Logo Przewdonik Katolicki

Między terapią a opieką

ks. Jakub Kapelak
il. Agnieszka Sozańska

W publicznej debacie postawiliśmy tak wielki nacisk na obronę pacjentów przed eutanazją, że niejako wylewając dziecko z kąpielą, często nieświadomie skazaliśmy wielu spośród nich na bolesną i daremną terapię.

Kilka lat temu mój przyjaciel przeżywał osobisty dramat, gdy umierała jego mama. Przebywała w szpitalu, podjęto wszelkie możliwe próby, by uratować gasnące życie, jednak w pewnym momencie lekarze stwierdzili, że nie da się już nic zrobić. Rodzina musiała zgodzić się na to, by zaniechano leczenia. Medycy przekonywali, że każde ich działanie tylko by jej szkodziło. Przyjaciel zadał mi wtedy pytanie, czy nie jest to eutanazja, która przecież – jak naucza Kościół – jest złem. Uspokoiłem go, tłumacząc, że może pozwolić mamie odejść, bo to właśnie jest słuszna rezygnacja z uporczywej terapii. 

Dyskusja to nie wojna
Większość rodzin niezwykle trudną i emocjonalnie obciążającą decyzję o przerwaniu uporczywej terapii podejmuje w zaciszu szpitalnych murów, niejednokrotnie pozostawieni sami sobie. W ostatnich latach kilka medialnie głośnych przypadków zelektryzowało jednak opinię publiczną i jeszcze bardziej spolaryzowało poglądy na ten temat. W dyskusję związaną z zasadnością sztucznego przedłużania życia zaangażowali się ludzie z różnych krajów i kontynentów, co umożliwia współczesna forma debaty, prowadzonej głównie w mediach społecznościowych. Często niestety debata ta przepełniona jest emocjami, brakiem zaufania i wzajemnymi oskarżeniami. Sytuacja, gdy bardzo skomplikowane medyczne przypadki sprowadzane są do poziomu „wojny ideologicznej” między zwaśnionymi stronami, nie służy ani samemu pacjentowi, ani jego rodzinie, ani nie ułatwia lekarzom podjęcia rzeczowej decyzji w związku z planowanym leczeniem. Szczególnego medialnego rozgłosu w ostatnich latach nabrały dwa przypadki, które wzbudziły wiele kontrowersji i jeszcze bardziej pogłębiły nieufność między pacjentem (reprezentowanym przez jego rodzinę) a lekarzem. Mam tu na myśli sprawę Brytyjczyka Alfiego Evansa, który zmarł w 2018 r., oraz Francuza Vincenta Lamberta, którego życie zakończyło się w 2019 r. W ostatnich tygodniach żywo dyskutowano o przypadku zmarłego 26 stycznia Polaka, który zgodnie z decyzją sądu w Wielkiej Brytanii, na wniosek lekarzy i przy poparciu żony i dzieci pacjenta (a wbrew woli między innymi matki), został odłączony od aparatury sztucznie podającej pokarm i płyny pozwalające mu żyć. Spór ten – jak niestety większość współczesnej debaty – stał się kolejnym polem politycznej walki. Tymczasem dyskusji na temat różnicy między eutanazją a rezygnacją z uporczywej terapii nie służy sprowadzanie jej jedynie do poziomu walki z mniej czy bardziej zagrażającą tzw. cywilizacją śmierci.

Uporczywa, czyli jaka?
Często w debacie na temat ochrony życia posługujemy się stwierdzeniem, że należy go bronić „od poczęcia do naturalnej śmierci”. Jasnym jest, że pierwsza część odnosi się do wyraźnego sprzeciwu wobec jakiejkolwiek formy aborcji. Druga część nie jest już tak oczywista. Większość z zapytanych o to, jak ją rozumie, odpowiedziałaby zapewne, że chodzi o zakaz eutanazji. „Naturalna śmierć” oznacza jednak także odstąpienie od leczenia, gdy jest już ono uporczywą terapią. Czym zatem ona tak naprawdę jest i jak do tej kwestii powinien odnieść się katolik?
Pod pojęciem uporczywej terapii rozumie się działania medyczne, które podtrzymują funkcje życiowe nieuleczalnie chorego, ale jednocześnie są niepotrzebnym przedłużaniem procesu umierania i wiążą się z nadmiernym cierpieniem oraz naruszeniem godności pacjenta. Problem uporczywej terapii jest złożony i zależy od wielu czynników, wśród których istotną rolę odgrywa poziom rozwoju medycyny, a także – co jest szczególnie ważne dla określenia kryterium śmierci człowieka – najnowsze wyniki badań nad funkcjonowaniem ludzkiego mózgu.

Proporcjonalne środki
Głównym celem medycyny jest ratowanie ludzkiego zdrowia i życia. Lekarz zajmujący się chorym z takim właśnie nastawieniem powinien podchodzić do wykonywanej przez siebie posługi. Jedynym obszarem medycyny, który nie stawia sobie takich celów, jest medycyna paliatywno-hospicyjna, dla której najważniejszym celem nie jest już ratowanie, ale poprawa jakości życia oraz opieka nad osobami umierającymi. W praktyce klinicznej lekarz często staje przed dylematem związanym z realizacją fundamentalnych założeń etyki lekarskiej. Realnym problemem jest dla niego decyzja związana z kontynuacją leczenia (wynikająca z zasady „czynienia dobra”) lub z rezygnacją z niego, gdy to leczenie jest zbyt uciążliwe i mało skuteczne (związana z zasadą „nieszkodzenia”). Aby pomóc rozwiązać ten problem, do praktyki medycznej wprowadzono zasadę „proporcjonalności środków”, która pozwala stosować adekwatne z punktu widzenia leczenia środki lub rezygnować z nich we właściwym momencie. To na pograniczu tych dwóch rzeczywistości – zadaniu ochrony życia oraz troski o właściwy komfort umierania – ma swoje miejsce problematyka uporczywej terapii. 

Ograniczone możliwości
W dyskusji na temat uporczywej terapii często przywołuje się słowa Jana Pawła II, który na krótko przed swoją śmiercią miał powiedzieć „pozwólcie mi odejść do domu Ojca”. Jest to chyba najlepiej wyrażona formuła pogodzenia się z tym, że jesteśmy śmiertelnikami, a medycyna nie ma nieograniczonych możliwości sztucznego przedłużania naszego życia. Niemniej jednak musimy pamiętać, że troska o życie jest naszym moralnym obowiązkiem i tak długo, jak przynosi to dobre rezultaty, musimy o nie walczyć. Papież Franciszek – w obronie prawa do życia Vincenta Lamberta – napisał na Twitterze: „Społeczeństwo jest ludzkie, jeżeli chroni życie, każde życie od początku aż do naturalnego końca, bez wybierania, kto jest bardziej czy mniej godny, aby żyć. Lekarze mają służyć życiu, a nie je przerywać”. Jednak także wyraźnie, tym razem w przemówieniu z 2017 r. skierowanym do uczestników spotkania zorganizowanego wspólnie przez Światowe Towarzystwo Medyczne i Papieską Akademię Życia, podkreślił, że „chorego człowieka nie zawsze można wyleczyć, ale zawsze trzeba się nim zaopiekować, bez skracania jego życia, ale też bez uporczywego i zbytecznego odwlekania jego śmierci […]. Potrzeba więc mądrości, bo dziś coraz silniejsza jest pokusa stosowania terapii, które są skuteczne dla ciała, lecz nie służą integralnemu dobru osoby”.

Procedura medyczna?
Najbardziej zagorzała dyskusja – jak miało to miejsce zarówno w przypadku Vincenta Lamberta, jak i mieszkającego w Wielkiej Brytanii Polaka – dotyczy pytania, czy proporcjonalną (a tym samym zawsze obowiązkową) formą terapii jest sztuczne podawanie pokarmu i płynów nawadniających organizm. W momencie, w którym opracowano odpowiednie techniki sztucznego karmienia i podawania płynów, podjęto również refleksję nad moralnym obowiązkiem ich stosowania. 
W praktyce medycznej stosuje się powszechnie dwa typy odżywiania: żywienie jelitowe (bezpośrednio do przewodu pokarmowego) oraz pozajelitowe (zasadniczo drogą krążenia żylnego). Ponadto można wyróżnić grupy pacjentów, wobec których zdecydowano się na podjęcie sztucznego odżywiania: to osoby będące w stanie śpiączki, u których w sposób pewny ocenia się, że nie ma możliwości powrotu do pełni świadomości; chorzy dotknięci demencją w stadium przedterminalnym; osoby nieświadome w domach opieki; pacjenci z chorobami utrudniającymi naturalne przyjmowanie pokarmu (np. z nowotworami przełyku czy będący po wylewie krwi do mózgu, a tym samym niezdolni do samodzielnego przełykania). Ponadto wśród etyków toczy się spór, czy takie działania należy w ogóle kwalifikować jako procedurę medyczną (a tym samym poddającą się rozróżnieniu na działanie proporcjonalne i nieproporcjonalne), czy raczej za tzw. świadczenia minimalne wchodzące w zakres opieki podstawowej, wobec których nigdy nie zachodzi reguła medycznej daremności.

Opieka proporcjonalna
Do tego tematu już w 2004 r. odniósł się Jan Paweł II, gdy przemawiając do katolickich lekarzy, powiedział: „Chciałbym podkreślić, że podawanie pacjentowi wody i pożywienia, nawet gdy odbywa się w sposób sztuczny, jest zawsze naturalnym sposobem podtrzymania życia, a nie czynnością medyczną. W zasadzie zatem należy to uznawać za praktykę zwyczajną i proporcjonalną do potrzeb, a tym samym za moralnie nakazaną, w zależności od tego, w jakiej mierze i przez jaki czas zdaje się ona służyć właściwym sobie celom, czyli w danym przypadku odżywianiu pacjenta i łagodzeniu jego cierpień”. 
O doprecyzowanie stanowiska Kościoła w tej sprawie, już po śmierci Jana Pawła II, zwrócił się 11 lipca 2005 r. biskup William S. Skylstad (przewodniczący Konferencji Episkopatu Stanów Zjednoczonych), który zadał Kongregacji Nauki Wiary pytanie: „Czy sztuczne żywienie i nawadnianie pacjenta w «trwałym stanie wegetatywnym» mogą być przerwane, gdy kompetentni lekarze stwierdzą z moralną pewnością, że pacjent nigdy nie odzyska świadomości?”. Odpowiedź była jednoznaczna: „Nie. Pacjent w «trwałym stanie wegetatywnym» jest osobą, zachowującą swą podstawową godność ludzką, a zatem należy się mu zwyczajna i proporcjonalna opieka, obejmująca zasadniczo dostarczanie wody i pokarmu, także w sposób sztuczny”. W komentarzu powołano się na niezmienne od czasu Piusa XII, wielokrotnie potwierdzane przez Jana Pawła II, nauczanie Kościoła w tym względzie, które uznaje sztuczne odżywianie i nawadnianie za terapię zwyczajną. Niestety, współcześnie sądy w niektórych krajach wydają zgodę na odłączenie aparatury podającej pokarm, co wydaje się wyjątkowo brutalną metodą „ochrony godności pacjenta” i „uśmierzanie bólu” poprzez śmierć z głodu i pragnienia, które w żadnej mierze nie powinno się zdarzyć w cywilizowanym świecie.

Godnie przeżyć śmierć
Warto, aby w obecnej debacie na temat troski o życie człowieka w sytuacjach granicznych wyzbyć się uprzedzeń i wzajemnej nieufności. Fundamentem decyzji, jaką w dialogu z pacjentem i jego rodziną podejmuje lekarz, jest właściwe zrozumienie tego, co w danym momencie jest najkorzystniejsze dla chorego. To właśnie rzeczywiste dobro pacjenta jest kluczem dla zrozumienia tego, dlaczego lekarz powinien zaprzestać stosowania nieproporcjonalnych środków, które nie przynoszą już żadnej korzyści, a jednocześnie do samego końca stosować środki proporcjonalne, które bronią niezbywalnej godności każdego człowieka. To wezwanie nabiera szczególnego znaczenia w obliczu troski o pacjenta w granicznej sytuacji jego życia. Każdy bowiem człowieka ma prawo godnie przeżyć swoją śmierć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki