Trudno jest się znaleźć w tym wszystkim – przyznają Olena i Makar, dwoje młodych ludzi z Ukrainy, którzy wraz z mamami i młodszym rodzeństwem uciekli do Polski. Każde z nich ma w ręce telefon i przez cały czas zerka na wyświetlające się wiadomości i zdjęcia, głównie od tych, którzy tam pozostali. – Tata walczy. Boję się, co będzie – głos Oleny zaczyna drżeć i dziewczyna odwraca głowę. Zmieniam temat i pytam o ich plany, o to, co chcą robić w Lesznie. – Wrócimy, musimy wrócić – zdecydowanie odpowiada Makar. – Na razie uczymy się zdalnie, ale mama chce, abyśmy poszli do szkoły tu, w Polsce – dodaje Olena. – Poza naszymi z Ukrainy nie mamy tu nikogo, nie znamy polskiego, a przecież nauka jest po polsku. Nie wiem, jak to będzie.
Piłka w grze
Odpowiedzią na takie obawy są powstające w polskich szkołach klasy przygotowawcze, w których główny nacisk kładzie się na naukę języka polskiego. Pod koniec marca taką klasę uruchomił Zespół Szkół Ogólnokształcących w Gostyniu. Uczniowie z Ukrainy uczą się w niej nie tylko mówić i pisać po polsku, ale mają także inne przedmioty. Oprócz wychowawcy w szkole wspiera ich Nina Litwinienko, Ukrainka, której mąż już od pięciu lat pracuje i mieszka w Gostyniu. Nina mówi po polsku, dlatego też chętnie podjęła się roli szkolnego tłumacza. – Nie rozmawiamy o wojnie, choć zdaję sobie sprawę, że każde z nich śledzi to, co dzieje się w Ukrainie, i mocno to przeżywa – mówi Nina. – Tu w szkole skupiamy się na tym, aby było normalnie, czyli są lekcje, nauka, rozmowy o sprawach z tym związanych. Ja pomagam im w zrozumieniu tego, co mówią nauczyciele, i w nauce polskiego.
Pierwszy dzień w szkole był wyjątkowy. Ukraińską młodzież przywitał starosta gostyński, uczniowie poznali najważniejsze miejsca w budynku, otrzymali plecaki z wyposażeniem. – Trochę się jeszcze boją, ale są ciekawi nowego miejsca i chętni do nauki – mówi Nina Litwinienko. – Widać także, że pomału się aklimatyzują. Młodzi Polacy dobrze ich przyjmują, starają się z nimi rozmawiać i zaprzyjaźniać. Chłopacy już wspólnie grają w piłkę.
Na jednym dywanie
Nie tylko w szkołach dzieci i młodzież z Ukrainy mogą znaleźć wsparcie. Niezmiernie ważne jest nawiązanie relacji w miejscu zamieszkania. W Wilkowicach pod Lesznem, w budynku należącym do parafii schronienie znalazły matki z dziećmi. Pięciu chłopców w wieku od 7 do 14 lat niedawno rozpoczęło naukę w gminnej szkole podstawowej.
– To nie wystarcza – przekonuje Marta Wawrzyniak, prezeska Fundacji Żyrafa – Edukacja Ponad Wszystko, która w tym samym budynku, gdzie mieszkają uchodźcy z Ukrainy, od dwóch lat prowadzi szkołę dla dzieci w nauczaniu domowym w spektrum autyzmu oraz innych problemów rozwojowych. – Mogę sobie tylko wyobrazić, jak trudna jest to sytuacja dla chłopców. Nagle zostali wyrwani ze swoich domów, ich ojcowie, dziadkowie pozostali na Ukrainie, a oni znaleźli się w miejscu, którego nie znają, nie rozumieją języka, a do tego wszystkiego idą do nowej szkoły, w której nie mają kolegów, nauczyciele mówią do nich w obcym języku i często uczą czegoś, czego oni wcześniej się nie uczyli, bo w Ukrainie jest inny system edukacyjny. Wierzę, że szkoła stara się zrobić wszystko, aby dobrze się w niej poczuli i chcieli się w niej uczyć, ale to nie wystarcza. Z własnego doświadczenia jako mama wiem, jak wielkie znaczenie ma przyjazne środowisko, gdzie dzieci mogą poznawać ludzi i zdobywać nowe doświadczenia – mówi Marta Wawrzyniak.
Dlatego też wspólnie z innymi osobami zaangażowanymi w działalność Fundacji Żyrafa postanowiła organizować popołudniowe zajęcia, na które zaprosiła małych sąsiadów oraz inne dzieci ukraińskie i polskie z okolicy. – Zajęcia mają na celu przede wszystkim integrację. Jest ruch, zabawa, rysujemy, malujemy, przeprowadzamy różne eksperymenty i doświadczenia. Chcemy, aby dzieci miały więcej radości i powodów do uśmiechu – mówi Aleksandra Zarzycka, prowadząca zajęcia. I tak też się dzieje w Wilkowicach. Na dywanie w kręgu siedzą dziewczynki i chłopcy, obserwując kolejne doświadczenie. Padają polskie i ukraińskie słowa, a dzieci, nie bacząc na język, uzupełniają swoje spostrzeżenia.
Dorośli wymyślili także sposób na to, jak zapoznać małych mieszkańców Wilkowic z ich miejscowością. – Chodzi nie tylko o ukraińskie dzieci, ale także o polskie, które niedawno tu zamieszkały – mówi Joanna Jękot-Łaźniak z grupy wolontariuszy. – Będziemy szukać „zajączka”. To przede wszystkim zabawa dla dzieci, ale przy okazji będziemy zwiedzać Wilkowice. Dzieci zobaczą na przykład, gdzie jest sklep, biblioteka, straż pożarna i co w tych miejscach się dzieje.
Źródło przygarnia
Dobrym miejscem na znalezienie nowych przyjaciół w Polsce są także wspólnoty duszpasterskie. Młodzieżowa grupa Źródło, działająca przy parafii św. Małgorzaty w Gostyniu, zaprosiła na swoje spotkania trójkę młodych Ukraińców, którzy wraz z rodzinami zamieszkali w jednym z budynków parafialnych.
– Widać, że dobrze się wśród nas czują – mówi Damian Dworniczak, uczeń jednej ze szkół podstawowych w Gostyniu. – Przychodzą na spotkania, włączają się w to, co robimy. Pewną barierą jest język, ale jakoś sobie radzimy.
– Od niedawna chodzą także do szkoły w Gostyniu. Z rozmów wiem, że na początku nie chcieli iść do szkoły, obawiali się, jak zostaną przyjęci, ale teraz jest chyba dobrze – dodaje Agnieszka Urbaniak, opiekunka młodzieżowej grupy Źródło. – My staramy się, aby podejmowali się czegoś, co potrafią. Dziewczyny mają umiejętności muzyczne, dlatego przygotowują się do zaśpiewania po ukraińsku psalmów podczas Triduum Paschalnego. Dla jednej z nich organizujemy niespodziankę na szesnaste urodziny, które na Ukrainie są szczególnie uroczyście obchodzone, jak u nas osiemnaste. Bardzo przeżywa to, że ojciec jest na wojnie.
Od przedszkolaka do studenta
W całym kraju są tysiące osób, które wspierają młodych Ukraińców. Podejmowane są przeróżne inicjatywy, których celem jest poradzenie sobie z traumą wojny, ucieczki i bycia uchodźcą.
Od kilku tygodni działa internetowa platforma druhawemniemasz.com. Wymyśliła ją Maria Trybus, dziewiętnastolatka z Rzeszowa. Internetowa platforma działa w języku polskim, ukraińskim oraz angielskim. Osoby poszukujące wsparcia oraz te, które chcą go udzielić, wypełniają formularze, które pozwalają łączyć je w pary. W ten sposób młodzi Ukraińcy mogą poznać przyjaznych ludzi, przede wszystkim rówieśników. Chodzi o przyjacielskie wsparcie w formie rozmowy, spotkanie przy kawie, oprowadzenie po miejscowości, w której zamieszkali uchodźcy, oraz pomoc w zapoznaniu się z systemem edukacji, wsparcie przy rekrutacji, pomoc w zaaklimatyzowaniu się w nowej szkole czy na uczelni. Strona jest przeznaczona dla osób powyżej szesnastego roku życia.
W Pile jedenastoletni Szymek, jeszcze zanim w jego szkole pojawili się pierwsi mali uchodźcy z Ukrainy, opracował listę podstawowych zwrotów w języku polskim i ukraińskim. Pomysł zaakceptowali szkolni koledzy i koleżanki oraz nauczyciele i jego tabelka w postaci plakatów została rozwieszona na korytarzach, by wszyscy mogli się przygotować na powitanie nowych uczniów.
W Lesznie sześcioletni Jarek Kozhukhar pomaga w swoim przedszkolu jako tłumacz. Chłopiec, którego rodzina już od pewnego czasu mieszka w Polsce, równie dobrze radzi sobie z językiem ukraińskim, jak i polskim. Gdy do jego grupy dołączyły dwie koleżanki z Ukrainy, umiejętności Jarka okazały się prawdziwym wybawieniem dla dzieci i wychowawczyń.