Sytuację zaognia fakt, że w tle trwają działania hybrydowe na polsko-białoruskiej granicy, a migranci są wykorzystywani przez Moskwę i Mińsk do wywierania presji na Warszawę.
Jest to tym bardziej niebezpieczne, że w Polsce przebywają już uchodźcy z Ukrainy i Białorusi oraz setki tysięcy pracowników z całego świata. Wśród nich także osoby z Azji i Afryki, które kolorem skóry przypominają nielegalnych imigrantów, próbujących dotrzeć różnymi kanałami do Europy. Politycy różnych opcji wykorzystują wcześniejszą legalną migrację do swojej narracji, a rosnące społeczne napięcie może obrócić się przeciw ludziom przebywającym na terenie naszego kraju całkowicie legalnie.
Jakby tego było mało, kontrowersje wzbudza również przyjęty niedawno przez Radę Unii Europejskiej pakt migracyjny, a w szczególności tzw. zasada obowiązkowej solidarności.
Gorąco na Wschodzie
Migranci z Bliskiego Wschodu są wykorzystywani przez reżim białoruski do nacisków na Polskę już od 2021 r. Akcja rozpoczęła się więc jeszcze przed pełnoskalową wojną w Ukrainie, niedługo po zdławieniu protestów przeciw Aleksandrowi Łukaszence, którym sprzyjała Warszawa. Po 24 lutego 2022 r., gdy Polska jednoznacznie wsparła zaatakowaną Ukrainę, Mińsk wspólnie z Moskwą zintensyfikował działania. Ostatnio stały się wręcz spektakularne. Na rzece Przewłoka co jakiś czas dochodzi do starć imigrantów ze Strażą Graniczną. Tylko podczas weekendu 11–12 maja doszło do ponad 800 prób nielegalnego przejścia granicy, a w pobliżu Przewłoki jednocześnie próbowało to zrobić ponad 140 imigrantów. Od początku roku Straż Graniczna odnotowała już ponad 17 tys. prób nielegalnego przejścia granicy polsko-białoruskiej.
Pojawiły się też pierwsze bardzo groźne zdarzenia, takie jak zranienie nożem młodego żołnierza, który niedługo potem zmarł w szpitalu, oraz serie strzałów oddawanych przez polskich żołnierzy w kierunku imigrantów. Co gorsza, politycy zaczęli wykorzystywać sytuację do własnych celów, manipulując faktami. W związku ze zbliżającymi się wyborami do Parlamentu Europejskiego rząd próbował przemilczeć śmierć 21-letniego żołnierza, podając informację dopiero dzień po tym, gdy fakty poznali dziennikarze Onetu. Opozycja natomiast wszczęła rwetes w sprawie zatrzymania strzelających przez granicę żołnierzy, chociaż najprawdopodobniej były ku temu podstawy, gdyż oddający strzały wojskowi wystawili na ryzyko utraty zdrowia lub życia nie tylko imigrantów – czyli jednak cywili – ale też swoich kolegów. Minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiedział, że po tym incydencie nie będzie żadnych dymisji w wojsku. Żołnierzom postawiono zarzuty i zawieszono w czynnościach służbowych. Zarówno strzały na granicy, jak i śmierć młodego żołnierza Mateusza Sitka, dowiodły przy okazji, że Polska nie jest przygotowana organizacyjnie na wywieraną presję. Na granicę wysyłani są żołnierze bez żadnego doświadczenia, chociaż jest w ogóle wątpliwe, czy powinno pojawiać się tam wojsko, które nie jest przygotowane i uprawnione do działań przeciw cywilom.
Powstał więc rządowy projekt, w którym regulowano działania żołnierzy na granicy. Początkowo, zapewne z powodów politycznych, pojawił się tam niezwykle kontrowersyjny zapis, który zakładał bezkarność żołnierzy w sytuacji niezgodnego z prawem użycia broni na granicy. Przepis został oprotestowany przez prawników i organizacje zajmujące się prawami człowieka. Finalnie nie znalazł się on w przyjętej przez Komitet Stały wersji projektu.
W połowie czerwca rząd podjął decyzję o utworzeniu na granicy z Białorusią ponad 60-kilometrowej strefy buforowej, w której obowiązuje zakaz wstępu przez co najmniej 90 dni. Większość strefy ma szerokość 200 metrów, ale na odcinku 16 kilometrów rozszerza się do aż
2 kilometrów. Strefa nie obejmuje położonych w tamtym rejonie miejscowości turystycznych, więc ewentualne odwoływanie urlopów nie jest konieczne.
Rządzący krytykują również jakość zbudowanej przez poprzedników zapory, chociaż będąc w opozycji, w alarmistycznym tonie sprzeciwiali się jej budowie. Według przepytywanego w Radiu Zet wiceministra ds. migracji prof. Macieja Duszczyka, nieskuteczny jest chociażby monitoring, który nie zapewnia obrazu ludzi zbliżających się do konstrukcji. Nad poprawą zapory pracują eksperci z Politechniki Śląskiej. Nadal stosowane są również tak zwane push- backi, czyli wypychanie imigrantów z powrotem na stronę białoruską, chociaż one także były krytykowane przez obecną koalicję rządzącą przed 15 października 2023 r. Według Duszczyka będzie można z nich zrezygnować, gdy sytuacja na granicy zostanie opanowana.
Wiceminister uważa, że podjęte działania zredukowały liczbę prób nielegalnego przedostania się do Polski o połowę. Problem w tym, że granica z Białorusią jest tylko jednym z wielu teatrów kryzysu migracyjnego w Unii Europejskiej.
Obowiązkowa solidarność nieobowiązkowa
Według danych Eurostatu w zeszłym roku liczba wniosków o udzielenie azylu w państwach UE wzrosła o 20 proc. w stosunku do 2022 r. Przebiła więc granicę miliona – w najtrudniejszym okresie poprzedniego kryzysu (2015–2016) była ona tylko o 200 tys. rocznie wyższa. Najwięcej wniosków zanotowano w Niemczech (330 tys.), Hiszpanii i Francji (po ok. 150 tys.) oraz we Włoszech (130 tys.).
Wciąż najwięcej imigrantów pochodzi z Syrii (180 tys. w 2023 r.) oraz Afganistanu (100 tys.). Rośnie także liczba identyfikowanych nielegalnych imigrantów. W całej UE w 2023 r. takich osób zanotowano ponad 1,2 mln. Prawie połowie miliona z nich nakazano opuszczenie terenu UE. Faktycznie wróciło do swoich krajów jednak tylko 111 tys.
W związku z rosnącą presją migracyjną Unia Europejska zdecydowała przyjąć nowe przepisy regulujące tę kwestię. W połowie maja Rada UE przyjęła 10 aktów ustawodawczych, które złożyły się na tzw. pakt o migracji i azylu. Państwa członkowskie będą musiały jeszcze zaimplementować te przepisy do swojego prawa, w czym będą miały pewną swobodę. Powinno się to stać do 2026 r.
Najwięcej emocji wzbudza mechanizm solidarności, którego zadaniem jest sprawiedliwe rozłożenie obciążeń między państwa członkowskie. Solidarność obejmuje trzy rodzaje działań. Jedną z nich jest relokacja części imigrantów – jak dużej, to będzie zależeć od skali kryzysu, ale zakłada się, że rocznie będzie relokowane ok. 30 tys. osób. Państwo przyjmujące może zrezygnować z przyjęcia imigranta w zamian za wkład finansowy wynoszący 20 tys. euro od osoby. Dostępne będą jednak także alternatywne środki solidarnościowe, takie jak wysłanie funkcjonariuszy straży granicznej lub pomoc w rozmieszczaniu ośrodków recepcyjnych. Środki alternatywne będzie można jednak zastosować wyłącznie w porozumieniu, czyli za zgodą, państwa beneficjenta. Według zapewnień prof. Duszczyka państwa członkowskie same będą mogły zadecydować o formie przyjęcia imigrantów – a więc wysokości świadczeń i pomocy innego rodzaju. Nie będzie więc ogólnoeuropejskich standardów w tym zakresie, lecz każdy kraj będzie mógł je dostosować do własnej sytuacji ekonomicznej i krajowego modelu społecznego.
Oprócz tego przyjęto również wiele przepisów umożliwiających ograniczenie liczby przybywających do UE imigrantów. Wprowadzono rozporządzenie o kontrolach przesiewowych, które umożliwi państwom członkowskim weryfikację tożsamości, w tym pobieranie danych biometrycznych. Będą one gromadzone w bazie Eurodac. Uproszczona zostanie procedura azylowa, by można ją było przeprowadzać szybciej, a także procedura powrotu, która ułatwi odsyłanie osób z odrzuconym wnioskiem azylowym. Wobec osób pochodzących z krajów o niskim poziomie przyznawania azylów – czyli uznawanych za stosunkowo bezpieczne – prowadzona będzie procedura graniczna. Takie osoby będą musiały ją przejść poza granicami UE, a wjechanie do UE przed jej przeprowadzeniem będzie uznane za nielegalne.
Rasizm jako narzędzie polityki
Podczas głosowania w Radzie UE przeciw były Polska, Węgry i Słowacja, jednak tak skromna koalicja nie wystarczyła do odrzucenia przepisów. W rozmowie z Radiem Zet wiceminister Maciej Duszczyk zapowiedział, że polski rząd domagać się będzie renegocjacji paktu, gdyż nie jest on dostosowany do obecnych realiów. Według Duszczyka, oparto go na realiach sprzed dekady, czyli z czasów poprzedniego kryzysu migracyjnego. Obecna sytuacja jest inna, gdyż obok naturalnych procesów migracyjnych pojawiły się działania wrogich Europie państw, które wykorzystują imigrantów do wywierania presji na UE. Renegocjacji ma się domagać koalicja 15 państw członkowskich, chociaż trudno powiedzieć, czy to prawda, czy tylko życzeniowe opisywanie rzeczywistości. Głosowanie w Radzie UE odbyło się ledwie miesiąc temu i tam liczba państw sceptycznych była pięć razy mniejsza.
Napięcie w Polsce nieoczekiwanie wzmogła sytuacja na granicy z Niemcami. Berlin od początku roku zatrzymał na granicy z Polską prawie 7,5 tys. cudzoziemców, którzy próbowali nielegalnie wjechać na terytorium Niemiec. Ponad 3,5 tys. z nich zawrócił z powrotem na terytorium Polski. W sieci pojawiły się opinie, że to wstęp do rozlokowywania w Polsce imigrantów przybywających do Europy Zachodniej. Szczeciński poseł Suwerennej Polski Dariusz Matecki, który zasłynął niedawno zwiedzaniem dachu Sejmu po nocy, zaczął umieszczać filmy i zdjęcia ciemnoskórych osób widzianych na zachodzie Polski, będących rzekomo nielegalnymi imigrantami podrzuconymi przez Berlin. Tymczasem dwie trzecie odesłanych z Niemiec do Polski imigrantów stanowili obywatele… Ukrainy. Faktem jest jednak, że pojawiły się informacje o arbitralnym odwożeniu imigrantów przez niemiecką policję na teren Polski. Niemiecki radiowóz miał wysadzić imigrantów w Osinowie Dolnym (woj. zachodniopomorskie) i zwyczajnie odjechać, co jest niezgodne z zasadami współpracy unijnych służb granicznych – o czym poinformowała polska Straż Graniczna.
Niestety politycy i komentatorzy prawicy postanowili wykorzystać napięcie związane z presją na granicach UE oraz kontrowersjami związanymi z paktem migracyjnym, by podbić swoje notowania i zaatakować przeciwników politycznych. Na portalu X pojawiła się więc cała seria skandalicznych wpisów o charakterze czysto rasistowskim, w których prezentowano zdjęcia zupełnie spokojnych osób o ciemnym kolorze skóry, spacerujących po ulicach polskich miast, opisywanych jako nielegalni imigranci, którzy mają rzekomo już niedługo dokonywać agresywnych działań przestępczych. Prawdopodobnie zdecydowana większość z nich była legalnymi imigrantami zarobkowymi, którzy przyjechali do pracy jeszcze w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy, która bardzo szeroko otwarła granice dla pracowników z całego świata.
By jeszcze bardziej podgrzać opinię publiczną, publikowano filmy z zagranicy, w których osoby o ciemnym kolorze skóry popełniają różnego rodzaju przestępstwa – chociaż analogicznych zdjęć i filmów z białymi Polakami znajdziemy w sieci również całe mnóstwo. Zdjęcia i filmy z całego świata – z USA, Wielkiej Brytanii, Francji i wielu innych krajów – prezentowane były jako dowody na odbywające się właśnie na ulicach polskich miast piekło zgotowane przez migrantów z Afryki i Azji.
Abstrahując już nawet od moralnego wymiaru tych niebywałych wpisów, to tak drastyczne przykłady nieodpowiedzialności nie powinny uchodzić politykom na sucho. Dokładnie ci sami ludzie najpierw mieli swój udział w niezwykle liberalnej polityce migracyjnej poprzedniego rządu, w wyniku której na polskich ulicach pojawiło się mnóstwo osób z całego świata – i nie ma w tym nic złego – a po utracie władzy rozpoczęli szczucie na nie na ogromną skalę. Według wiceministra Duszczyka obecnie w Polsce przebywa legalnie ok. 2,8 mln imigrantów, w większości z Ukrainy i Białorusi, ale też Uzbekistanu, Filipin, Indii czy Bangladeszu. Jest też mnóstwo osób z Afryki. Politycy uczestniczący w tym rasistowskim festiwalu biorą ich sobie na sumienie, chociaż można założyć, że już dawno stracili z nim kontakt.