Dosyć niespodziewanie rząd zapowiedział kolejną daleko idącą obniżkę podatku dochodowego od osób fizycznych. Zapewne mało kto przypuszczał, że Polski Ład – flagowa reforma podatkowa partii rządzącej – zaledwie po trzech miesiącach obowiązywania będzie już zmieniana. Powstały w jej wyniku chaos wymusił jednak korekty, które mają w założeniu uprościć system i nadać mu więcej przejrzystości. Miejmy nadzieję, że te nowe zmiany będą już ostateczne i w sierpniu nie pojawi się kolejna przełomowa reforma, jeszcze „lepsza” od poprzedniej.
Niestety, polska legislacja nie stoi na najwyższym poziomie, przez co ustawy są pełne błędów, a obywatele stają się czymś na kształt królików doświadczalnych, na których testowane są projektowane na szybko zmiany. Polska legislatura preferuje „rozpoznanie bojem” – uchwalmy, a potem się zobaczy, co trzeba będzie zmienić. Tak właśnie wygląda sytuacja z Polskim Ładem, który czekają kolejne, dosyć głębokie zmiany. A płynące z nich korzyści rozłożone zostaną wyjątkowo nierówno.
Ulga do kosza
Zaproponowane właśnie przez rząd uproszczenie Polskiego Ładu, będące oficjalnie jedynie elementem „tarczy antyputinowskiej” (akurat nazewnictwo wychodzi naszej władzy całkiem nieźle…), opierać się będzie przede wszystkim na zniesieniu niejasnej ulgi dla klasy średniej. Miała ona ochronić dochody zarabiających między średnią a dwukrotnością średniej krajowej, jednak finalnie okazała się bublem prawnym. Rządzący nie przewidzieli, jak wielu Polaków łączy zarobki z różnych źródeł, w tym z umów cywilnoprawnych, które w ogóle nie zostały ulgą objęte. Poza tym niemała grupa podatników zarabiająca w okolicy dwukrotności średniej krajowej nie mogła mieć pewności, że pod koniec roku nie przekroczy limitu dochodów i na ulgę się nie załapie. Mało kto też w ogóle rozumiał mechanizm tego rozwiązania, gdyż zapisany był on w dosyć niejasnym wzorze matematycznym. Ulga dla klasy średniej miała być więc nowatorska, a finalnie okazała się kompletną pomyłką.
Zamiast ulgi dla klasy średniej rząd proponuje obniżenie pierwszej stawki PIT z 17 do 12 proc. Dzięki temu większość podatników nie odczuje negatywnych skutków likwidacji odliczania składki zdrowotnej od podatku, a nawet jeszcze skorzysta. Pozostałe kluczowe elementy Polskiego Ładu zostaną utrzymane – mowa o podniesieniu kwoty wolnej do 30 tys. zł rocznie oraz podniesieniu progu drugiej stawki PIT do 120 tys. zł. Obniżenie pierwszej stawki PIT do 12 proc. obejmie wszystkich podatników, którzy rozliczają się według skali podatkowej – a więc etatowców, zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych oraz większość samozatrudnionych. Zmiana nie obejmie za to rozliczających się podatkiem liniowym oraz ryczałtowców.
W rezultacie rozszerzony zostanie krąg beneficjentów tegorocznej reformy podatkowej. W pierwszej wersji Polskiego Ładu zarabiający powyżej 12,5 tys. zł miesięcznie mieli już tracić. Jeśli zaproponowane zmiany wejdą w życie, zarabiający 15 tys. zł dostaną na rękę o sto złotych więcej niż w zeszłym roku. W porównaniu do Polskiego Ładu oznacza to łączną korzyść 375 zł – gdyż według PŁ mieli oni tracić 275 zł miesięcznie.
Korzyści nierówno rozdzielone
Obniżenie pierwszej stawki PIT przyniesie ulgę większości aktywnych zawodowo, jednak znaczna część korzyści trafi do lepiej zarabiających. Pracownicy zatrudnieni na płacy minimalnej w ogóle tych zmian nie odczują, gdyż ich dochody i tak nie przekraczają kwoty wolnej od podatku, więc tego ostatniego nie płacą. Według symulacji Grant Thornton, zarabiający 4 tys. zł miesięcznie otrzymają na rękę o 35 zł więcej w stosunku do Polskiego Ładu (i niecałe 150 zł więcej w porównaniu do zeszłego roku). Korzyść dla podatników z dochodem 5 tys. zł wyniesie już 80 zł w stosunku do Polskiego Ładu, a dla podatników z dochodem 10 tys. miesięcznie ponad 200 zł. Zarabiając 12 tys. zł po zmianach otrzyma się na rękę nawet o 380 zł więcej. Jak widać rządzący tym razem postanowili dopieścić polską klasę średnią, gdyż to właśnie do niej trafi zdecydowana większość korzyści płynących z nowelizacji Polskiego Ładu.
Rząd proponuje także przywrócenie wspólnego rozliczania się samotnych rodziców z dzieckiem. Polski Ład zlikwidował to rozwiązanie, wprowadzając w jego miejsce mniej korzystną stałą ulgę kwotową w wysokości 1,5 tys. zł rocznie. Spotkało się to z uzasadnionym oburzeniem, gdyż wielu średnio zarabiających samotnych rodziców traciło, chociaż to akurat grupa, która powinna być na jednym z ostatnich miejsc w kontekście zwiększania obciążeń podatkowych. Rządzący postanowili więc naprawić swój błąd i przywrócić zasady z zeszłego roku. Dzięki temu samotni rodzice znów będą mogli naliczyć podwójną kwotę wolną – za siebie i za dziecko. W ich przypadku kwota wolna od podatku wyniesie więc aż 60 tys. zł rocznie.
W propozycjach rządu znalazło się także rozwiązanie wprost skierowane do najlepiej zarabiających. Samozatrudnieni i przedsiębiorcy rozliczający się liniowym podatkiem PIT 19 proc. będą mogli zaliczyć część swojej składki zdrowotnej do kosztów uzyskania przychodu. Maksymalna kwota składki, którą będzie można wliczyć w koszty, wyniesie 8,7 tys. zł rocznie. Oznacza to, że „liniowcy” zyskają w skali roku 1650 zł – w stosunku do Polskiego Ładu.
Istotny jest także proponowany termin wprowadzenia zmian. Nowy sposób naliczania podatków miałby ruszyć od 1 lipca, a więc dopiero lipcowe wypłaty będą odpowiednio wyższe. Jednak równocześnie zmiany te mają obejmować cały rok. Wyższe potrącenia w pierwszej połowie bieżącego roku zostaną więc podatnikom wyrównane przy okazji rocznego rozliczenia się z fiskusem. Czyli na wiosnę przyszłego roku.
Państwo w chwili próby
Na pierwszy rzut oka zmiany te wydają się być korzystne. Większość podatników na nich zyska – chociaż głównie ci lepiej zarabiający, co jest wątpliwe z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej. Problem w tym, że poszerzenie w ten sposób budżetów gospodarstw domowych oznacza automatycznie uszczuplenie budżetu naszego państwa. I to niebagatelne. Według analizy banku Pekao, proponowane zmiany zmniejszą dochody finansów publicznych o 18 mld zł rocznie. Natomiast według wiceministra finansów Artura Sobonia, odpowiedzialnego za nowelizację Polskiego Ładu, łączny koszt pierwotnej oraz zmienionej reformy podatkowej wyniesie aż 30 mld zł. Te straty rozłożą się mniej więcej po połowie na państwo oraz samorządy. Jednakże dla samorządów wpływy z PIT są szczególnie istotne, gdyż są ich najważniejszym źródłem dochodów własnych. Tymczasem na samorządy spada właśnie duża część kosztów związanych z akomodacją uchodźców. Jeśli rząd nie wprowadzi rozwiązania chroniącego dochody samorządów, polskie miasta i gminy czekają trudne czasy pod względem finansowym. Co na pewno nie jest dobrą informacją.
Dla rządu dochody z PIT są mniej istotne – budżet opiera się na podatkach pośrednich, głównie VAT, które aktualnie rosną dzięki inflacji. Problem w tym, że wyższe wpływy z VAT mogą nie wystarczyć na pokrycie rosnących wydatków. Mowa chociażby o planowanym wzroście nakładów na ochronę zdrowia do 7 proc. PKB. Od przyszłego roku wzrosną także nakłady na obronność do 3 proc. PKB. Poza tym budżet państwa również czekają wyższe wydatki związane z przyjęciem uchodźców. Na to wszystko pieniędzy może zabraknąć. Według analizy Pekao deficyt budżetowy w tym roku wyniesie aż 4-5 proc. PKB. Nasze państwo będzie się więc zadłużać, tymczasem z powodu wojny w Ukrainie oprocentowanie polskich obligacji skarbowych drastycznie wzrosło – nawet trzykrotnie w stosunku do ubiegłego roku. Rządzący wybrali więc najgorszy moment do obniżania podatków, jaki można sobie chyba wyobrazić.