Chrystusowe ujęcie modlitwy o chleb, w liczbie mnogiej, jest wybitną nauką uspołecznienia człowieka w chwili najbardziej drastycznej, gdy samolubstwo ludzkie zdolne jest dojść do szczytu, zwłaszcza gdy sami jesteśmy w niedostatku albo gdy serce nam zatyło w przesycie.
Nie wystarczy troszczyć się o chleb powszedni dla siebie i dla swoich domowników. Trzeba zdobyć się na wolę troski o chleb powszedni dla wszystkich; trzeba modlić się o chleb powszedni dla wszystkich. Czy nie dlatego wokół nas tylu głodnych, żyjących w niedostatku i nędzy, że modlitwa nie wysubtelniła naszej wrażliwości na głodne usta i oczy? Może dlatego, że zbywająca łyżka na stole nie budzi sumienia? A gdy zgrubienie sumienia stanie się chorobą społeczną, jakże wtedy trudno pozyskać społeczeństwo dla reform społecznych? Cóż znaczy przymus, gdy brak jest usposobienia społecznego i wrażliwości na potrzeby ludzkie? Mógłby on najwyżej dokończyć dzieła, ale doświadczenie poucza, że im jest bezwzględniejszy, tym większy budzi sprzeciw, nawet w słusznej sprawie, jeśli brak jest subtelnego wprowadzenia do dzieła przez uwrażliwienie sumień.
W czasie ostatniej okupacji hitlerowskiej w Polsce społeczeństwo nasze uczyniło wielki krok naprzód w tej dziedzinie. Mnóstwo bezdomnych, wysiedlonych, wędrowców, głodnych znalazło gościnne przyjęcie pod strzechami wiejskimi i dworskimi. Wspólna niedola otworzyła serca i drzwi. Wysiedlona po upadku Powstania ludność Warszawy była przyjęta przez lud wiejski bezinteresownie, z otwartymi ramionami. To zjawisko warto zapamiętać jako wysoce wartościowy wskaźnik, którędy prowadzi droga do serc ludzkich.
Książkę można kupić tutaj