Ludzie mają teraz wspaniałą sposobność do społecznej modlitwy, bo przy obecnej ciasnocie mieszkaniowej przebywają zazwyczaj w „puszce sardynek”; trzeba nieraz w licznej gromadzie żyć pod jednym dachem, w maleńkim pokoiku. Trudno w takich warunkach mówić dobrze „Ojcze nasz”. A jakże często warunki pracy codziennej są prawdziwą i bardzo trudną szkołą społeczną. Trzeba tu jednak rozbić atom egoizmu i wyzwolić wspaniałe siły, które w człowieku ukryte są przez Stwórcę, człowiek jest bowiem zdolny kochać wszystkich. Za cenę przezwyciężenia siebie i wielkich poświęceń osobistych, ale także dla własnego dobra i dla własnej kultury ogólnoludzkiej, musi pokochać wszystkich, wyzwalając się z getta, które sobie zbyt łatwo tworzy. Musi przekroczyć każdą barierę, bo Chrystus Pan kazał je wszystkie przekroczyć. To nie jest rzecz łatwa. My na ogół mechanicznie i z przyzwyczajenia odmawiamy „Ojcze nasz”, właściwie nie zastanawiając się nad konsekwencjami i wymaganiami Chrystusa.
Trzeba zacząć się wmyślać w wielką tajemnicę ukrytą w tych dwóch słowach: „Ojcze nasz”. Trzeba nauczyć się tej modlitwy, bo my jej jeszcze na ogół nie umiemy.
Do kupienia tutaj