Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłaszając listę podmiotów wspartych finansowo z powodu pandemii, wywołało burzę. No bo fakt, że jakiś artysta dostaje od państwa powiedzmy pół miliona, na tle dochodów i strat zwykłych ludzi brzmi drażniąco.
Że chodzi nie tylko o artystę, ale o maszynerię, którą on wprawiał w ruch, a która teraz nie zarabia takich właśnie pieniędzy, to często umyka uwadze oburzonych. Tych wszystkich dźwiękowców, oświetleniowców i asystentów, bez których sztuka się nie kręci. Minister Piotr Gliński powołuje się na algorytm i on jest zawsze do dyskusji. Ale ekscytując się kilkoma nazwiskami, nie pamiętamy o setkach teatrów czy sal koncertowych, które też są na liście.
W ruch poszły także polityczne wykładnie. Wrogowie tego rządu biorą pod lupę przekonania. Bracia Golcowie? Czy nie byli zbyt konserwatywni? A Bayer Full? To jednak bezsensowne. Na liście są całe zastępy wrogów tego rządu, co skądinąd odzwierciedla portret zbiorowy środowisk artystycznych.
To z kolei złości innych. Przeczytałem wpis prawicowego intelektualisty, dla którego dofinansowanie dwóch teatrów Krystyny Jandy: Polonii i Och Teatru, to „wspieranie antykultury”. Prawicowy ministrze, dlaczego to robisz? Tymczasem przy wyrazistych poglądach politycznych Jandy, to są zwykłe popularne teatry oferujące godziwą rozrywkę, nie żadna „antykultura”. Pan, który to wpisał, naturalnie uważa, że zna sprawę, choć „do Jandy nie chodzi”. Notabene aktorka głosi, że dostała za mało, bo jest szykanowana politycznie. Polskie piekiełko.
Pojawiły się też zarzuty bardziej przekonujące. Dlaczego dawać tylko firmom lub stowarzyszeniom? I czy mamy gwarancję, że ich „głowy” podzielą się z ową masą oświetleniowców, dźwiękowców czy asystentów? Wreszcie zaś Marcin Makowski, współpracujący z Wirtualną Polską, odkrył na liście pośród tysięcy nazw i nazwisk firmy, które nie mają z kulturą wiele wspólnego, a czasem zgoła nic.
Brzmią już okrzyki żądające dymisji Glińskiego. Ale przecież wstrzymał wypłaty, i ma to wszystko jeszcze raz weryfikować. Temu służy jawność i przejrzystość.
Piotr Gliński się stara, przy niewątpliwych błędach jego aparatu. Błędem intelektualnym jest co innego. Kiedy teatrom i kinom narzucano większe restrykcje co do liczby publiczności niż weselom i galeriom handlowym, skrytykowałem to. Minister odpowiedział stałą śpiewką: „no przecież wspieramy artystów”.
Ale dostęp powiedzmy do teatru to nie tylko problem kasy dla aktora, i jeszcze dźwiękowca z suflerką. To przede wszystkim problem widowni pozbawionej dostępu do kultury. Między jedną i drugą falą pandemii widziałem w Krakowie młodzież szkolną na niezłym przedstawieniu Balladyny w Teatrze Stu. Siedzieli cierpliwie w maseczkach, słuchali, patrzyli, na koniec uczcili spektakl owacjami. To o ich edukację, ich wrażliwość toczy się gra.
Nie pomógł tej dyskusji polityk PiS Joachim Brudziński cieszący się, że artyści tak walczyli z rządem, a dziś wyciągają rękę. To nie oni wyciągają, to kultura narodowa. Dziś nie ma skądinąd o czym dyskutować. Przy takiej skali zakażeń i zgonów dla teatru – nawet tego z jedną czwartą widzów, stosunkowo bezpiecznego – miejsca nie ma.
Ale po pierwsze, ciągnijmy to, co zaczęto już przy pierwszej fali: finansowanie różnych form przekazu artystycznego w sieci. To żywego teatru nie zastąpi, ale nawet ta proteza to więcej niż nic. A po drugie, nie przyzwyczajajmy się do świata bez teatru, opery, koncertu. Tak jak do zdalnej nauki i wielu innych pandemijnych patologii. Sztuka wysoka to jedna z pierwszych form ludzkiej aktywności, którą powinniśmy odmrozić.