie człowiek okazał się wrażliwy na to wszystko, co się działo, i w odruchu ludzkiej pomocy spełnił to, o co prosił Jezus. I to wielkie pragnienie Jezusa, aby człowiek się zmienił z zatwardziałego, obojętnego na ludzki ból, na krzywdę, na tego, którego stać choćby na niewielki odruch życzliwości. Stąd to jednoznaczne: wykonało się!
Bogata Bieda
Tak niewiele miał człowiek do zaoferowania Bogu. Trochę octu i wody wymieszanej razem. Zresztą nie po raz pierwszy. Kiedyś też Jezus zapytał: Ile macie chlebów? Odpowiedzieli, że zaledwie pięć i dwie ryby. Tak niewiele. Wziął jednak tę ludzką biedę w swoje boskie ręce, błogosławił i oddał człowiekowi do sytości, a nawet więcej, bo pozostało dwanaście koszów ułomków. Ilekroć człowiek oddaje Panu Bogu swoje życie, a w nim wszystko to, co jest trudne, bywa, że Pan odmienia to życie na lepsze. Jakby wiedział, że człowiek więcej nie udźwignie. A jeśli nawet nie przemienia, to życie oddane Jemu staje się bardziej do zniesienia. Mając bowiem świadomość, że człowiek nie jest od tej pory sam, a z Bogiem, łatwiej mu pokonać albo tylko pogodzić się z trudnościami. Tam, na pustkowiu, oddali, co mieli. Całe pięć chlebów i dwie ryby. Wszystko! Człowiek oddał wtedy wszystko, co miał. Wobec takiego oddania się Bogu On nie pozostaje obojętny. I w jednej chwili człowiek, który był biedakiem, staje się bogaczem.
Krzyż, który trzymasz w ręku, też znaczy wszystko. To na nim Jezus oddaje się człowiekowi całkowicie. Oddaje swoje całe ludzkie życie. Czy to samo znaczy i dla ciebie? Czy ten krzyż, który spotkasz w swoim życiu, zarówno w symbolu, jak i być może ten życiowy, znaczy naprawdę wszystko? Trzeba nam bowiem wiedzieć, że tylko wtedy jest wystarczająco dużo, jeśli człowiek staje wobec człowieka cały i oddaje się jemu cały. Tylko wtedy człowiek zostaje zbawiony, a Bóg powie: wykonało się.
Chociaż w ten sposób Bóg – Jezus zapewnia człowieka, że to wielkie dzieło Jego zbawienia, czyli wyzwolenie z każdego grzechu, wykonało się. Człowiek często nie docenia tego, co się stało, czego dokonał Jezus na krzyżu dla człowieka. Tego, co się wykonało! I kiedy mogło się wydawać, że wszystko jest jasne i nic nie trzeba mówić, Jezus po raz ostatni zabiera głos i wypowiada swoje siódme przesłanie z krzyża: „Potem zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46a) „i skłoniwszy głowę, skonał” (J 19, 30b).
Adresat ŻYCIA
Komu, jeśli nie Bogu, człowiek winien oddać swoje życie, swojego ducha. Wszak przecież to życie i tego ducha otrzymał od Niego. To ostatecznie On jest dawcą tego największego daru.
Kiedy wiemy, że ktoś na nas czeka, łatwiej nam zebrać się do drogi. Bóg nieustannie czeka na nas. Wielu musi jednak prosić: „Panie, naucz mnie umierać”. Pan Jezus pokazał nam, że potrafi po ludzku umierać. Człowiekowi umierać po bożemu przychodzi znacznie trudniej. Patrzymy na śmierć Jego, na krzyż, i pytamy, jak w ogóle było to możliwe? Jak mogło się coś takiego zdarzyć?
Ściskając krzyż, czujesz jego niedogodność, ale jednocześnie i siłę. Czujesz, że z tym znakiem jest związany Ktoś, kto nie przegrał życia. Ktoś, kto nie poniósł klęski. Czujesz zwycięstwo.
Jezus, mimo że odszedł, jednocześnie pozostał. Dla potrzeby ludzkiego zbawienia po raz kolejny skurczył się w swej wielkości i jest obecny pośród nas w Eucharystii. Jest to pokarm, który mieści wszystkie największe tajemnice naszej wiary: mękę, śmierć i zmartwychwstanie. To właśnie w momencie przyjęcia Eucharystii, najczęściej w ciszy z twarzą ukrytą w dłoniach, powierzamy się Bogu – Ojcze w twoje ręce powierzam ducha mojego. Tylko On może nas przyjąć i tylko u niego możemy znaleźć pokój ducha.
Widowisko czy obecność?
Wydaje się, że Jezus chciał nam pokazać swoje odejście z tego świata, chciał nas tego nauczyć. Zawsze nas zaskakiwał. I wtedy, kiedy przyszedł na ziemię w osłonie nocy, i wtedy, kiedy pozostawił po sobie pusty grób, który zastali jego uczniowie. Także i wtedy, kiedy tu i ówdzie spotykał ich i był ich Mistrzem. Dlaczego zatem swoją śmierć uczynił takim widowiskiem?
Jezus chciał, abyśmy my, ludzie, patrzyli na jego cierpiące, a jednocześnie kochające oblicze. Chce, abyśmy w tej chwili, trzymając krzyż w swoim ręku, w tym cierpieniu z Nim się jednoczyli.
I nie mówmy sobie, że jest to niemożliwe. Nam, ludziom przełomu wieków XX i XXI, św. Jan Paweł II, który też ze swej śmierci uczynił „widowisko”, pokazał, że jest to możliwe. I jestem przekonany, że zrobił to także po coś! Podziwialiśmy go, kiedy był sprawny, kiedy śpiewał, jeździł na nartach, podróżował po całym świecie, kiedy zaskakiwał organizatorów swoich pielgrzymek, chcąc dotrzeć do zwyczajnych ludzi. Dlaczego nie mielibyśmy go podziwiać wtedy, kiedy był człowiekiem cierpiącym, niedołężnym, a jednak zawsze kochającym Boga i człowieka.
Podczas obchodów 60. rocznicy wyzwolenia obozu w Oświęcimiu jeden z więźniów opowiadał takie zdarzenie: „Esesmani powiesili dwóch Żydów i małego chłopca w obecności zgromadzonych więźniów obozu. Mężczyźni umarli szybko. Agonia młodego chłopca trwała niemal pół godziny. – Gdzie jest Bóg? Gdzie On jest – zapytał wtedy ktoś z szeregu. Ponieważ chłopiec jeszcze się szamotał na sznurze szubienicy, dało się słyszeć jeszcze raz zadane pytanie: – Gdzie teraz jest Bóg? Wtedy odezwał się inny głos: – Gdzie On jest? Jest tutaj. Wisi na tej szubienicy”.
I to jest prawda o obecności Jezusa pośród nas. Kiedy trzymasz krzyż w swoim ręku lub doświadczasz krzyża w swoim życiu i przychodzi to nieznośne pytanie: „Gdzie jest Bóg?”, powinieneś jako chrześcijanin odpowiedzieć sobie tylko w jeden sposób: „Jest tutaj!”.
Dziękując Tobie, Drogi Czytelniku, za to, że poprzez te teksty towarzyszyłeś mi w przeżywaniu tej nadzwyczajnej obecności Boga pośród nas, życzę, abyś w tym najbliższym czasie Wielkiego Tygodnia w sposób szczególny zaznał Jego obecności w Twoim życiu i niech tak już pozostanie na zawsze.
Trzymając w ręku krzyż to niewielka książeczka napisana przed laty przez ks. Waldemara Hanasa. Były redaktor naczelny „Przewodnika Katolickiego” był wcześniej przez kilka lat kapelanem w szpitalu, a później kierował diecezjalną Caritas. Nakładem Wydawnictwa Świętego Wojciecha wznowiono publikację, do której dołączony jest charakterystyczny krzyż. To właśnie do niego odwołuje się autor w rozważaniach, które publikowaliśmy w niedziele Wielkiego Postu