Logo Przewdonik Katolicki

Wyjście z bańki

ks. Artur Stopka
fot. maxcam/adobe stock

Słuchanie jest fundamentem komunikacji – pisze Franciszek w orędziu na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu. Wydaje się, że w mediach nie ma dziś ani słuchania, ani dialogu. Czy jesteśmy skazani na walczące ze sobą media tożsamościowe?

Był przełom roku 1980 i 1981, gorący czas w historii Polski, gdy ks. Józef Tischner pisał książkę zatytułowaną Etyka solidarności. W tym ważnym dziele kapłana i filozofa znalazł się rozdział zatytułowany „Dialog”. Według ks. Tischnera dialog oznacza, że ludzie wyszli z kryjówek, zbliżyli się do siebie, rozpoczęli wymianę zdań. „Początek dialogu – wyjście z kryjówki – już jest dużym wydarzeniem. Trzeba się wychylić, przekroczyć próg, wyciągnąć rękę, znaleźć wspólne miejsce do rozmowy” – wyjaśniał. Nie powinno ono być kryjówką, w której człowiek pozostaje sam ze swoim lękiem, lecz miejscem spotkania, zaczątkiem jakiejś wspólnoty. Wydawałoby się, że jednym z takich miejsc mogą być szeroko pojęte środki społecznego komunikowania, czyli przede wszystkim prasa, radio, telewizja, internet. Czy to nie wymarzone narzędzia do wzajemnego poznawania prawdy o sobie?

Poznanie i perswazja
„W rzetelnym dialogu zawsze chodzi o prawdę” – twierdził ks. Tischner. Prof. Eliza Grzelak, kierownik Zakładu Badań nad Tożsamością Kulturową w Instytucie Kultury Europejskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w wywiadzie dla „Przewodnika Katolickiego” w styczniu br. mówiła, że dialog służy głównie poznaniu, jednak nie jest pozbawiony funkcji perswazyjnej, ponieważ często dialogując, próbujemy przekonać interlokutorów do własnego zdania. „W ramach dialogu dochodzi do konfrontacji; dyskusja, negocjacje, kłótnia to także formy dialogu” – wskazywała badaczka. Zwracała uwagę, że każda z tych konfliktowych sytuacji, jeśli rozwija się na fundamencie dialogu, przynosi pozytywne efekty. Dyskusja polega na wymianie myśli, popartych prawidłową argumentacją.
Czy istotnie w mass mediach w naszym kraju toczy się tak rozumiany dialog? Z pewnością wciąż można znaleźć ludzi, którzy próbują ideę dialogu w mediach podejmować i wcielać w życie. Jednak wiele wskazuje na to, że mamy do czynienia z tendencją odwrotną. Co może być szczególnie zaskakujące, nie widać, by spełniły się oczekiwania, że dialog upowszechni się dzięki ogólnoświatowemu systemowi połączeń między komputerami.

Niebezpieczny dryf
W 2003 r. Jan Grzenia z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w artykule Internet jako miejsce dialogu pisał o wyraźnym nastawieniu internautów na dialog. Jego dowodem miał być wybór kanałów przekazu, które charakteryzują się interaktywnością i symetrią ról nadawczo-odbiorczych, takich jak poczta elektroniczna, grupy i fora dyskusyjne oraz „pogawędki internetowe” (czyli faktycznie bardzo kiedyś popularne „czaty”, od angielskiego chat – pogawędka). „Traktując dialog jako pewną formę współdziałania ludzi, trzeba by uznać internet za najbardziej dialogowe z mediów” – podsumowywał językoznawca z UŚ.
Dziś można odnieść wrażenie, że to właśnie globalna sieć przyczynia się do zanikania dialogu, zarówno w wymiarze społecznym, jak i indywidualnym. Ale także tzw. tradycyjne mass media trudno dziś uznać za miejsca faktycznego dialogu. „Dryfujemy w stronę mediów tożsamościowych” – przestrzegała w 2017 r. Olga Doleśniak-Harczuk, zastępca redaktora naczelnego czasopisma „Nowe Państwo” i dziennikarka „Gazety Polskiej Codziennie”, w trakcie debaty nad wiarygodnością mediów, która kończyła jubileuszową edycję Polsko-Niemieckich Dni Mediów.

Kosztem prawdy
„Media tożsamościowe” to pojęcie, które od kilku lat coraz częściej pojawia się w próbach opisu środków przekazu w Polsce. Nie tylko ma już swój opis w Wikipedii, ale również np. definicję zapisaną przez Obserwatorium Językowe Uniwersytetu Warszawskiego. Według niej są to środki przekazu, które kosztem próby obiektywnego opisu rzeczywistości dążą do budowania i wzmacniania więzi określonych grup społecznych, promowania i umacniania określonych zespołów poglądów, wspierania interesów stron reprezentujących dany światopogląd itp.
Konrad Sawicki już w 2013 r. na łamach deon.pl analizował działalność „medialnych kreatorów tożsamości” na przykładzie dwóch tygodników: „Newsweeka Polska” oraz „W sieci”. Przyznał, że media tradycyjne zawsze miały jakąś oś wizerunkową, jakąś ideologię, jednak była ona drugorzędna wobec celu nadrzędnego: informowania. Zauważył też, że czytelnicy, słuchacze, widzowie i internauci wracają do mediów tożsamościowych w pierwszym rzędzie nie dlatego, że podają one newsy w sposób najbardziej obiektywny, ale dlatego, że podają je w sposób umacniający ich tożsamość, utwierdzają w słuszności poglądów. Za okrągłymi sformułowaniami, odnoszącymi się do obiektywności takich mediów, można odkryć wątpliwości, czy prawda jest w takich mediach naczelną wartością.

Pieniądze i emocje
Problemy z prawdą w mediach związane są nie tylko z ich ideologicznym nastawieniem. Raz po raz staje się ona ofiarą pogoni za pieniędzmi z reklam. Odbiorcy (nie tylko w Polsce) często nie zdają sobie sprawy, że prasa, radio, telewizja, internet stały się przede wszystkim przedsięwzięciami, których zadaniem jest przynoszenie zysku. Oglądalność, słuchalność, klikalność to pojęcia, które odnoszą się do pieniędzy. Właściciele i dysponenci szeroko pojętych mediów już dawno odkryli, że wiążą się one z emocjami wywołanymi u czytelników, widzów, słuchaczy czy internautów. A najsilniejsze emocje wywołują skrajności. Więcej pieniędzy zarobi byle jaki materiał wywołujący oburzenie, gniew, euforię, itp. niż rzetelny, prawdziwy, ale nieodwołujący się do emocji. Uzależnienie mediów od reklamodawców w sposób oczywisty wpływa na ich zawartość. Trudno się spodziewać, że redakcja skrytykuje np. poważne nadużycia czy zwykłe złodziejstwo w firmie lub instytucji, która systematycznie wykupuje u niej duże ogłoszenia.
Zarówno nastawienie na zarabianie wielkich pieniędzy, jak i ideologiczne (nie tylko polityczne) zaangażowanie mass mediów powoduje, że gotowe są one poświęcać prawdę dla osiągnięcia założonych celów (np. finansowych lub polegających na poszerzeniu grupy zwolenników jakiegoś poglądu). W tej sytuacji, zgodnie z przytoczoną wyżej wskazówką ks. Józefa Tischnera, nie spełniają podstawowego warunku, by być miejscem dialogu.

Bańka pasywnej konsumpcji
To nie wszystko. Internet, w którym jeszcze dwadzieścia lat temu nie tylko cytowany wyżej ekspert z Uniwersytetu Śląskiego pokładał duże nadzieje, jako „najbardziej dialogowym z mediów”, okazał się pułapką i narzędziem do blokowania dialogu na niespotykaną dotychczas skalę. To właśnie on pozwala niemal całkowicie zautomatyzować tworzenie tzw. baniek informacyjnych (filtrujących).
Obserwatorium Językowe UW wyjaśnia, że bańką nazywa się grupę ludzi korzystających z tych samych źródeł internetowych, mających podobne poglądy, zainteresowania itd. To grupa, do której nie przedostają się treści nieleżące w polu ich zainteresowań. Działanie algorytmów i innych mechanizmów sprawia, że zamiast aktywnie przeglądać zasoby internetu, w bańce pasywnie konsumujemy treści, które są nam podsuwane. Nie poznajemy „niepasujących” informacji, opinii, komentarzy, poglądów. Nie ma możliwości podjęcia rozmowy z ludźmi inaczej myślącymi, odmiennie postrzegającymi utaczającą ich rzeczywistość. Nie ma szansy na ich spotkanie i usłyszenie, co mają do powiedzenia.

Najpierw samego siebie
Czy wobec tego nie ma szans, aby mass media były miejscem dialogu? Jest iskierka nadziei. Papież Franciszek w Orędziu na tegoroczny 56. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu napisał, że słuchanie jest warunkiem prawdziwego dialogu. Jego zdaniem słuchanie zyskuje na znaczeniu poprzez nowy, ważny rozwój na polu komunikacyjnym i informacyjnym, dzięki różnym ofertom podcastów i czatów audio, potwierdzając, że pozostaje ono niezbędne w komunikacji międzyludzkiej.
Rzecz jednak w tym, czy chcemy słuchać. „Prawdziwym miejscem słuchania jest serce” – podkreślił Franciszek. Dodał stwierdzenie, które dla wielu może być zaskakujące: „Pierwszym słuchaniem, które należy odkryć na nowo w poszukiwaniu prawdziwej komunikacji, jest słuchanie samego siebie”. Mało kto zdaje sobie sprawę, że znajdując się niemal nieustannie w zasięgu mediów, stopniowo tracimy możliwość słuchania swoich najprawdziwszych potrzeb, tych, które są wpisane w najgłębsze wnętrze każdego człowieka. To media mówią nam, czego powinniśmy chcieć, pragnąć, oczekiwać we wszystkich sferach życia. Nie podejmują z nami rozmowy, lecz nieustannie prowadzą monolog, który łatwo przyjąć jako własną narrację, zamykając się krok po kroku w filtracyjnej bańce-kryjówce narzuconej tożsamości, coraz bardziej samotnie i z malejącymi szansami na dialog z kimkolwiek.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki