Logo Przewdonik Katolicki

Pandemiczne wzrastanie

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. Sergey Skleznev/Adobe Stock

Dobrze, żebyśmy umieli nadać sens temu, co się dzieje. Okazujemy się mali i słabi, a jednocześnie dzieje się coś, co nas przekracza. Zawsze już będziemy pamiętali ten czas

Monika Białkowska: Poruszył mnie wpis na blogu jednej siostry zakonnej. Pisała: „Czasem mam ochotę uciec. Poprosić przełożonych o zmianę placówki. Zacząć od nowa. I wtedy sobie przypominam, że to absurd. Bo nie ma miejsca na Ziemi, gdzie nie byłoby COVID-19. Odwołanych imprez kulturalnych i ewangelizacyjnych. Niedokończonych projektów. Przymusowej izolacji. Życia online”. Jakoś tak odebrałam to – transcendentnie wręcz? Możemy się buntować, dziwić, narzekać, bać, ale świadomość, że nie ma ucieczki, że jesteśmy w tym razem ze wszystkimi ludźmi na całym świecie, przenosi nas w tym zmęczeniu i tęsknocie za normalnością jednak w jakiś inny wymiar… 

Ks. Henryk Seweryniak: Ale przecież żyjemy dalej. Znajdujemy nowe formy, mocniej wykorzystujemy internet, wszyscy się tego uczymy. Jest w życiu czas zmiany: ta jest może niełatwa, ale też trzeba ją dobrze przeżyć. 

MB: A nie przenosimy naszego doświadczenia na wszystkich ludzi? Nam się niewiele zmieniło. Oboje mamy swoją pracę, oboje większość życia spędzamy przed komputerem. Ale wiem, jak żyją inni. W jakimś napięciu i lęku o przyszłość. Często w tęsknocie za bliskimi, których nie można przytulić. W świadomości, że zagrażać nam może coś, co powinno być piękne, czyli spotkanie. 

HS: Rozumiem ten lęk, ale nie chcę pozostawać na poziomie tego, że jest trudno. Dlatego mam w tym doświadczeniu pokusę, żeby je utrwalać, bo ono kiedyś minie. Może będzie trwało jeszcze trzy lata, ale w końcu minie. I świadomie robiłem sobie gdzie mogłem zdjęcia właśnie w masce na twarzy, żeby zostawał ślad, że to był właśnie ten czas. 

MB: Tego trochę właśnie szukam. Jakiejś odpowiedzi na to zmęczenie głębszej, niż „idź pobiegać”, „znajdź sobie jakąś pasję” albo „zmień branżę, weź kredyt”. Jest tu jakaś odpowiedź teologiczna? Odpowiedź wiary, a nie sportowca czy coacha? Nie wiadomo, z czym mamy do czynienia. Końca nie widać. Jak to ogarnąć i jak ogarnąć w tym siebie? Upieram się i będę się upierać, że musimy w tym szukać jakiejś głębi, jakiejś mistyki wręcz. Może daje ją perspektywa, świadomość, że uczestniczymy w czymś wielkim, na pewno większym od nas? Chciałabym, żebyśmy umieli nadać temu, co się dzieje – sens. Okazujemy się mali i słabi, a jednocześnie dzieje się coś, co nas przekracza, a my tego doświadczamy. I może trzeba doświadczyć głębiej, niż tylko na poziomie walki o przetrwanie. Przecież zawsze już będziemy pamiętali ten czas. Przecież będziemy o tym opowiadali dzieciom i wnukom. Przecież książki o tym już powstają, przecież powstawać będą filmy. Chyba dobrze jest mieć tę świadomość, że nie jesteśmy już tylko widzami, jesteśmy uczestnikami. 

HS: To jest to, co próbuję mówić swoim studentom: zapamiętajcie ten czas. On jest dramatyczny, jest trudny. Ale pamiętajcie, że inne pokolenia przeżywały wojnę, która trwała pięć lat i której nie da się z tym, co mamy, wprost porównać. Inne pokolenia przeżywały komunizm, wieloletnie zletnienie myślenia, umysłu, wolności… I uczyły się w tym żyć, przyzwyczajali się, bo w tym się żyć dało – a potem wyjście z niego przeżywały jako autentyczne zwycięstwo.  I mówię im, że ich pokolenie też ma coś, co może potrwać nawet kilka lat. I że można to potraktować jako rodzaj walki duchowej, jakieś zmaganie się o wewnętrzną wolność, jako zmaganie się o uniwersytet razem, bo przecież to próbujemy cały czas robić. I mówię, żeby dostrzegali heroizm lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych, studentów nawet, którzy idą teraz do chorych. To przecież jest czas, który wzywa do heroizmu.

MB: Wiem, że porównanie z wojną wielu może uznać za przesadzone, więc z całą świadomością proporcji to mówię. Ale warto zauważyć, że i wtedy byli ludzie, którzy próbowali po prostu przetrwać – i byli ludzie, którzy przeżywali to świadomie jako czas próby. Którzy wiedzieli, że uczestniczą w czymś bardzo trudnym, ale wielkim. Że  łaśnie tworzy się historia, w której będą zapisani. 

HS: Myślę, że trzeba też uważać, żeby w takim niezwyczajnym czasie nie wpaść w pewne koleiny. W takie koleiny prowadził nas komunizm. Byli wtedy ludzie, którzy uważali, że innego świata już nie będzie: że trzeba dostosować się już wyłącznie do tego, który jest, i nie marzyć, nie myśleć o zmianie. Jak wygląda w nas wewnętrzna wolność? Na ile będziemy pamiętać, na czym polega normalność? Szansę dla nas widzę też w czymś, co poważnie nazywa się kierownictwem duchowym, a jest po prostu spotkaniem. Miałem okazję rozmawiać z młodymi, mądrymi księżmi. Opowiadali, jak dużo odbierają teraz telefonów z prośbą o rozmowę. Kiedy pytają, o czym ma być ta rozmowa, słyszą, że o życiu. Tak po prostu. Jeden z nich mówi, że pojechał z tym do swojego kierownika duchowego. Usłyszał od niego: nie pytaj, o czym chcą rozmawiać. Słuchaj i ucz się od ludzi. I powiedz coś tylko na koniec, nie kombinuj, Duch Święty ci podpowie. Sporo księży to teraz odkrywa. I to może być szansa dla Kościoła, żeby stał się mniej instytucjonalny, a bardziej wewnętrzny. Żeby ksiądz był słuchaczem, a nie funkcjonariuszem. 

MB: To chyba jest ważne. I jeszcze żeby się buntować przeciwko zaleceniom sanitarnym, ale żeby wciąż pamiętać, że to jest tylko czas nadzwyczajny, i żeby nie przestawać tęsknić za normalnością, ba, nawet jej planować! Nic to, że plany może w tym roku nie wyjdą. To wyjdą za dwa lata. Albo za trzy. Ale jeszcze wrócimy do świata bez masek, w którym spokojnie będzie można się przytulać. I chyba ważne jest, żeby o tym świadomie myśleć, żeby mieć refleksję. Żeby łapać w sobie to, czego się o sobie czy o życiu w tym czasie uczymy. Ja na przykład złapałam się, jakiej wolności nabrałam do własnych i cudzych planów. Umawiamy się? Super. Nie wyjdzie spotkanie? Nie ma sprawy, kiedyś spróbujemy znów. Jak Pan Bóg da. To ważne, żeby to w sobie zbierać. Trochę jak te zdjęcia w maseczce. I to się powinno właśnie w końcu na sens całego tego doświadczenia złożyć. 

HS: A ja – nie ukrywajmy – końcówkę tej rozmowy dopowiadam z oddziału zakaźnego, gdzie wylądowałem z covidem. I tu też sens odkrywam: aplikację z Pismem Świętym, wyłączony telewizor, z którego dociera do mnie medialne czarnowidztwo, dobre słowa i modlitwę za tych, którym jest tak trudno, wędrowanie już nie fizyczne, ale myślą po lasach i katedrach… Tego się trzymajmy. Jeszcze będzie pięknie. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki