Logo Przewdonik Katolicki

Kontrolowany efekt motyla

Jacek Raubo
FOT. EAST NEWS

Od początku zajęcia Krymu w biurkach decydentów w Moskwie leżały zapewne plany operacyjne z adnotacją „Cieśnina Kerczeńska – incydent”.

Incydenty pomiędzy państwami, które mają miejsce na spornych akwenach (ale też w ich głębinach oraz w przestrzeni powietrznej), mówiąc wprost, nie są niczym nowym. Tam, gdzie pojawiają się rozbieżne interesy, a dyplomacja oraz działania zakulisowe (polityków, szpiegów, a nawet biznesmenów) ustępują miejsca aktywności wojskowej, można się wręcz ich spodziewać. Dlatego z takim niepokojem patrzy się dziś na kolejne wydarzenia w rejonie Morza Południowochińskiego, a nawet na rejon Bałtyku, gdzie nader aktywnie operuje rosyjskie lotnictwo.
W przypadku Morza Azowskiego, Cieśniny Kerczeńskiej oraz Morza Czarnego należało zaś sądzić, że większa sytuacja kryzysowa jest tylko kwestią czasu.
 
Kwestia czasu
Począwszy od kryzysu wynikłego z zajęcia przez Rosję Krymu (w marcu 2014 r.) oraz rozpoczęcia konfliktu we wschodniej części Ukrainy, trwało swego rodzaju odliczanie, poprzedzone oczywiście licznymi sygnałami ostrzegawczymi. Tym bardziej że następowało militaryzowanie zajętego przez Rosję obszaru oraz budowanie infrastruktury, którą moglibyśmy określić jako będącą typowym działaniem „podwójnego przeznaczenia”. Mowa tutaj oczywiście o słynnym już moście łączącym zajęty Krym z terytorium Rosji.
Jednocześnie Ukraina została postawiona przed strategicznym dylematem wynikającym z potrzeby utrzymania morskiej komunikacji przede wszystkim z portami w Berdiańsku i Mariupolu. Nie wspominając już o symbolicznym wymogu podkreślania swoich naturalnych praw do zabezpieczenia interesów narodowych na Morzu Azowskim.
Strona rosyjska dobrze o tym wiedziała i mogła nie tylko codziennie utrudniać działania Ukrainy, ale też zastosować model wywołania sytuacji kryzysowej lub nawet poważnego kryzysu w regionie, którego początkiem mógłby być incydent morski. Sprzyjała temu bliskość własnych baz wojskowych, możliwość ochrony swoich działań ze strony sił powietrznych, marynarki wojennej, rakietowych systemów obrony przeciwlotniczej, systemów przeciwokrętowych itp., ale przede wszystkim olbrzymia dysproporcja sił oraz środków, nawet jeśli porównamy potencjał ukraińskiej marynarki wojennej z samym tylko zasobem jednostek straży granicznej rosyjskiej FSB.
 
Testowanie Europy
Wobec tego można wysunąć hipotezę, że od początku zajęcia Krymu w biurkach rosyjskich decydentów leżały zapewne plany ewentualnościowe lub raczej operacyjne z adnotacją „Cieśnina Kerczeńska – incydent”. Jeśli tak było, to należy spodziewać się, że przygotowania obejmowały centrum w Moskwie (wymiar strategiczny), jak i poszczególne komponenty w regionie (wymiar operacyjny oraz taktyczny). Stąd raczej trudno przypuszczać, że tak przeprowadzone zajęcie okrętów ukraińskich oraz dramatyczne zatrzymanie ich załóg, było efektem przypadkowego incydentu. Chociaż należy odnotować, że i takie sugestie pojawiały się w przekazach medialnych po stronie rosyjskiej, sugerując swoistą samowolkę jednego z rosyjskich dowódców FSB. Jednakże należy to chyba potraktować jako próbę wytworzenia narracji przez Rosję.
Należy bardziej skłonić do uznania, że mamy do czynienia z kolejną już wersją rosyjskiej polityki, będącej czymś w rodzaju kontrolowanego „efektu motyla”, mającego doprowadzić do wystąpienia sieci połączonych reakcji w wymiarze politycznym, szpiegowskim, wojskowym i ekonomicznym, których wzajemna korelacja jest częstokroć dostrzegalna dopiero w dłużej perspektywie czasu.
Wymiar polityczny „incydentu” może być powiązany z działaniami wokół prób budowy na Ukrainie autokefalii, prób destabilizacji polityki wewnętrznej w tym państwie oraz rozpisania szerszego scenariusza przed wiosennymi wyborami prezydenckimi. Trzeba też odnotować naturalne wręcz wykorzystanie takich zdarzeń na wewnętrzny użytek w samej Rosji. Nie można też zapominać o testowaniu Unii Europejskiej oraz jej państw w obliczu sytuacji kryzysowej innej niż sprawa Skripala. W wymiarze szpiegowskim, FSB, i nie tylko, mogą próbować grać wymianą ukraińskich marynarzy, ale też niejako ukrywać ostatnie potknięcia wywiadu wojskowego (GRU) na Zachodzie. W przypadku płaszczyzny ekonomicznej, widzimy nie tylko próbę osłabienia całego regionu wokół portów w Berdiańsku i Mariupolu, ale też przejęcia władzy nad Morzem Azowskim. W dodatku, każdorazowo tego rodzaju wydarzenia osłabiają gospodarkę Ukrainy i prowadzą do ubożenia tamtejszej ludności, wpływając na morale zmęczonego konfliktem społeczeństwa. Ostatecznie wymiar wojskowy może dotyczyć zarówno zwiększenia obecności wojskowej (dumne informacje w rosyjskich mediach o wysłaniu systemów obrony przeciwlotniczej S-400 Triumf), jak i działań planowanych w dłuższej perspektywie czasu w innych rejonach.
 
Rosja w swoim żywiole
Konkluzja jest chyba nader oczywista: strona rosyjska idealnie czuje się w przypadku zarządzania i wykorzystywania tego rodzaju kryzysów, gdzie mieszają się wątki wielkiej polityki, pokazu siły militarnej czy też działań szpiegowskich. Pewne rozwiązania są obecnie testowane na zdecydowanie słabszej Ukrainie, ale nie można wykluczyć, że służą opracowaniu lub doskonaleniu zdolności w zakresie państw silniejszych.
Przypomnijmy, że Rosjanie już porwali estońskiego funkcjonariusza Estona Kohvera, a teraz zatrzymali załogi trzech ukraińskich okrętów. Tym samym trzeba zakładać, że zdolność do odpowiedzi na tego rodzaju incydenty morskie i nie tylko musi być dopracowywana również na Zachodzie. W tym w Polsce.
 
dr Jacek Raubo
Adiunkt na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz stały współpracownik i publicysta portalu Defence24.pl

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki