Niechby nam pozostała, jako cenne dziedzictwo tych czasów, pamięć o wszystkich głodnych, bezdomnych, wysiedlonych, pozbawionych własnego mienia i dachu nad głową wtedy, gdy zasiadamy do własnego stołu.
Czy widziałem kiedy głodne oczy dziecka liczącego moje łyżki? Czy widziałem małego włóczęgę, z jak niewymowną tęsknotą patrzy na moje całe buty? Czy widziałem wychudłą matkę karmiącą wyschłą piersią wynędzniałe niemowlę? Czy widziałem zgorączkowaną położnicę konającą na zgniłej słomie, bez okrycia? Czy widziałem noworodka, dla którego nie ma koszulki? Czy widziałem starca, który kończy swą karierę życiową o głodzie? Czy widziałem kiedy dzieci bijące się łyżkami o ostatni ziemniak na misce? Czy widziałem „inteligenta” podkradającego na reprezentacyjnym bankiecie ciastka dla chorego synka? Czy wiem, ile dzieci przyszło do szkoły bez śniadania, ilu robotników do pracy – głodnych, ilu urzędników do biura – bez bielizny? To są wszystko ludzie, których Chrystus objął swoją modlitwą: „Chleba naszego… daj nam…”. To są ludzie, o których nie wolno mi zapominać, gdy siadam do stołu. Wtedy i ja zjem swoją zupę „ukradkiem”, w poczuciu niezasłużonego uprzywilejowania. Może tak przyjęty posiłek wyprostuje mi duszę, rozszerzy serce, otworzy oczy, a wtedy dojrzę to, czego dotąd nie dostrzegałem?
Modlić się za głodnych, za nędzarzy, za nieszczęśliwych, za opuszczonych, to znaczy zaniepokoić swoje sumienie, ożywić myśl, troskę i inicjatywę na rzecz „innych”. Niewiele może zdołam uczynić, ale z kropel powstają oceany, a z cegiełek – gmachy.
Książkę można kupić tutaj