Logo Przewdonik Katolicki

(Nie)zakończony kryzys miłosierdzia

Weronika Frąckiewicz
Strach ogranicza nasze zdolności poznawcze. Umyka nam fakt, że uchodźcy nieukraińscy potrzebują pomocy tak samo jak Ukraińcy fot. Stefan Maszewski/REPORTER-eastnews

Rozmowa z Janem Murawskim o osobach, które w Polsce mogą zostać tylko piętnaście dni, miejscu, które ich przyjmuje, i Jezusie obecnym w ludziach odartych z godności.

W Klubie Inteligencji Katolickiej w Warszawie działa kilka różnych sekcji tematycznych. Ostatnio dołączyła do nich nowa o znaczącej nazwie „Gość w dom”. Co stoi za tą inicjatywą?
– Powstała ona na fali naszego zaangażowania przy granicy polsko-białoruskiej. Od października 2021 r. warszawski KIK prowadzi tam Punkt Interwencji Kryzysowej, organizujący pomoc humanitarną i prawną dla uchodźców i migrantów zmuszanych przez funkcjonariuszy białoruskich do przekroczenia polsko-białoruskiej granicy. Zimą, kiedy interwencji pomocowych było znacznie mniej, nasi wolontariusze postanowili skoncentrować się na osobach uchodźców i migrantów, którzy zostali w Polsce. Część z nich uzyskała status uchodźcy, część pozostawała w Strzeżonych Ośrodkach dla Cudzoziemców (SOC) lub innych placówkach. Wolontariusze Klubu wspierali osoby i rodziny, które zaczęły układać sobie życie w Polsce w znalezieniu i wyposażeniu domu czy w znalezieniu pracy. Docierali z pomocą także do osób, które przebywały w ośrodkach dla uchodźców, gdzie panują bardzo złe warunki. Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji na Ukrainę KIK rozwinął różne formy pomocy dla Ukraińców. Zauważyliśmy wtedy, że wśród uchodźców jest pokaźna grupa osób bez ukraińskiego obywatelstwa. Tych osób nie objęły przepisy pomocowe, według prawa muszą w ciągu 15 dni opuścić Polskę. To dla nich sekcja ,,Gość w dom” uruchomiła hostel interwencyjny w Warszawie, gdzie mogą odpocząć, zebrać siły, skorzystać z pomocy prawnej, psychologicznej, zaplanować dalsze kroki.

Jak wygląda organizacja hostelu dla siedemdziesięciu osób bez jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa?
– Hostel udostępnił nam jego właściciel zaprzyjaźniony z KIK-iem. Dał nam przestrzeń, którą musieliśmy zagospodarować. Skorzystaliśmy z pomocy wolontariuszy, częściowo tych, którzy angażowali się wcześniej przy granicy polsko-białoruskiej. Zgłosiło się ponad osiemdziesiąt osób, które zapewniają całodobową obsługę hostelu: sprzątają, zmywają, zawożą ubrania do pralni, ścielą itd. Nasi goście mają też zapewnione wyżywienie i dostęp do artykułów higienicznych. To jest żywy organizm, który niosą na barkach wszystkie zaangażowane osoby. Dotąd przyjęliśmy już ponad 400 osób.

W drugim tygodniu po wybuchu wojny, będąc na dworcu w Przemyślu, spotkałam sporą grupę nieukraińskich uchodźców z Ukrainy. Wolontariusze, którzy tam byli, przekonywali mnie, bez jakichkolwiek podstaw, że są to uchodźcy z białoruskiej granicy, którzy próbują wedrzeć się podstępem do Polski. Niestety, nie jest to odosobniona opinia o nieukraińskich uchodźcach z Ukrainy. Wokół nich krąży wiele niesprawdzonych i nieprawdziwych historii. Kim są ci, którzy trafiają do hostelu?
– Są tam osoby różnych narodowości. Do tej pory naliczyliśmy ich dwadzieścia sześć. Nie ma wśród nich osób, które próbowały przedostać się przez granicę białoruską. W większości to studenci z ukraińskich uczelni lub osoby, które w Ukrainie pracowały. Powrót do rodzinnego kraju jest dla nich bardzo trudny lub niemożliwy. Niektórzy nie mają gdzie wracać, ponieważ ich kraj również jest ogarnięty konfliktem, albo pochodzą z ubogich rodzin, które złożyły się na ich wyjazd i studia. Sam powrót do kraju bywa bardzo kosztowny, a aby wrócić do Kamerunu czy Tadżykistanu, trzeba mieć za co.

Jak uchodźcy trafiają do hostelu?
– Kierują do niego wolontariusze KIK-u i ich znajomi, pracujący na dworcach czy w punktach recepcyjnych. Jeśli widzą taką potrzebę, wysyłają uchodźców do naszego hostelu. Nasi goście mogą choć na kilka dni poczuć się bezpiecznie i odpocząć. Jest to olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne, porównywalne do prowadzenia firmy. Mówimy o ponad osiemdziesięciu wolontariuszach, których trzeba skoordynować i przeszkolić. Trzeba zorganizować dostawy potrzebnych rzeczy, zapewnić jedzenie. Są też dziesiątki codziennych praktycznych spraw: zgubiony klucz, konieczność napraw czy wezwania lekarza. Wszystko to dzieje się przy dużej rotacji gości. Koordynacja jest dużym wyzwaniem, które spoczywa na barkach wolontariuszy, którzy mają swoje własne rodziny, prace, studia.

Siedemdziesiąt osób, które ucieka przed wojną, nie wie, co ze sobą zrobić, a kraj, do którego trafili, nie jest im przychylny. Wyobrażam sobie, że sytuacja w hostelu jest napięta, zwłaszcza ze względu na stan psychiczny osób tam przebywających.
– To, że sytuacja jest trudna, to jest oczywiste, ale nie powiedziałbym, że dominuje tam depresyjny nastrój. Różnie ludzie reagują na sytuacje kryzysowe, u niektórych gości hostelu widziałem determinację, u innych poczucie zagubienia. Niektórzy są skrajnie zmęczeni. Hostel jest trochę punktem przesiadkowym, poczekalnią, ale mimo całego dramatu tych osób, z pozytywną energią.

Postawa wobec uchodźców dość mocno podzieliła katolików w naszym kraju. Skąd wynikają te rozbieżności?
– Postawa podkreślająca obawy przed uchodźcami, którą obserwowaliśmy przed wojną na Ukrainie, była naznaczona lękiem. Strach niestety ogranicza nasze zdolności poznawcze.
Jan Paweł II mówił: „Nie lękajcie się. Otwórzcie drzwi Chrystusowi”. Za mało robimy moim zdaniem, aby ten lęk przezwyciężyć, a za bardzo podkreślamy zagrożenia, dodatkowo je wyolbrzymiając. Gdy sytuacja na granicy z Białorusią się zaogniła, dominująca narracja skupiła się na podkreślaniu militarnego czy politycznego wymiaru białoruskich działań. Pominięty był fakt, że jesteśmy świadkami poważnego kryzysu humanitarnego, że na naszej granicy giną niewinni ludzie. Uchodźcy na granicy z Białorusią potrzebują pomocy, ponieważ zostali oszukani. Wielu z nich to uchodźcy z krajów autorytarnych lub ogarniętych wojną, wielu pochodzi z bardzo ubogich regionów. Władze Białorusi ściągnęły ludzi z całego świata, obiecując im lepszy los, po czym zmusiły przemocą do nielegalnego przekraczania granicy. Te osoby nie mają na to wpływu.

Pod koniec poprzedniego roku KIK zamieścił na swojej stronie stwierdzenie, że oprócz kryzysu humanitarnego doświadczamy w Polsce kryzysu miłosierdzia. Czy w związku z naszą otwartością dla Ukraińców możemy odwołać ten kryzys?
– To zależy na której granicy. To jest paradoks, ale mamy dwie granice i dwie różne postawy. Na ukraińskiej granicy widzimy wyjątkową empatię naszych obywateli i słusznie powinniśmy być z tego dumni. Postawa Polaków jest naprawdę wyjątkowa. Jest też druga granica, z Białorusią. Tam sytuacja również jest poważna. Nasi wolontariusze mają pełne ręce roboty, codziennie trafiają się osoby potrzebujące pomocy. Dowiadujemy się o grupach, które były zmuszane do przekroczenia granicy w dwie strony po kilkanaście razy. Są tam całe rodzinny, czasami z dziećmi, które nie dość, że nie dostają pomocy, to są poddawane dalszym represjom. Nasze miłosierdzie ich nie obejmuje. Tych osób jest oczywiście mniej, ale czy ich sytuacja jest diametralnie inna? Inny jest tylko mechanizm przedostawania się do Polski, powody jednak są te same: przemoc i agresja autorytarnego państwa doprowadziła do tego, że muszą uciekać i szukać u nas schronienia.

Kilka dni temu jedna z wolontariuszek KIK-u została zatrzymana przez polską straż graniczną pod zarzutem nielegalnego przewożenia ludzi przez granicę. To nie pierwszy przypadek interwencji służb państwowych w związku z działalnością KIK-u.
– Nasza wolontariuszka znajdowała się w samochodzie poza strefą objętą zakazem wjazdu. Jej obecność tam była związana z naszymi działaniami pomocowymi. Bardzo dbamy, żeby nasza pomoc udzielana była w granicach przepisów prawa: dostarczamy żywność, świeże ubrania, środki opatrunkowe, udzielamy pierwszej pomocy. To jest bardzo podstawowa pomoc.
Nasza wolontariuszka została zatrzymana najpierw przez straż graniczną, a następnie spędziła noc na komisariacie, gdzie postawiono jej zarzut pomocy w nielegalnym przekraczaniu granicy. Nie wiemy, dlaczego jej obecność powiązano z zarzutem o pomocnictwo w nielegalnym przekraczaniu granicy. Uważamy, że było to zupełnie nieuzasadnione. Sąd zresztą nakazał zwolnienie naszej wolontariuszki. Nie umiemy znaleźć innego wytłumaczenia dla takiego zachowania naszych służb niż wywieranie presji na wolontariuszy, aby się tam nie pojawiali i nie pomagali. Póki nam starczy sił i będzie taka potrzeba, nie planujemy stamtąd wyjechać. W uchodźcach widzimy Chrystusa, który jest nagi, jest przybyszem, jest ranny, a chwilę temu był więźniem. Na granicy z Białorusią spotykamy odzieranych z godności ludzi.

Hostel, o którym rozmawialiśmy, udostępniony jest KIK-owi na trzy miesiące. Co dalej?
– Chcemy przedłużyć działania hostelu i gdy zajdzie taka potrzeba, zmienić jego lokalizację. Oprócz pomocy dla nieukraińskich uchodźców z Ukrainy prowadzimy również wiele innych działań dla wszystkich uchodźców: szukamy mieszkań dla osób przybywających do Polski, prowadzimy lub wspieramy ewakuację z terytorium Ukrainy skoncentrowaną zwłaszcza na dzieciach z niepełnosprawnościami, prowadzimy popołudniowe spotkania świetlicowe dla dzieci z uchodźczych rodzin i organizujemy wsparcie dla ich mam. Prowadzimy również działania modlitewne, wspieramy duchownych greckokatolickich i prawosławnych, aby poradzili sobie z wyzwaniem, jakim jest skokowy wzrost wiernych. Wysyłamy również pomoc humanitarną i medyczną na teren Ukrainy. A także przymierzamy się do uruchomienia szkoły ukraińskiej w Warszawie. W naszych działaniach przyjmujemy optykę długoterminową – świadomi, że nawet po zakończeniu konfliktu część Ukrainy może być pod okupacją, a zniszczenia będą bardzo duże. Wielu z uchodźców zostanie u nas na dłużej, niektórzy być może na zawsze. Musimy już teraz planować i organizować dla nich pomoc.

JAN MURAWSKI
Sekretarz Klubu Inteligencji Katolickiej

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki