Amerykańsko-rosyjskie relacje w tym temacie reguluje traktat New START (z ang. New Strategic Arms Reduction Treaty) odnoszący się do strategicznej broni atomowej. Dokument zostanie przedłużony na kolejne pięć lat. Widać tutaj wyraźnie zmianę postawy nowego prezydenta USA względem polityki prowadzonej przez jego poprzednika. Nie zmienia to jednak faktu, że wspomniany traktat nie jest już ani taki „nowy”, ani tym bardziej nie można dostrzec w nim woli przyspieszenia procesu rozbrojeniowego w sferze broni masowego rażenia, o czym marzyła administracja Baracka Obamy.
Przede wszystkim dlatego, że został on przygotowany w zdecydowanie innych warunkach, odnoszących się szczególnie do relacji na linii Waszyngton–Moskwa i pomijających tym samym wiele istotnych zmian zachodzących od tego czasu na świecie. Opracowano go i podpisano w latach 2009–2010, a wszedł w życie wraz z początkiem lutego 2011 r. – w czasie już zdecydowanie mitycznego „restartu” w relacjach z Rosją.
Zmiany w Moskwie i Waszyngtonie
Od 2014 r. i rosyjskiej agresji na Ukrainę sytuacja uległa drastycznej zmianie, o czym wiedzą zarówno planiści w USA, państwach NATO, jak i w samej Rosji. Nie chodzi już tylko o to, że prezydenta Dmitrija Miedwiediewa (symbol złudnych nadziei zachodnich polityków) zastąpił sam Władimir Putin, skrzętnie wykorzystujący czynnik wojskowy w wywieraniu presji na inne państwa. Przede wszystkim dlatego, że rosyjski potencjał militarny – w tym także w sferze zbrojeń atomowych – stał się na nowo wyzwaniem dla bezpieczeństwa flanki wschodniej NATO oraz bezpośrednio dla USA (np. w kontekście rywalizacji o Arktykę). Przykładowo, tylko w zeszłym roku prezydent Putin podpisał dekret dotyczący kwestii rosyjskiej polityki w zakresie odstraszania i generalnie użycia broni nuklearnej. Według niego istnieje możliwość zastosowania odpowiedzi bronią masowego rażenia nawet w przypadku konwencjonalnego ataku, wymierzonego w rosyjską infrastrukturę niezbędną dla działania państwa czy też kluczową przestrzeń wojskową.
Jednocześnie sami Amerykanie inaczej niż w latach bezpośrednio po zakończeniu zimnej wojny i euforii rozbrojeniowej Obamy patrzą na własną broń atomową. I nie jest to tylko swoisty „efekt Trumpa”, ale pochodna pragmatycznego podejścia do sfery odstraszania atomowego. Pamiętać należy, że parasol atomowy USA to nie tylko zabezpieczenie siebie i NATO – to szersze ujęcie sieci zależności pomiędzy Waszyngtonem i jego kluczowymi partnerami na całym świecie.
Tym samym całość manewrów dyplomatycznych obu mocarstw wokół New START miała zapewne na celu wygranie sobie trochę czasu i uzyskanie niezbędnych argumentów w przypadku własnej polityki międzynarodowej. Nie wspominając o tym, że administracja Joe Bidena chciała ratować niejako swoje własne dziedzictwo z okresu urzędowania Obamy (obecny prezydent był wtedy wiceprezydentem) i dystansując się od twardej polityki administracji Donalda Trumpa.
Rzeczywistość wokół zbrojeń atomowych jest obecnie jednak o wiele bardziej złożona. Przede wszystkim dlatego, że mocarstwa atomowe, w tym Rosja i USA, zdają sobie sprawę z wręcz niezbędności modernizacji własnych potencjałów strategicznych. Coraz głośniej mówi się także o taktycznych ładunkach atomowych i środkach ich przenoszenia. Szczególnie, że w przypadku tych ostatnich Rosja narzuciła pewne tempo względem NATO, czyli przede wszystkim USA.
Uwaga na Chiny
Ta nowa (stara) miłość do broni atomowej pod różnymi postaciami i o różnej sile rażenia jest efektem prostej zależności: świat staje się coraz bardziej niestabilny, a broń masowego rażenia daje, politycznie i psychologicznie, pewną stabilizację. Jest to widoczne szczególnie właśnie w przypadku Rosji i USA. Oba państwa tracą bowiem pewność, jaką dawała im klasyczna przewaga wojskowa. Szczególnie w okresie, gdy siły zbrojne wspomnianych mocarstw są poddawane drogim i przede wszystkim niepewnym co do efektów końcowych modernizacjom technicznym. Broń atomowa, co może brzmieć nawet trochę kuriozalnie, to stabilność odstraszania i przede wszystkim stabilność w polityce międzynarodowej, dająca czas na uzyskanie innych elementów uzbrojenia oraz przeprowadzenie niezbędnych reform.
Jednocześnie New START idealnie oddaje zakonserwowane myślenie dwubiegunowe, nie odnosząc się do gwałtownej dynamiki zbrojeń i rosnącej potęgi Chin. Globalne aspiracje Pekinu mają i będą miały przeniesienie względem tamtejszego potencjału atomowego. To właśnie dlatego administracja Donalda Trumpa tak ostentacyjnie blokowała rozmowy względem losów New START, stojąc na stanowisku – bardzo trafnym – że bez Chin wszelkie rozmowy rozbrojeniowe są chybione, jeśli chodzi o praktyczny wymiar, nie o propagandowo-polityczne efekty. Szczególnie że Chiny były nawet wskazywane przez Amerykanów w ostatnich latach jako państwo mogące prowadzić badania nad unowocześnieniem i co najważniejsze zwiększeniem liczebnym własnych zasobów broni masowego rażenia.
Modernizacja i inwestycje
W tym miejscu pojawia się drugi kluczowy wątek, dużo mówiący o nowym podejściu do broni atomowej. Chodzi o sferę technologiczną. Już dziś Chiny, Rosja i USA wiedzą, że chociażby nowe konstrukcje bombowców strategicznych czy napęd hipersoniczny będą wpływały na efektywność ich własnego parasola atomowego. Dlatego też jeszcze ważniejsze od liczby głowic stają się zdolności do szybkiej modernizacji całej gamy środków ich przenoszenia. Nie bez przyczyny wokół New START mowa była o rosyjskich pociskach Awangard czy też Sarmat, którymi strona rosyjska zamierza wzmocnić swoje zdolności. Lecz Rosjanie już za chwilę mogą nie nadążyć finansowo za tempem, które narzucą wszystkim Chińczycy.
Tym większe rozbawienie mogą przynosić ponawiane przez oficjalne źródła w Pekinie sygnały względem rządzących w USA i Rosji o potrzebach kontroli zbrojeń atomowych czy wręcz rozbrojenia. Stąd też każdy kolejny prezydent USA może oczywiście działać mniej lub bardziej ostentacyjnie, ale w przypadku myślenia strategicznego będzie musiał podjąć się modernizacji broni atomowej i środków jej przenoszenia. Generalnie w zakresie obecnych możliwości w sferze broni atomowej kluczowymi zwrotami nie są „rozbrojenie” i „reedukacja”, ale „modernizacja” i „inwestycje”.
Potrzebę przeobrażenia własnego potencjału nuklearnego widać w przypadku Wielkiej Brytanii, która wprost mówi o lepszych okrętach podwodnych (Dreadnought) i pociskach bazujących na ich pokładach z nowymi głowicami W93.
Indie, Pakistan i… Iran
Co więcej, należy cały czas pamiętać o ukrytym trochę przed europejskimi oczami wyścigu zbrojeń atomowych pomiędzy Indiami i Pakistanem. Z kolei napięcia graniczne pomiędzy Indiami i Chinami nie pozostaną zapewne bez znaczenia dla potencjału indyjskiego odstraszania atomowego, szczególnie w przypadku dysproporcji w konwencjonalnych wojskach.
Dynamika zmian może jeszcze się zwiększyć, gdyby Iran ogłosił, że posiada już ładunki atomowe lub nawet gotowe do przenoszenia głowice bojowe. Wówczas czymś naturalnym byłoby zwiększenie się chętnych na broń atomową po stronie państw arabskich, dysponujących już dziś niezbędnymi środkami finansowymi czy nawet podstawowymi środkami przenoszenia, jak to ma miejsce w przypadku chińskich rakiet, znajdujących się na wyposażeniu sił zbrojnych Arabii Saudyjskiej.
Broń atomowa musi być przez nas na nowo zrozumiana i brana pod uwagę w przypadku narracji odnoszącej się do kwestii bezpieczeństwa oraz obronności w XXI wieku.
Dr Jacek M. Raubo
Analityk portalu Defence24.pl i prezes Fundacji Instytut Strategii i Bezpieczeństwa (FIBiS)