Papież Franciszek w kolejnych swoich pismach i naukach coraz precyzyjniej pokazuje kryzys, z którym mamy do czynienia w debacie publicznej. Doskonałym tego przykładem jest przesłanie, jakie wystosował z okazji 55. Światowego Dnia Środków Społecznego Przekazu. Wzywa w nim do przypomnienia sobie tego, czemu mają służyć media – przedstawieniu rzeczywistości. Coraz częściej, mówi papież, zamiast opisywać fakty, zamiast przedstawiać życie ludzi, media uciekają w pseudoinformacje, komentarze do komentarzy, coraz więcej jest przedstawień świata zza biurka. Dziennikarz, jak chrześcijanin, musi wyjść poza własne „ja”, musi zaciekawić się innym. Nie może iść w stadzie, musi iść w poprzek – tu papież używa metafory zdzierania butów, bez którego nie ma prawdziwego dziennikarstwa. W modlitwie, którą kończy orędzie, zwraca się do Boga z prośbą, byśmy uczyli się patrzeć i widzieć, porzucając własne uprzedzenia, byśmy zbyt pospiesznie nie osądzali, nie rozpraszali się, lecz umieli dotrzeć do tego, co naprawdę ważne.
Papież też po raz kolejny zwraca uwagę na przemiany technologiczne wpływające na sposób, w jaki się komunikujemy. Media społecznościowe – bo o nich tu przede wszystkim jest mowa – pozwalają niekiedy świadkom ważnych wydarzeń pomóc poinformować o nich świat. Ale równocześnie mogą przyczynić się do manipulacji i dezinformacji, stają się przestrzenią narcyzmu, w którym zamiast dialogować z innym człowiekiem, staramy się skupić uwagę na własnym ja.
Franciszek zwracał już na to zjawisko uwagę w encyklice Fratelli tutti, gdzie podkreślał, że język mediów nie może być językiem kampanii wyborczej, której celem jest polityczny sukces, rozumiany jako popularność czy sympatia wyborców. Wtedy niemożliwy staje się prawdziwy dialog, zamiast niego mamy – jak zauważa papież, tak często wyglądają media społecznościowe – nieustanne przekrzykiwanie się, wrzask osób święcie przekonanych o tym, że mają rację. „Często myli się dialog z czymś zupełnie innym: gorączkową wymianą opinii na portalach społecznościowych, często ukształtowaną przez nie zawsze wiarygodne informacje medialne. Są to tylko monologi, które postępują równolegle, niekiedy narzucając się uwadze innych za sprawą swego podniesionego lub agresywnego tonu. (...) Donośne rozpowszechnianie faktów i twierdzeń w mediach często zamyka możliwości dialogu, ponieważ pozwala, by każda osoba obstawała niewzruszenie i jednoznacznie przy swoich ideach, interesach i wyborach, tłumacząc się błędami innych. Nad otwartym i pełnym szacunku dialogiem, w którym dąży się do osiągnięcia syntezy, przeważa zwyczaj szybkiej dyskwalifikacji przeciwnika, poprzez przypisywanie mu upokarzających epitetów” – pisał papież.
Dziś prawdziwym problemem są tak zwane media tożsamościowe – one nie dają czytelnikom informacji, nie ukazują świata w całej jego złożoności i w całym jego bogactwie. On mają utwierdzić czytelnika w słuszności jego poglądów, utwierdzić że on ma rację, a jego wrogowie błądzą, że jego grupa jest dobra, inni są źli. Media tożsamościowe operują faktami tylko wtedy jeśli one służą z góry przyjętej tezie. Ich głównym instrumentem jest emocjonalna opinia, której głównym celem jest wywołanie gniewu lub oburzenia. Media tożsamościowe urządzają permanentne seanse oburzenia: oburzam się, więc jestem członkiem mej grupy. W tym sensie uniemożliwiają dialog.