Michał jest przed trzydziestką. Na co dzień zajmuje się programowaniem, w weekendy prowadzeniem imprez bezalkoholowych. Od marca 2017 r. żyje w trwałej trzeźwości od zachowań seksualnych. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie Wspólnota Anonimowych Seksoholików (SA) i program dwunastu kroków. Jednak zanim do tego doszło, musiał doświadczyć dna.
– Nie chciałem się przyznać, że mam jakikolwiek problem – opowiada Michał. – Nie przyznawałem się do nieradzenia sobie z zachowaniami seksualnymi i marihuaną. Wmawiałem sobie i innym, że jest mi dobrze, a moje życie jest świetne. Co z tego, że codziennie dopadała mnie coraz większa izolacja i samotność.
Oczekiwania nie do spełnienia
W domu Michała było różnie. Brakowało więzi z rodzicami. Obecne były sprzeczki i ciche dni. Dominowała chęć ucieczki: w świat masturbacji i pornografii. Miały przynieść ukojenie. – Jeszcze w gimnazjum odkryłem, że po masturbacji znikają wszystkie trudne emocje – opowiada Michał. – Znikały smutek i samotność. Przestawałem cokolwiek czuć. Masturbowałem się, gdy było mi źle. Robiłem to nałogowo. Doszła pornografia. Byłem na haju. Z czasem coraz słabszym. Znieczulało mnie to tylko na pół dnia i później potrzebowałem kolejnej dawki. W końcu na studiach okazało się to niewystarczające. Cierpienie, odrzucenie i brak więzi dawały o sobie znać. Wierzyłem, że tylko druga osoba może ukoić ten ból. Chciałem też pokazać rodzicom, jak powinno budować się rodzinę.
Gdy Michał poznał dziewczynę, myślał, że wszystko się wreszcie ułoży. Szybko przekonał się, że tak nie będzie. Nie umiał budować relacji. To, co dawał, było niewystarczające. – Oczekiwałem, że partnerka dostosuje się do moich oczekiwań seksualnych – przyznaje. – Miałem wyobrażenia oparte na tym, co widziałem w pornografii. Tym oczekiwaniom żadna kobieta nie mogłaby sprostać. Uprawialiśmy seks pięć razy w tygodniu, ale dla mnie to było za mało. Myślałem, że jeśli nie mogę współżyć codziennie, to jestem niesprawny seksualnie.
Związek stawał się burzliwy. Miał wytyczoną trasę, która wiodła od ciągłych rozstań do zgody. – Pewnego razu byłem tak omamiony żądzą, że zerwaliśmy – dodaje. – Po czasie pogodziliśmy się współżyciem. Wtedy stwierdziłem, że jest kobietą mojego życia. Oświadczyłem się jej. Po poważnych kłótniach, po współżyciu na zgodę. Wystarczył haj seksualny, by podjąć taką decyzję.
Pierwsze kroki
Anonimowi Seksoholicy to wspólnota mężczyzn i kobiet, którzy wspierają się w rozwiązaniu wspólnego problemu. Jedynym warunkiem uczestnictwa w SA jest pragnienie zerwania z żądzą i osiągnięcia seksualnej trzeźwości. Dzięki zgodzie Anonimowych Alkoholików od 1979 r. SA wykorzystuje ich dwanaście kroków i dwanaście tradycji.
Krok 1.: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec żądzy i że przestaliśmy kierować własnym życiem.
Krok 2.: Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.
Krok 3.: Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek Go pojmujemy.
Marionetka
Michał o miłości i zakochaniu dowiedział się z Ballad i romansów o. Szustaka. Usłyszał tam też o czystości przedmałżeńskiej. – Pierwszy raz zrozumiałem, że coś nie gra z moją masturbacją i pornografią – przyznaje. – Nie byłem w stanie odkleić wzroku od innych kobiet. Fantazjowałem o nich, będąc z narzeczoną. Nie umiałem przestać. Czułem wstyd. Nie miałem z kim porozmawiać. Wszyscy bagatelizowali problem.
Miesiąc po oświadczynach para postanowiła wstrzymać się od seksu. Michał zaczął się nawracać. Po kilku tygodniach zauważył, że partnerka przestała mu się podobać. W głowie pojawiały się lęki. Dawały o sobie znać symptomy odstawienia. – Emocje zupełnie mnie przejęły – kontynuuje. – Narzeczona widziała, że nie ma ze mną kontaktu. Ostatecznie zerwaliśmy. Doświadczyłem całkowitej porażki. Dawałem z siebie wszystko, ale to nadal było za mało. Zrozumiałem, że moje życie to ruina i nie potrafię zbudować długotrwałej więzi z drugim człowiekiem. To było moje życiowe dno.
Totalna porażka. Bezsilność. Brak sprawczości. Frustracja. Dni mijały, a Michał czuł tylko to. Wiedział już, że ma problem. Próbował z nim walczyć. Następne miesiące były walką o zachowanie czystości. Udawało się zachować ją przez tydzień, dwa. Po nich następowały całodniowe ciągi. – Wtedy też pojawiłem się dwukrotnie u prostytutki – opowiada. – To było przekroczenie granic. Po pierwszym razie obiecałem sobie, że już nigdy tego nie zrobię. Tydzień później znowu tam byłem. W drodze zadawałem sobie pytanie, co robię, ale nie potrafiłem się zatrzymać. Doświadczyłem bycia zupełną marionetką w rękach żądzy. Po drugiej wizycie udało mi się zachować czystość na dwa tygodnie. Później znów wpadłem w ciąg. Dzień później byłem u spowiedzi u dominikanów. Dostałem tam wizytówkę do SA.
Krok 4.: Zrobiliśmy gruntowny i odważny obrachunek moralny.
Krok 5.: Wyznaliśmy Bogu, sobie i drugiemu człowiekowi istotę naszych błędów.
Krok 6.: Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
By zasłużyć
Maria trafiła do Wspólnoty SLAA (Uzależnionych od Seksu i Miłości) w skrajnej rozpaczy. Nie radziła sobie ze swoimi zachowaniami seksualnymi. Po kilku miesiącach zrozumiała, że potrzebuje czegoś innego. Szukała radykalizmu, który odnalazła w SA. Granica trzeźwości jest tam jasno określona. Członkowie SA powstrzymują się w życiu pozamałżeńskim od wszelkich zachowań seksualnych.
Wtedy zrozumiała, że sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. – Z zachowaniami seksualnymi miałam do czynienia już jako dziecko – mówi. – Od 7. roku życia byłam molestowana przez kuzyna. Trwało to wiele lat. Zapamiętałam, że kiedy spełniałam jego oczekiwania, stawał się miły i serdeczny. Wkroczyłam w życie z przekazem, że jeśli chcę zasłużyć na uwagę i miłość mężczyzny, to droga wiedzie tylko przez tę strefę. Szybko weszłam w zachowania nałogowe. Wzorcem była obsesyjna chęć wejścia w związek.
Samotność i życie bez partnera były najgorszymi scenariuszami. Maria wchodziła w kolejne związki, mimo że nie czuła w nich spełnienia. Żądała wciąż więcej. Szukała miłości, której tak potrzebowała.
– Nie radziłam sobie emocjonalnie z wieloma sytuacjami – przyznaje. – To było lekarstwo. Rozładowanie. Działało tylko na chwilę. Za każdym razem chciałam tego coraz więcej. Na początku wystarczało raz na jakiś czas. Później, jak z narkotykami, potrzebowałam coraz większej dawki, by utrzymać się na powierzchni. Zwykle miałam to pod ręką, aż za dużo. Nawet wbrew sobie. W końcu weszłam w związek, w którym dostałam embargo. Wpadałam w furię. Błagałam, prosiłam partnera, by zmienił zdanie. Żebrałam o to. Skrajnie się upokarzałam. Zobaczyłam, że bez tego nie potrafię żyć. Miałam próby samobójcze. Myślałam: skoro tego nie ma, to po co żyć.
Żebranie o miłość
W życiu Marii pojawiały się kolejne związki. Od jednego partnera usłyszała, że na współżycie musi poczekać do ślubu. – Myślałam, że oszaleję – opowiada. – Poprosiłam go, żeby zawiózł mnie do szpitala psychiatrycznego. Potrzebowałam pomocy. Tam stał się cud. Nad łóżkiem wisiał obraz Matki Boskiej Nieustającej Pomocy. Nagle poczułam przypływ łaski i zrozumienia. Podjęłam decyzję, że chcę zmienić swoje życie. Chciałam żyć z moim partnerem, ale w czystości. Wyspowiadałam się. Przystąpiłam do Komunii. Przeczytałam Ewangelię.
Ceną za trwanie w tym związku było cierpienie. Maria żyła ze swoim partnerem jak z bratem. – Był to związek silnie zależny, bo głównie w takie relacje wchodziłam – mówi. – To była zależność emocjonalna, finansowa i wszystkie inne, jakie można sobie wyobrazić. Nie wiedziałam, jak uciec z tej chorej relacji. Wzmagała we mnie złość i nienawiść do tego człowieka. Szukałam rozwiązania. Tak znalazłam się w kościele, gdzie przystąpiłam do spowiedzi.
Kobieta trafiła na zakonnika, który okazał jej zrozumienie. Zaproponował dłuższą rozmowę. Poprosił o numer Marii. – Jako osoba chora i uzależniona odebrałam to jako sygnał zapraszający mnie do relacji. Poświęcił mi dużo czasu. Słuchał. Płynęło z niego dobro. Jako nałogowiec miłości rozpłynęłam się. Zaczęłam pożądać tej osoby, całkowicie niedostępnej. Zakochałam się. Przesiadywałam godzinami w kościele. Czekałam, kiedy tylko będę mogła go zobaczyć. W końcu wyznałam mu prawdę podczas spowiedzi. Relacja z Bogiem była dla mnie najważniejsza, a wisiałam i żebrałam o miłość w konfesjonale. To był mój upadek. Z tej niemocy trafiłam do SA.
Krok 7.: Zwróciliśmy się do Boga w pokorze, aby usunął nasze braki.
Krok 8.: Zrobiliśmy listę osób, które skrzywdziliśmy, i staliśmy się gotowi zadośćuczynić im wszystkim.
Krok 9.: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniłoby to ich lub innych.
Wstyd zdjęty z barków
Jan jest działaczem. Kręci go pomaganie: wolontariaty, pomocowe sprawy. Gdy usłyszał pierwszy raz o SA, był przerażony. Było to w 2007 r. – Gdzieś w głowie pojawiły się myśli, że to może być coś dla mnie – opowiada. – Szybko je odrzuciłem. Szukałem innych sposobów rozwiązania swoich problemów. Coś mnie wstrzymywało. Po paru latach znalazłem się w punkcie, gdy nałóg mnie dopadł, a ja byłem w nim aktywny. W moim przypadku były to ciągi pornografii i kompulsywnej masturbacji. Poszukiwałem możliwości, by z tego wyjść. Zrozumiałem, że konieczne było uznanie swojej bezsilności.
Najtrudniej było spojrzeć w lustro. Jan nie mógł na siebie patrzeć. – Brzydziłem się sobą – opowiada. – Wiem, że to był element choroby. Jako osoba uzależniona nie akceptowałem siebie. Wstydziłem się. Dotknąłem wtedy dna. Zabawa się skończyła. Czułem, że już sam sobie nie poradzę. Musiałem zwrócić się do kogoś, kto miał dla mnie rozwiązanie. Parę miesięcy wcześniej rozmawiałem z moimi bliskimi znajomymi. Jeden z nich powiedział: „jest takie coś jak SA”. Wtedy po raz drugi usłyszałem o SA. Znowu spróbowałem poradzić sobie samemu. To trwało trzy miesiące. W końcu powiedziałem temu znajomemu, że jestem gotowy.
Wtedy wydarzył się cud. Jan tak uważa. – Dostałem numer do SA i miałem tam zadzwonić – kontynuuje. – Zanim poszedłem na mityng, musiałem wykonać taki telefon, by opowiedzieć o swoich problemach. Poczułem wtedy kolejny opór. Moi inni znajomi przypadkowo podsłuchali tę rozmowę. Weszli do pokoju i zachęcili, żebym pojechał, bo oni też jadą. Zareagowałem niestandardowo i pojechałem. Normalnie bym się na nich wkurzył. Na mityngu poczułem się jak w domu. Spodziewałem się dewiantów, a zobaczyłem wielu podobnych mi ludzi. Oni też nie potrafili poradzić sobie z problemem, który wpływał na całe ich życie. Mam wrażenie, że było to coś duchowego. Czekał tam na mnie Bóg. Zdjął połowę wstydu z moich barków. Mogłem odetchnąć.
„Wielu z nas odczuwało samotność i lęk, czuliśmy się niedopasowani i bezwartościowi (…).
Bardzo wcześnie zaczęliśmy odczuwać brak więzi z rodzicami i rówieśnikami. Staliśmy się obcy nawet dla siebie samych. Rozstroiliśmy się fantazjami i masturbacją. Ugrzęźliśmy w upajaniu się obrazami, wyobrażeniami i pogonią za przedmiotami naszych fantazji. Pożądaliśmy i pragnęliśmy być pożądani (…) Naszym problemem jest nie tylko uzależnienie. W wyniku jego rozwoju staliśmy się także ułomni w sferze miłości”.
„Używamy różnych modlitw, aby oddalić żądzę. Jedna z szybkich modlitw to: «Boże pomóż mi». Wielu z nas prosi Boga, aby błogosławił osobę, której pożąda. Prosimy Boga, aby obdarował tego człowieka wszelkim dobrem, jakiego sami pragniemy w naszym własnym życiu. Działając w taki sposób, zaprzestajemy pożądliwie uprzedmiotawiać tę osobę, a zaczynamy traktować ją jak dziecko Boga. Inna prosta modlitwa brzmi: «Boże, czegokolwiek szukam w tej osobie, pomóż mi znaleźć to w Tobie»”.
Cytaty pochodzą z SA Literature
Posprzątałem podwórko
Michał popłakał się na pierwszym mityngu. Nikt go nie potępił i nie wyśmiał. Czuł się przyjęty. – Widziałem, że bracia, bo tak mówimy o sobie, naprawdę to czują – opowiada. – Gdy dzielili się swoimi historiami, odnajdywałem w nich siebie. Przeżywali w środku to samo co ja. Tego nie czułem u terapeutów. Doświadczyłem w SA, że łączy nas wspólny problem. Od tego momentu dostałem sugestię, by zebrać numery do braci. Każdego dnia miałem wykonywać przynajmniej trzy telefony. Rozmowy miały wyrwać z głowy pokusy. Już nie byłem z nimi sam.
Rozpoczęła się praca ze sponsorem, a wraz z nią – codzienny kontakt z osobą, która była w stanie przejrzeć Michała i jego sztuczki. Michał rozrysowywał i opisywał swoje urazy i lęki. Poznawał przyczynę tych lęków i utraconych więzi. Przyznawał się do prawdy o sobie. – Czułem, że ktoś zdejmuje ze mnie worek z cegłami – przyznaje. – Sponsor to osoba bardziej doświadczona w krokach i trzeźwości. Sam sobie nie ufałem wtedy. Potrzebowałem kogoś, kto byłby towarzyszem w podróży. Całe życie byłem w swojej głowie sam. Zwykle uciekałem od rozmów z innymi. Mityngi, lektura, program krokowy, rozmowy i praca ze sponsorem wyrwały mnie ze swojej głowy.
W końcu udało się uzyskać kilkumiesięczną trzeźwość. Michał odczuwał wtedy potężne lęki. Dwa razy utracił trzeźwość, ale szybko wracał na właściwy tor. – W odstawieniu zobaczyłem, że to był tylko wierzchołek góry lodowej – dodaje. – Pod spodem działo się zdecydowanie więcej. Musiałem się skonfrontować z tym, przed czym uciekałem kilkanaście lat. Wcześniej byłem na tabletce przeciwbólowej, którą była żądza. W 2017 r. złapałem trwałą trzeźwość: od fantazji seksualnych i seksualizacji. Pojawiają się, ale już więcej nie muszę sam nosić tego ciężaru. Moje życie zmieniło się o 180 stopni. Posprzątałem swoje podwórko. Przestałem się kręcić dookoła siebie. Dzisiaj sam jestem sponsorem. Pomagam innym. Mam żonę, dobrą pracę. Znalazłem hobby. Przestałem być zależny od swoich emocji. Panuję nad sobą. To pozwala mi budować poczucie własnej wartości.
Znalazłam miłość
– Jestem całkowicie bezsilna wobec żądzy – zauważa Maria. – Przestałam kierować swoim życiem. Ale wierzę, że Bóg może mi je przywrócić. To uzależnienie, które nie mija. Nigdy nie będę zdolna do normalnego funkcjonowania w tej sferze. Żądza to podstępny i przebiegły przeciwnik. Ciągle przychodzi i nigdy nie śpi. Stale atakuje. Potrzebna jest czujność i stosowanie narzędzi. Trudności są na poziomie myśli. Są też fizyczne. Raz miałam atak. Moim ratunkiem był krzyż, który chwyciłam w ostatniej chwili.
Maria oczekiwała cudu. Bóg miał zadziałać nagle i w sposób nadprzyrodzony. – Działał, ale nie obyło się to bez mojej pracy – dodaje. – Przyszła świadomość i chęć zaprzestania tego starego życia. Miałam też nadzieję, że można żyć inaczej. Słyszałam historie braci i sióstr, którzy udowadniali, że można wieść dobre, szczęśliwe życie, pomimo uzależnienia. To łaska i dar programu. Przez niego przemówił do mnie Bóg.
Obecnie Maria jest sponsorem. Towarzyszy trzem podopiecznym: kobietom. – Proces zdrowienia wymaga zaparcia się siebie samej – przyznaje. – Często za tymi zachowaniami seksualnymi stoją wady charakteru. Musiałam się do nich dokopać i pracować nad nimi. Ujrzałam siebie w prawdzie. Nie byłoby to możliwe bez Wspólnoty. Dzięki niej odzyskałam pokój serca. Czerpię radość ze służenia innym. Wcześniej byłam egoistycznie nastawiona do życia. Szukałam miłości, ale źle ją pojmowałam. Teraz ją znalazłam.
Tylko na jeden dzień
Krok 10.: Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
Krok 11.: Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas oraz o siłę do jej spełnienia.
Krok 12.: Przebudzeni duchowo dzięki tym krokom, staraliśmy się nieść posłanie innym seksoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.
– Na pierwszym mityngu mogłem usłyszeć i zobaczyć, że inni sobie też nie radzą – mówi Jan. – Nie byłem sam z tym problemem. Zacząłem pracę nad sobą. Pisałem swoją historię. I pracowałem nad zmianą obrazu Boga, by już nie był taki, jakiego Go widziałem: surowy, wymagający i karzący. Powierzyłem swoje życie Bogu. Ale to nie znaczy, że siedzę na kanapie. Każdego dnia działam. Zacząłem sprzątać swoją przeszłość i radzić sobie z urazami, żalami i nieprzebaczeniem. Już nie kryję się z nimi, ale uczę się o nich, rozmawiam. Nie szukam winnych. Program dwunastu kroków to program przebaczenia i pozytywnego skupienia się na sobie. W tym pomagała mi modlitwa. O tym mówią ostatnie kroki. Pogłębiam więź z Bogiem i niosę posłanie dalej.
Kiedy Jan przyznawał się do swojej bezsilności, w głowie krążyły mu negatywne emocje. Z czasem otworzyły one furtkę do zdrowienia. – Czasami mówi się, że uzależnionemu trzeba pozwolić upaść – opowiada. – Wierzę, że niektórym Pan Bóg to dno podwyższa, żeby nie musieli zaryć zbyt nisko. Przyznałem się do bezsilności. W moim życiu pojawiła się pokora. Nie chciałem już słuchać siebie i swoich pomysłów. Nie miałem już nic do stracenia. Ciągle muszę sobie przypominać, że program i trzeźwienie są tylko na jeden dzień. We wspólnocie słyszy się, że jesteśmy rozbitkami, po tym gdy statek już zatonął. Razem utrzymujemy się na tratwie.
Imiona zostały zmienione.
ANINIMOWI SEKSOHOLICY
798 056 677 (dla mężczyzn)
534 124 748 (dla kobiet)
wspolnota@sa.org.pl
www.sa.org.pl