25 września skierował Pan list do prezydenta Nigerii Muhammadu Buhariego w obronie 13-letniego Omara, który został skazany przez sąd religijny
na 10 lat więzienia i pracy fizycznej za bluźnierstwo wobec Allaha. Jak się Pan o tym dowiedział?
– Od znajomego z Francji, kolegi ze studiów.
Była odpowiedź ze strony prezydenta?
– Nie dostałem odpowiedzi, ale też nie to było moim celem. Prezydenci państw mają prawo łaski czy inne możliwości działania w takich sytuacjach. Wydawało mi się, że to będzie najwłaściwszy adresat. Tym bardziej że dwa lata wcześniej zwiedzał Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Poznał go Pan wtedy?
– Nie było mnie w tamtym czasie na miejscu. Spotkał się z nim mój zastępca.
Wróćmy do Omara. Dziesięć lat to 120 miesięcy. Zaproponował Pan, że przez miesiąc będzie odbywał karę za chłopca i zbierze 119 wolontariuszy. Do akcji faktycznie włączyło się mnóstwo osób. Akcja zyskała międzynarodowy zasięg.
– To prawda. Po pierwsze, włączyły się w to media w wielu krajach. W zasadzie wszystkie poważniejsze agencje i gazety o tym pisały. Po drugie, bardzo dobrze zafunkcjonowały muzealne sieci społecznościowe. Nasze profile na Facebooku, Twitterze itd. mają duży zasięg. Gorąca dyskusja w mediach była również w samej Nigerii. Wszystkie nigeryjskie gazety, do których miałem dostęp online, pisały o sprawie.
Już wiemy, że Omar Farouq Bashir nie trafi do więzienia. Mimo to rzecz nadal szokuje i zdumiewa. Przecież to dziecko!
– Chłopiec został uniewinniony przed świecki sąd apelacyjny. Niestety, sądy szariackie [red. religijne sądy w krajach muzułmańskich] traktują nastolatków – od chwili ich dojrzałości płciowej – jako osoby dorosłe.
Biologia to jedno, a dojrzałość – drugie. W liście zwrócił Pan uwagę na to, że w obozie Auschwitz-Birkenau więzione i mordowane były dzieci. To trafna analogia?
– Ja tego nie porównywałem. Wręcz unikałem dalej idących porównań, choć miałem nadzieję, że list od dyrektora Muzeum Auchwitz-Birkenau będzie odebrany w szczególny sposób z uwagi na wcześniejszą wizytę u nas prezydenta Nigerii. Dla każdego jest ona trudna, stanowi moment głębszej refleksji. Pomyślałem, że to może być właściwe podłoże do tego, by nawiązać z nim jakiś kontakt.
Miał Pan kontakt z chłopcem lub kimś z jego bliskich?
– Przez dłuższy czas miałem kontakt wyłącznie z prawnikami oraz z działaczami praw człowieka, którzy starali się mu pomóc. Z Omarem nikt nie miał kontaktu. Po raz pierwszy rozmawiałem z nim w czwartek 28 stycznia. Przez telefon.
Co powiedział?
– To nie była długa rozmowa. Musieliśmy korzystać z pomocy tłumacza, bo chłopiec nie mówi w żadnym europejskim języku. Jest zdrowy. Musiał oczywiście zmienić rejon zamieszkania, żeby nie ryzykować linczu. Są ludzie, którzy pomagają mu wyjść na prostą, w tym jego wujek, stworzyć mu w miarę normalne życie.
Mówił o tym, czego doświadczył?
– Nie i nie pytałem go o to. Nie chciałem…
A czy wie Pan, za jakie słowa obrażające Allaha, które padły w czasie bójki z kolegą, sąd go skazał?
– Nie. Nawet mnie to nie interesuje. Wyszedłem z założenia, że 13-latek ma prawo powiedzieć każdą głupotę.
To nie pierwszy taki przypadek na świecie i raczej nie ostatni. Akcja będzie mieć ciąg dalszy?
– Dyskusja publiczna w Nigerii jeszcze się nie skończyła, uczestniczy w niej m.in. UNICEF. Na kanwie tego wydarzenia są podejmowane starania, żeby sądy szariackie nie mogły wykraczać poza konstytucję i zobowiązania międzynarodowe. Państwo Nigeria podpisało szereg traktatów dotyczących praw człowieka i praw dziecka.
Ja jednak najpierw chciałbym doprowadzić do końca tę konkretną sprawę. Zobowiązałem się zebrać pieniądze na edukację chłopca i zapewnienie mu bezpieczeństwa. Fundacja Auschwitz-Birkenau utworzy w tym tygodniu subkonta, będzie można przekazać pieniądze na pomoc na ten cel. On nadal jej potrzebuje.