Triduum, czyli po prostu trzy dni, rozpoczyna się w czwartkowy wieczór Mszą Wieczerzy Pańskiej, a kończy w niedzielę wieczorem nieszporami z uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego.
Wielki Czwartek. Zdolni do miłości
W dzień, w którym wspominamy ustanowienie sakramentu Eucharystii i kapłaństwa, czytamy w liturgii fragment Ewangelii według św. Jana, w której opisuje on zaskakujące wydarzenie. Podczas spożywania tradycyjnej żydowskiej Paschy Jezus uczynił wobec uczniów gest, który ich zszokował – obmył im nogi. Gest był szokujący, ponieważ czynność ta nie należała do nauczyciela, ale do służby. Pan pokazał nam, że prawdziwa miłość ma charakter służebny. Że być prawdziwie człowiekiem to umieć służyć innym.
W liturgii Wielkiego Czwartku nawiązujemy do tego wydarzenia, gdy celebrans umywa nogi wybranym dwunastu przedstawicielom wspólnoty. Tradycyjnie było to dwunastu mężczyzn, a wynikało z tego, że gest ten miał przede wszystkim przypominać, że przełożeństwo jest służbą. Dlatego w katedrach biskup obmywał nogi swym prezbiterom. Odtwarzano ten gest Jezusa, Nauczyciela, wobec tych, którzy byli Mu podlegli – dwunastu uczniów, mężczyzn. Z czasem gest ten nabrał innego znaczenia. Stał się gestem miłości, wskazującym, że ze swej natury jest ona skierowana ku drugiemu. Prawdziwa miłość nie zatrzymuje człowieka na sobie, ale otwiera go na innych. To otworzyło drogę do tego, by wśród dwunastu, którym w liturgii obmywa się nogi, były kobiety. Właściwie obmyć nogi można dzisiaj każdemu, nawet niewierzącemu. Są wspólnoty, w których każdy każdemu może obmyć nogi. Niektóre rodziny przenoszą ten gest do liturgii domowej.
Istnieje pewne niebezpieczeństwo, że ten gest będzie jedynie gestem teatralnym. Tymczasem w liturgii nie chodzi o odgrywanie czegokolwiek, ale o przeżywanie znaków i gestów, aby przemieniać swoje życie.
Jan, który opisuje wydarzenia ostatniej wieczerzy, nie pozostawia nam opisu ustanowienia Eucharystii. Nie znajdziemy u niego słów ustanowienia, słów konsekracji. Znajdujemy za to opis obmycia nóg i pytanie Jezusa: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”.
Jezus daje uczniom przykład, aby i oni czynili tak, jak On im uczynił. Mają sobie nawzajem umywać nogi. My też jesteśmy do tego wezwani. Kard. Grzegorz Ryś napisał, że umycie nóg było przejmującą uwerturą do krzyża: „W Wielki Czwartek wieczorem Jezus przyjął rolę niewolnika, myjąc swym uczniom nogi. Kilkanaście godzin później umarł śmiercią niewolnika na krzyżu. Uniżony do końca” (G. Ryś, Mandatum).
Eucharystia jest sakramentem pokornej i służebnej miłości. Poprzez uczestnictwo w liturgii, poprzez zachwyt nad dziełem i osobą Jezusa Chrystusa, stajemy wobec decyzji, czy pójść Jego śladem.
Co więc oznacza ten gest w praktyce? Komu powinniśmy obmyć nogi? I niekoniecznie chodzi o dosłowność gestu, ile o to, co za nim się kryje. Czy potrafimy niemiłemu sąsiadowi mimo wszystko powiedzieć „dziękuję”? Czy niewdzięcznikowi potrafimy okazać dobroć? Czy umiemy wyjść poza strefę własnego komfortu, by zauważyć potrzeby innych? Czy umiemy zrezygnować ze swojego spokoju, ze swoich planów, przyzwyczajeń, ze swojego mniemania o sobie, aby usłużyć innym, którzy wcale nie muszą ani docenić, ani odwzajemnić naszej miłości!
Naturalnym odruchem wobec takiej propozycji jest niechęć. Być ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich? Czy nie stoi to w sprzeczności z zachętą do samorealizacji, do dbałości o własny rozwój i dobrostan?
Każdy z rodziców zgodzi się, że wychowanie dzieci wiąże się z ogromnym wyrzeczeniem. Czy rodzice nie są sługami swoich dzieci w miłości?
I z pewnością każdy z małżonków przyzna, że podobnie jest w małżeństwie. Zobrazujmy to na przykładzie dwóch świec. Gdy świece palą się osobno, dają pewien płomień, ale kiedy złączy się ich płomienie, ich wspólny płomień jest o wiele większy i jaśniejszy. Ale dla podtrzymania tego płomienia każda ze świec musi się spalać. Tak też jest w związku małżeńskim. I żona, i mąż muszą się spalać, to znaczy rezygnować z siebie dla podtrzymania żaru swej wzajemnej miłości.
Stać się sługą. Tego uczy nas Chrystus podczas ostatniej wieczerzy. Tego uczy nas podczas każdej Eucharystii, kiedy nam się daje w postaci Chleba. Pozwala się łamać i rozdawać innym. To jest przesłanie, z którym trzeba się w ten wieczór zmierzyć: czy chcę na wzór Jezusa być dla innych, czy chcę stać się dla nich chlebem, czy zgodzę się na to, by być łamanym i rozdawanym, czy zgadzam się na bycie sługą?
Wielki Piątek. Zdolni do dźwignięcia krzyża
W Wielki Piątek Kościół sprawuje liturgię Męki Pańskiej. Odczytywana z podziałem na role, a w niektórych kościołach także śpiewana Męka Pana Jezusa według św. Jana przypomina najtragiczniejsze wydarzenia w dziejach ludzkości, które stały się punktem zwrotnym w historii świata.
„Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa” – śpiewamy w aklamacji przed Ewangelią. Posłuszeństwo Chrystusa wobec woli Ojca wysłużyło nam zbawienie. Na Krzyżu Bóg odkupił człowieka z niewoli grzechu. Wybawił go od nieszczęścia. Krzyż, który dotychczas kojarzył się jedynie jako znak hańby i zgorszenia, od tej chwili, od momentu śmierci Chrystusa, nabiera zupełnie nowego znaczenia. Staje się znakiem zwycięstwa i chwały.
W Wielki Piątek przed krzyżem przyklękamy, tak jak przed Najświętszym Sakramentem. Całujemy święte rany Zbawiciela. Wszystko na znak szacunku i czci wobec wielkiej ofiary, jaką za każdego z nas poniósł Chrystus. Czy krzyż to tylko znak?
W różnych okolicznościach życia, szczególnie trudnych, np. gdy dotyka nas choroba albo starość, mówimy: to jest prawdziwy krzyż Pański. Nieraz, gdy ktoś jest dla nas uciążliwy albo wymaga stałej opieki, mówimy: on/ona jest dla mnie krzyżem. Gdy stajemy wobec trudnych decyzji, stwierdzamy: muszę podjąć ten krzyż.
Doświadczenie krzyża jest wpisane w nasze życie. Pan nie przyszedł wyeliminować cierpienia, ale przyszedł je podjąć i nadać mu nowe znaczenie. A skoro zasadniczo nasze chrześcijańskie życie polega na naśladowaniu Chrystusa, to również w tym aspekcie. Nie chodzi o to, by specjalnie szukać cierpienia. Idąc za myślą Benedykta XVI z encklyki Spe salvi o nadziei chrześcijańskiej, należy minimalizować cierpienie, niemniej należy się również zgodzić z tym, że przynależy ono do ludzkiej egzystencji i wyeliminować go zupełnie się nie da.
Ale czy krzyż możemy postrzegać jedynie w kategoriach konieczności: skoro już musimy zgodzić się na krzyż, to niech będzie?! Jezus nie był skazany na krzyż. A jednak wybrał tę drogę, ponieważ celem w Jego życiu było wypełnienie woli Ojca. Do końca. Nawet za cenę śmierci tak brutalnej. Posłuszeństwo Jezusa wobec Boga, które tak mocno akcentuje czytany w ten dzień fragment Listu do Hebrajczyków, przychodzi z pomocą w przyjęciu krzyża. Posłuszeństwo, w tle którego pobrzmiewają słowa śpiewanego psalmu: „Ojcze, w Twe ręce, składam ducha mego”. Kto ufnie powierzy się Bogu, ten będzie chciał wypełniać każde Jego słowo, a zatem będzie posłuszny. Z tej ufności i posłuszeństwa rodzi się siła do podejmowania krzyża codzienności z uśmiechem, jak to miało miejsce w życiu wielu świętych, którzy zmagali się z różnymi przeciwnościami, nie tracąc nadziei i pewności, że Bóg jest blisko nich, ponieważ „nie takiego (…) mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu”.
Tego dnia z pewnością warto znaleźć czas, by w skupieniu spojrzeć na Ukrzyżowanego. By podziękować Mu za tak wielkie zjednoczenie z każdym człowiekiem. By prosić Go o siły do stawiania czoła wszelkim przeciwnościom, do niesienia swego krzyża z nadzieją, w duchu słów autora Listu do Hebrajczyków: „Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę w stosownej chwili”.
Wigilia Paschalna. Zdolni do radości
Na początku liturgii Wigilii Paschalnej rozbrzmiewa uroczysty śpiew – Orędzie Paschalne – nazywane po łacinie exultetem, od pierwszego słowa tego hymnu – weselcie się! Exultet jest jednym z najstarszych tekstów liturgicznych, którego początki związane są z liturgią światła i faktem udzielania chrztu świętego. Noc paschalna stała się od początku chrześcijaństwa nocą udzielania chrztu. Świeca, którą Orędzie Paschalne wysławia, zanurzona potem w wodzie, która staje się wodą chrzcielną, łączy nierozerwalnie paschał z liturgią chrztu świętego. Zawsze przy udzielaniu tego sakramentu płonie paschał – symbol Chrystusa żyjącego i Zmartwychwstałego, ponieważ chrzest jest włączeniem w tajemnicę tej nocy, w tajemnicę śmierci i zmartwychwstania Jezusa, w tajemnicę Jego przejścia, w tajemnicę życia.
Weselcie się! Kto ma się weselić? Aniołowie w niebie – słudzy Boga. Ale nie tylko oni. Także ziemia, która została opromieniona blaskiem zmartwychwstania i oświecona jasnością Króla wieków. Ta ziemia, a właściwie jej mieszkańcy, czyli my, możemy poczuć się wolni od mroku, co świat okrywa! Radować ma się też Kościół święty! Ta noc, święta noc, jest powodem naszej wielkiej radości!
Skąd ta radość? Bo Chrystus spłacił dług Adama. Bo Chrystus swoją krwią zmazał dłużny zapis starodawnej winy. Bo Chrystus stał się dla nas nowym Adamem, nowym człowiekiem, który naprawia to, co zepsuł stary Adam. W Chrystusie stajemy się nowym stworzeniem, nowymi ludźmi. To właśnie daje nam chrzest święty. Uwolnienie od grzechu Adama, daje nam nowe życie – życie, które wykracza daleko poza naszą doczesność. Weselcie się zatem i radujcie, bo ta noc przyniosła wam nowe życie, życie w obfitości, życie, które się nie kończy, bo jest życiem pełnym radości razem z Chrystusem na wieki.
Wołamy dzisiaj: „O, jak przedziwna łaskawość Twej dobroci dla nas! O, jak niepojęta jest Twoja miłość: aby wykupić niewolnika, wydałeś swego Syna!”. W czasach niewolnictwa można było wykupić niewolnika, dając mu w ten sposób wolność. Przez grzech Adama wszyscy staliśmy się niewolnikami grzechu. Ale nawet grzech człowieka nie stanowi przeszkody dla miłości Boga. Grzech Adama staje się jedynie szczęśliwą winą, którą gładzi Odkupiciel, Jezus Chrystus! Weselcie się zatem i radujcie, bo ta noc przynosi nam prawdziwą wolność, której nie może nam dać nikt inny poza Chrystusem!
„Uświęcająca siła tej nocy oddala zbrodnie, z przewin obmywa, przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym, rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi”. Ile nadziei wnosi w nasze życie ta noc Pańskiego Zmartwychwstania. Chrystus jest większy od śmierci! Chrystus jest większy od mojego grzechu! Chrystus jest większy od szatana i wszystkich jego zastępów! W istocie, ta noc jest błogosławiona i w istocie łączy niebo z ziemią i sprawy boskie z ludzkimi! Weselcie się zatem i radujcie, bo ta noc wynosi nas aż pod niebo, bo ta noc otwiera nam szeroko bramy nieba, do którego jesteśmy wszyscy zaproszeni. Tam czeka na nas mieszkań wiele. Tam jest nasza ojczyzna. Tam zmierzamy.
Wpatrujmy się w paschał, w tę świecę, która płonie i rozprasza ciemności. Tak Chrystus rozprasza mroki naszego życia, mroki grzechu, mroki naszej słabości, mroki naszych niewłaściwych przywiązań, mroki naszego egoizmu, mroki naszej złej woli… I to wszystko zupełnie za darmo, to wszystko z miłości Bożej, to wszystko otrzymaliśmy we chrzcie świętym, aby być szczęśliwymi.
Weselcie się zatem i radujcie, bo ta noc ma siłę uświęcającą, która oświetla nam drogę. Weselcie się i radujcie, bo przez wielkanocną ofiarę Chrystusa otrzymaliśmy zbawienie. Oby nam Bóg udzielił obficie swych darów, abyśmy osiągnęli pełną wolność i posiedli radość życia wiecznego, której kosztujemy już tu na ziemi.
To właśnie w tym duchu warto słuchać rozbudowanej liturgii słowa, która przypomina nam, jak Bóg stopniowo objawiał się człowiekowi i prowadził ludzi do tej nocy, do tego poranka, do tej tajemnicy. Słuchamy o tym, jak Bóg kierowany miłością do nas, nieustannie wychodził nam naprzeciw, by ostatecznie doprowadzić nas do siebie. Jak bardzo musimy być cenni w Jego oczach, skoro to wszystko uczynił.
Znów wybrzmiewa hymn wyśpiewany przez chóry anielskie: „Chwała na wysokości Bogu”. Po czterdziestu dniach powraca Alleluja!, radosne zawołanie, które oznacza tyle, co „chwalcie Pana”. Rozbrzmiewają dzwonki. Wszystko w tej liturgii chce skierować naszą uwagę na zwycięstwo dobra nad złem, życia nad śmiercią, łaski nad grzechem, miłości nad nienawiścią. Jesteśmy powołani do życia, uzdolnieni do radości, niezdani jedynie na siebie, ale wsparci przez samego Boga.
Liturgia Triduum Paschalnego jest rozbudowana i rozciągnięta na trzy dni właśnie dlatego, by pomóc nam wejść w tajemnice naszej wiary także na poziomie emocji, przeżyć, budzących się w obliczu tego pragnień i tęsknot. Ostatecznie po to, byśmy nie utracili nadziei, a umocnili się w pewności: jesteśmy kochani i uzdolnieni do tego, by kochać. I mamy wzór tej miłości w Osobie Boga, który stał się człowiekiem, i pokazał nam jak człowiek może przeżyć swoje życie, podejmując trud, nie tracąc nadziei, służąc innym, budując mosty, umacniając jedność.
Dlatego warto dać sobie w te dni czas na to, co naprawdę ważne.