W przypadku sytuacji na Bliskim Wschodzie już w zeszłym roku jednego można było być pewnym – wraz ze spadkiem znaczenia tzw. Państwa Islamskiego, wzrośnie prawdopodobieństwo obudzenia się dotychczas skrywanych konfliktów pomiędzy najważniejszymi aktorami regionalnymi. Pokrywało się to przede wszystkim ze stale rosnącymi aspiracjami Iranu i Turcji, ale też wzrostem znaczenia w bliskowschodnich układankach Rosji i Chin, oczywiście kosztem Stanów Zjednoczonych. Co więcej, w regionie cały czas tliły się zróżnicowane pod względem skali konflikty, jak chociażby w Jemenie. Należy też pamiętać, że cały zeszły rok obfitował w mniej lub bardziej głośne sytuacje kryzysowe, z których wydawało się wówczas największy potencjał miały: zestrzelenie amerykańskiego drona RQ-4A Global Hawk, atak na saudyjską infrastrukturę Saudi Aramco w Abqaiq czy też zajęcie przez Brytyjczyków irańskiego tankowca Adrian Darya-1 i w odpowiedzi przez Iran brytyjsko-szwedzkiej jednostki Stena Impero.
Od amerykańskiego kontraktora do irańskiego generała
Jednak tym, co spowodowało ciąg zdarzeń prowadzący do obecnej eskalacji, było najprawdopodobniej na pierwszy rzut oka wydarzenie zdecydowanie mniejszej „rangi”. W grudniu ubiegłego roku zaatakowana została bowiem baza lotnicza K-1 w Iraku, a w toku ostrzału rakietowego śmierć poniósł amerykański cywilny kontraktor. W odpowiedzi Stany Zjednoczone przeprowadziły powietrzne uderzenia odwetowe na wspieraną przez Iran milicję Kata'ib Hezbollah. Jej zwolennicy w Iraku ruszyli wówczas na bagdadzką infrastrukturę, użytkowaną przez Amerykanów, na czele z ambasadą. Gdy cała sprawa wydawała się jakoś deeskalować i to nawet pomimo wysłania dodatkowych amerykańskich żołnierzy do ochrony placówki, nastąpił kolejny atak lotniczy. Lecz tym razem na celowniku amerykańskiego statku powietrznego znalazł się jeden z najważniejszych dowódców w całym Iranie, jeśli nie na całym Bliskim Wschodzie. Słynny, wpływowy, a przede wszystkim symboliczny dla Teheranu gen. Kasem Sulejmani, na co dzień stojący na czele elitarnej formacji Al-Kuds.
Iran uruchamia swoje wpływy
Na razie nie ma przesłanki, aby jednoznacznie stwierdzić, czy Stany Zjednoczone zdecydowały się na eliminację Sulejmaniego z racji chęci uzyskania jakiś szerszych efektów strategicznych w Iraku, Iranie oraz regionie. Czy raczej mowa jest o zwykłym wykorzystaniu okazji, która pojawiała się w kontekście posunięć gen. Sulejmaniego w Iraku, tak żeby raz na zawsze móc usunąć jednego z największych i najbardziej efektywnych wrogów polityki Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie. Bez względu na te rozważania, które toczą się i będą się toczyły, dalsza dynamika bliskowschodnich wydarzeń stała się nad wyraz czytelna. Iran oraz jego sojusznicy w regionie zagrozili symbolicznym i silnym odwetem. Mając oczywiście ku temu swoje atuty, ściśle związane m.in. z wieloletnią pracą zabitego Sulejmaniego.
To właśnie on mozolnie budował sieć milicji proirańskich, odpowiadał za transporty uzbrojenia w różne zapalne miejsca i przede wszystkim dążył do osłabienia amerykańskich wpływów poprzez działania Al-Kuds. Ta ostatnia jest swoistą forpocztą ekspedycyjną Iranu, łączącą w sobie możliwości paramilitarne oraz wywiadowcze. Obecnie, Iran dysponuje swoimi akolitami m.in. w Jemenie, Iraku, Libanie, Syrii. I nie są to grupy marginalne, gdyż w samym Iraku stronnictwa proirańskie były w stanie przegłosować rezolucję wzywającą do wyrzucenia obcych wojsk z kraju. Również sam Iran współcześnie rozwinął w sposób znaczący możliwość rażenia amerykańskich celów wojskowych i cywilnych, inwestując znaczne środki np. w broń rakietową, drony, małe jednostki nawodne do walki w rejonie Zatoki Perskiej i cieśniny Ormuz, a także zdolność do ofensywnych działań w cyberprzestrzeni.
Donald Trump grozi
Amerykanie stają obecnie przed potrzebą zabezpieczenia swoich zagrożonych interesów i czynią to w dwójnasób. Przede wszystkim, dość ostro i bez skrupułów włączają się przede wszystkim głosem samego prezydenta Donalda Trumpa w rywalizację propagandową (m.in. wprost grożąc Iranowi lub ostrzegając Irak przed olbrzymimi sankcjami). A z drugiej strony trwa pilne wzmacnianie kontyngentu wojskowego w regionie. W rejon kryzysu już teraz wysłani zostali spadochroniarze ze słynnej 82. Dywizji Powietrznodesantowej, kolejni marines oraz dodatkowi operatorzy wojsk specjalnych. Nie da się również nie zauważyć, że kolejne jednostki sił zbrojnych są postawione w stan alarmu. Sytuacja może bowiem zmienić się w każdej dosłownie chwili.
Co więcej, na obecne wydarzenia spogląda niemal cały świat, gdyż ich długofalowe reperkusje mogą uderzyć w każdym miejscu na globie. Wystarczy nadmienić, że w samym Iraku swoją misję szkoleniową ma NATO, a cieśnina Ormuz i jej bezpieczeństwo są kluczowe dla państw azjatyckich importujących z Bliskiego Wschodu surowce naturalne. Już w styczniu cały świat wstrzymał oddech i czeka na rozwój relacji pomiędzy Iranem i Stanami Zjednoczonymi.
Dr Jacek M. Raubo
Ekspert portalu Defence24.pl, adiunkt na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu. Specjalizuje się w różnych aspektach bezpieczeństwa narodowego oraz obronności współczesnych państw