Logo Przewdonik Katolicki

Powstrzymuję się od mocnych słów

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

No tak, ale co począć z wypowiedzią aktorki Ewy Błaszczyk, inicjatorki powołania Kliniki Budzik?

Kiedy będziecie to czytać, emocje już z nas zejdą. Emocje, które tym razem rozumiem. Jeśli czegoś żałuję, to tego, że w gruncie rzeczy mało wiemy. Polak, pan Sławomir, zmarły w szpitalu w Plymouth, pozostaje przede wszystkim upostaciowieniem takiej bądź innej tezy, trudnej do udowodnienia ponad wszelką wątpliwość.
Przypomnijmy, miał zawał serca, lekarze uznali, że to przypadek na tyle beznadziejny, że trzeba przestać go żywić i poić. Ocena tego, czy słusznie, podzieliła nawet gorliwych katolików. Bo Kościół nie upiera się przy tak zwanej uporczywej terapii, ba, dopuszcza myśl, że to źródło dodatkowych cierpień i utraty godności.
Tylko czy to ten przypadek? Gdy w necie pojawiają się księża z rytualnymi przemowami o zwycięstwie „cywilizacji  śmierci”, mogę uznać, że nie znają konkretów. – „Czym innym jest śpiączka, czym innym śmierć mózgu” – dowodzą obrońcy tezy, że nic strasznego się nie stało. No tak, ale co począć z wypowiedzą aktorki Ewy Błaszczyk, inicjatorki powołania Kliniki Budzik? Ona twierdzi, że to nie był przypadek śmierci mózgu i że karmienie pana Sławomira to wcale nie „uporczywa terapia”. Profesor Wojciech Maksymowicz z Kliniki Budzik, który chciał spróbować terapii, jest konserwatystą. Ale Ewa Błaszczyk to przeciwniczka PiS. Nie da jej się wpisać w wizerunek „katotaliba” chcącego męczyć ludzi, żeby dowieść ideologicznych racji.
Brytyjski szpital nie rozjaśnił wątpliwości. Nie pisał o „śmierci pnia mózgowego”, a o „trwałym i nieodwracalnym uszkodzeniu mózgu”. Co więcej nie wykluczał, że u pacjenta mógł nastąpić ograniczony powrót funkcji życiowych. Gdzie więc szukać przesądzającego kryterium? Obrońcy tego, co się stało, kładli nacisk na kryteria formalne. Lekarze „mieli prawo” do swojej decyzji, tym bardziej „niezawisłe sądy”. Ale przecież ci sami ludzie nie uznają medyków ani sędziów za nieomylnych w każdym przypadku. Innym argumentem jest prawo żony, aby decydować w tej sprawie. Ale czy rodzina nie mogła się mylić razem z lekarzami?
Inna część rodziny, matka, siostry, walczyła o życie pacjenta. Wskazując, że reaguje na bodźce zewnętrzne, co budzi nadzieję. Słusznie, niesłusznie? Nie wiem. Dziwnym jest jednak opór szpitala przed wywiezieniem pacjenta do Polski. Dlaczego Budzik miałby nie spróbować? Podobno groziło to panu Sławomirowi cierpieniami podczas transportu. Choć przedstawiano go jako pozbawionego świadomości. Podróż miała zagrażać śmiercią. Żeby przed tym uchronić, zagłodzono go w Plymouth.
Nie wiem, czy Polska powinna organizować akcję z przyznawaniem pacjentowi uprawnień dyplomaty. Ale problem jest realny. Oto Maciej Gdula, polityk Lewicy, drwiąc sobie z troski o tego pacjenta, uznał za przesądzający test najprostszy: przecież nie jest w stanie sam się nakarmić. Gdyby przyjąć kryteria Gduli, trzeba by skazać na śmierć wszystkich ludzi w wieloletnich nieraz śpiączkach. 
Ja się wychowałem w atmosferze nadziei, dania takim ludziom szansy, liczenia na rozwój medycyny. Powstawały na tej kanwie całe powieści, choćby Martwa strefa Stephena Kinga. Nie twierdzę, że to przypadek z Plymouth. Ale nie przekonano mnie do końca, że wykorzystano wszystkie możliwości. Powstrzymując się od mocnych słów, wyrażam niepokój.
Tomasz Terlikowski nieustannie zmieniał w tej kwestii ton. Raz dowodził, że karmienie nie jest „uporczywą terapią”, by zaraz bronić prawa Anglików do innej wrażliwości. Pewnie musimy się przyzwyczaić do odmiennej wrażliwości. Ale to nie oznacza rezygnacji z szukania prawdy. Nie jestem pewien, czy nie mamy do czynienia ze zdradliwym przesuwaniem granic wrażliwości wobec życia. W majestacie prawa.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki