Być może poczujemy się upokorzeni, ponieważ będzie to krok bardzo mały i mający niewiele wspólnego z entuzjastycznym przyjmowaniem nauk Chrystusa. Może to być krok chwiejny, który – jak podejrzewamy – doprowadzi nas do kolejnego upadku czy porażki. Albo może to być krok prowadzący od jednej niechrześcijańskiej drogi do drugiej, pozostającej w trochę mniejszej sprzeczności z Ewangelią – bardzo smutne i gorzkie doświadczenie. Francis Thompson nazywa to „orką na skale”. Możemy modlić się po prostu o pomoc w naszej niewierze i braku zaufania. Jeśli jednak choćby na tyle potrafimy się zdobyć – a jest to dość mało – to przynajmniej modlitwa taka nie karmi złudzenia, że jesteśmy kimś więcej niż tylko sługami nieużytecznymi.
Uważne słuchanie
Dzięki Bogu, próba zintegrowania naszego życia z Ewangelią jest często bardziej pozytywnym doświadczeniem niż to, które opisałem. Nagle widzimy wszystko w nowym świetle. Znajdujemy ukrytą prawdę, która zawsze z nami była. Z radością stawiamy krok we właściwym kierunku i serca w nas pałają. Nasza modlitwa przepełniona jest światłem i radością i podnosimy się po niej odrobinę dalej na ścieżce wiodącej do Chrystusa. Kolejnym doświadczeniem, innym niż udręka czy radość, jest modlitwa, która staje się poważnym ostrzeżeniem i wezwaniem do zmiany. Gdy zajmujemy się sprawami codziennego życia, naszą uwagę i pragnienia poświęcamy na rzeczy związane nie tyle z królestwem Bożym, ile z naszą własną wygodą. Nauczyliśmy się być uważni wobec życia, lecz potem zdarza się coś, co każe się nam zatrzymać, i jeśli pilnie słuchamy, usłyszymy coś na kształt wzywającego nas głosu aniołów, o którym tak często mówi Pismo Święte. (…)
Nieczułość na Słowo
Często słyszymy, jak ktoś czyta jakiś tekst w sposób wskazujący na to, że czytający nie wchłania w siebie jego treści. Prezenter wiadomości telewizyjnych odczytuje słowa z telepromptera znad kamery. Robi to dobrze i z odrobiną uczucia, lecz my wiemy, że nie są to jego własne słowa. Przechodzi, bo musi, od relacji z pożaru, w którym zginęło kilkoro dzieci, do opisu corocznych zawodów wioślarskich. W pewnym sensie nie może wczuwać się w to, co czyta. Nie może słuchać dogłębnie; bo inaczej musiałby powiedzieć: „O, zostawmy ten wyścig wioślarski, a pomówmy o naszych uczuciach związanych z pożarem”. Podobnie jest niekiedy w kościele z lektorem Pisma Świętego, który przechodzi, nie różnicując zbytnio tonu, od lamentacji Jeremiasza do przestróg zawartych w przypowieści o siewcy, by wreszcie odczytać ogłoszenie o parafialnym pikniku. Jeśli lektor wsłuchałby się jakoś głębiej w to, co czyta, mógłby zupełnie zapomnieć o pikniku, czego nie powinien robić, ponieważ on także jest częścią życia. Brak silnej reakcji na publiczne odczytywanie Pisma Świętego może sprawić, że podobną minimalną reakcję będziemy przejawiać podczas własnej osobistej lektury Biblii.
Często podchodzimy do poważnej lektury z tym samym psychicznym nastawieniem, z jakim przeglądamy poranną gazetę. Ktoś być może przeczytał wiele modlitw z Pisma Świętego i setki książek zawierających głęboką mądrość duchową, a jednak rzadko wsłuchiwał się w ich przesłanie. Jakie kroki musimy podjąć, aby efektywniej wykorzystać swój ograniczony czas, gdy czytamy i słuchamy Boga, przemawiającego do nas w słowie pisanym? Czytanie ze zrozumieniem, słuchanie słowa Bożego wymaga świadomej decyzji, aby być uważnym, a więc zerwania z postawą pobieżnego przeglądania. Ta czynność jest niekiedy poprzedzana wezwaniem Bożej pomocy, wyrażonym również w bardzo powierzchowny sposób. Aby jednak naprawdę słuchać, musimy odsunąć się od rozproszeń życia, wsłuchać się w ciszę, która przez moment nami wstrząsa, i modlić się z siłą i w skupieniu o Bożą pomoc. To usilne i wewnętrzne przeniesienie uwagi, zwane w psychologii „zmianą nastawienia”, jest ważną częścią nauki słuchania, do której już się odnosiliśmy, omawiając ogólny sens procesu słuchania. Zastosujmy ją teraz do czytania. Musimy sobie powiedzieć: „Skoro zamierzam to przeczytać, będę czytał dobrze. Kiedy czytam słowa Boże, nie mogę ich tylko przebiegać wzrokiem, jak to robię w przypadku gazety”. Modlitwa przypominająca nam o naszej potrzebie pomocy ze strony Ducha Świętego ma dwojaki skutek. Pomaga zmienić nastawienie i przypomina, że bez łaski nie mamy dość sił ani nawet chęci, żeby słuchać Boga.
Nauczyć się rozkoszy czytania
Intelektualne przekonanie, że potrzebujemy pomocy, aby słuchać, musi być poparte pragnieniem. Pragnienie wykracza poza bezpośredni akt woli, który mówi: „Słuchaj”. Ono ożywia wolę oczekiwaniem przyjemności czy zadowolenia. Wszyscy doświadczamy pragnienia czy oczekiwania zadowolenia, kierując uwagę na jakąś lekturę spoza religijnego kontekstu. Pamiętasz, jak się czułeś, odwracając kartki ekscytującej powieści lub przeglądając ulubione czasopismo? Święta lektura zacznie napełniać nas tym samym pragnieniem, gdy nauczymy się nią rozkoszować. Inaczej będzie tylko nudną harówką, wykonywaną z niewielką korzyścią i zupełnie niekorespondującą ze słowami Chrystusa: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął” (Łk 12, 49). Święty Franciszek nie jest dobrym przykładem czytelnika, lecz kiedy już czytał, robił to z uwagą i rozkoszował się słowami Boga. Miał nawet zwyczaj zbierać drobne skrawki ze świętych ksiąg, które mogły gdzieś luźno leżeć. Powinno to być dla nas nauką. Jeśli słuchamy Pisma Świętego z uwagą, pragnieniem i rozkoszą, wtedy nawet kartki i słowa drukowane staną się święte, to znaczy cenne i wartościowe. Według tradycji św. Franciszek zawarł tę ideę w modlitwie, która przez wiele lat była odmawiana przez kapucyńskich seminarzystów: „Panie, oto ja, najuboższy z Twoich sług, niegodny Twego wszelakiego dobra. Proszę Cię, byś mnie otworzył na skarby poznania tak, bym mógł Cię kochać, bo tylko dlatego chcę Cię poznać, by móc Cię kochać”.
Walczący uczeń
Pomocnym krokiem jest wstępne zapoznanie się z tekstem, który chcemy przeczytać. Ta minuta, której potrzebujemy, by przejrzeć rozdział Pisma Świętego lub psalm, później decyduje o ogromnej różnicy między zwykłym odczytaniem słów a wsłuchaniem się w nie. Dobre czytanie jest sztuką, nawet gdy temat nie ma natury religijnej. Nie powinno się czytać ślepo, bez świadomości, co będzie dalej, niczym kret ryjący w ziemi. Powinno się najpierw zbadać obszar przed sobą i świadomie odpowiadać na wewnętrzne pytania: O czym będę czytać? Co to mi powie? Takie wcześniejsze przejrzenie staje się jeszcze ważniejsze w przypadku lektury duchowej, która jest nam już znana. Wiele razy czytaliśmy psalmy i ewangelie, lecz zawsze musimy je dopasowywać do naszej aktualnej sytuacji.
Dobrym przykładem jest Liturgia godzin. Codzienna jej recytacja może zmienić się w rutynę i prowadzić do nieuwagi. Na przykład kiedy czytam jutrznię, powinienem na nią patrzeć, zastanawiając się równocześnie nad swoimi uczuciami: Co, jak sadzę, przyniesie mi ten dzień? Co mnie martwi? Co daje mi radość? Modlitwa i czytania mogą być spójne z moim nastrojem i sytuacją albo być dla nich kontrapunktem. Muszę poświęcić czas na to, by zadać sobie pytanie: Co usłyszę od Pana w tym czytaniu, co pomoże mi w nadchodzącym dniu? Nie modlę się o to, by mój nastrój czy sytuacja się zmieniły; modlę się, by poznać, jak mam poradzić sobie z tym dniem jako walczący uczeń Chrystusa.
Czytać Pismo Święte to słuchać głosu Boga. Szacunek, uwaga i modlitwa zawsze powinny być częścią takiej lektury, inaczej Pismo Święte może stać się podobne do wspaniałej muzyki, której słuchamy zbyt często. Powinniśmy zacząć od przywołania Ducha Świętego, aby nam pomógł w prawdziwym czytaniu. Takie czytanie w pewnym stopniu wykracza poza naturalne procesy, ponieważ musimy to robić wsparci darami wiary i miłości.
Fragmenty książki o. Benedicta J. Groeschela CFR Słuchanie na modlitwie, W drodze, 2021. Tytuł i śródtytuły od redakcji.