Niosę do ust łyżkę napełnioną po brzegi; obfitość spływa z niej w talerz jak dobra spływające do kasy chciwca. Czyje ręce sporządziły to narzędzie? Może trudził się nad nią człowiek osłabły z głodu? Może opróżniony talerz wygłodniałym dnem przemawia pytaniem: czy garncarz wziął zapłatę swoją, czy może ma ze swej pracy tyle, ile usłużny talerz, który oddał mi strawę? Czy głodne oczy służącej, kelnera, obsługi kuchennej nie wołają, że robotnik ma pierwszy pożywać z owoców pracy swojej? Były takie domy w Polsce, w których służba, mająca podawać do stołu, pożywiała się naprzód, aby nie musiała głodnym okiem śledzić półmisków. Były takie domy w Polsce, w których pani domu brała z wazy ostatnia, z tego, co zbywało…
Pozostanie wielką prawdą, że na moją sytość pracują setki głodnych, niedożywionych, wycieńczonych, wychudłych, źle wynagrodzonych, a może wyzyskanych, żyjących w poczuciu krzywdy społecznej, niesprawiedliwości, doznanego zawodu. Może na nożu, który trzymam w ręku, znać jeszcze – jak w obrazie Lentza – ślad zrezygnowanych dłoni człowieka, który wprawdzie nie użyje siły, ale też i nie dozna radości z wyzyskiwanej pracy? Może całe okropieństwo walki o byt, o chleb powszedni, o uczciwą zapłatę, o pokój społeczny, dojdzie jak echo do głosu w pobrzęku zastawy stołowej?
Książkę można kupić tutaj