Kolejne bomby spadają na Ukrainę, a świat zastanawia się, czy jakiś aktor miał rację, policzkując innego podczas oscarowej gali, czy nie. Jacy żałośni jesteśmy, my, ludzie… Kiedy to piszę, mija druga doba po wydarzeniach, które „wstrząsnęły” światem kultury, co widać po setkach artykułów prasowych poruszających ten „wielki” towarzyski skandal. Serio, kogoś to interesuje? Przypuszczam, że wcale nie aż tak, przynajmniej tu, obok Ukrainy, obok wojny.
A mimo to dziennikarze działów kultury próbują, jak mogą, zainteresować polskiego czytelnika tą hollywoodzką aferą, zastanawiając się, czy panowie byli przyjaciółmi, czy nie, czy Akademia Filmowa ukarze agresora, bo przecież ostatecznie przeprosił, i jaką minę miała w czasie tego aktu przemocy Nicole Kidman. Na stronie działu kultury jednego z najpopularniejszych serwisów informacyjnych naliczyłam trzynaście tytułów na ten temat. Te teksty mają krótkie życie, oczywiście, tak działają media. Jest o czym pisać, następuje eksploatacja tematu, do czasu, aż nadejdzie następna pożywka. Na naszych oczach dzieją się telenowele, reality show, w których człowiek odgrywa rolę aktora lub widza. To trochę pokazuje, co świat myśli o wojnie w Ukrainie. Niewiele. Wszystko toczy się swoim rytmem, musi być czerwony dywan i suknia od projektanta. Ten świat chce się bawić. Jedni, pozując do fotografii, inni je oglądając, jeszcze inni komentując fryzury i śledząc wpadki. Wszystko kręci się wokół gwiazd i ich wymyślonego życia, bo zapewniam, że to prawdziwe przeważnie nie odbiega od naszego.
A jednak nie mogę pojąć tych wszystkich gali i pokazowego blichtru, którego nie brakuje też u nas, nie mieści mi się w głowie to przeglądanie się w lustrze i odbieranie nagród, wdzięczenie się do kamer i tego świetnego samopoczucia, podczas gdy Mariupol równany jest właśnie z ziemią. Cierpienie jest zawsze takie samo. Samotność i odrzucenie boli. Lęk przed śmiercią waży tak samo. Pieniądze i bogactwa mogą tylko oszukiwać, że nie jest tak źle, bo wciąż dzięki nim wiele można, ale życie w takim uśpieniu jest tylko chwilowe. Myślę sobie, że wojna w Ukrainie dla nas jest takim przebudzeniem z dobrego snu. Nie mamy już szansy zasnąć znowu, bo nawet jeśli będziemy się starać uciec w oglądanie zdjęć celebryckiego towarzystwa, to zaraz o rzeczywistości przypomną nam ukraińskie matki stojące w kolejce do fotografa i ukraińskie dzieci w szkole naszego dziecka. Ich cierpienie, ich tęsknota, ich lęk, ich samotność…
To, co robią w Ukrainie Rosjanie, to zło w najczystszej postaci. Demon. Ten Wielki Post ma barwę najczarniejszą z czarnych, ale choć wciąż ogarniają nas ciemności wiemy, że na horyzoncie zamajaczy światło. Nadzieja Zmartwychwstania jest coraz bliżej.