Trzeba rozumieć ludzi. Nie gorszyć się nigdy nikim. Walka o zaspokojenie pierwszych potrzeb w rodzinie może przybrać niekiedy formy drastyczne, wywołane rozpaczą. Nie trzeba o tych ludziach źle myśleć i mówić. Trzeba w nich zobaczyć zaniepokojonych, cierpiących, męczących się na co dzień ludzi.
Dlaczego tyle o tym mówię? Dlatego, że param się tą sprawą od bardzo dawna i widzę, jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Musi być serce społeczne, które w poczuciu wielkiej wspólnoty, w obliczu Ojca Niebieskiego wołać będzie: Daj nam, wszystkim, bez wyjątku! Serce społeczne, prawdziwie chrześcijańskie, jest szerokie i bardzo otwarte. Może nie widzimy ludzi głodnych, którzy są gdzieś daleko, nad Gangesem czy nad jeziorem afrykańskim, ale Bóg od nas wymaga, abyśmy ich sercem ujrzeli.
Dlatego to Chrystus, który przez ręce uczniów chleb rozdawał, mówił im: „Gdy modlić się będziecie, mówcie tak: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj!”.
Ze szczególną troską, zrozumieniem i żarliwością naszego chrześcijańskiego serca wołać powinniśmy do Ojca chleba naszego powszedniego, aby „pod wspólnym dachem domostwa naszego nie było głodnych, bezdomnych i płaczących” (Śluby Jasnogórskie). To wołanie w niebo niech nas uwrażliwi na każdą ludzką nędzę, na każdą łzę tak, abyśmy naprawdę doznali na sobie głodu sycenia głodnych. Niech otworzy nam serca, dłonie, ramiona, drzwi naszych domów, spiżarni, szaf! Wszak przyrzekliśmy „dzielić się między sobą ochotnie plonami ziemi i owocami pracy…” (Śluby Jasnogórskie). Niech w milenijnej Polsce stanie się to rzeczywistością!
Książkę można kupić tutaj