Logo Przewdonik Katolicki

Jak być dla siebie dobrym

Katarzyna Frużyńska, psycholog
fot. MoMo Productions/Adobe Stock

Jeśli pracujesz w domu, to czy masz dla siebie wygodne krzesło? Czy w ciągu dnia masz momenty wypełnione spokojem, przyjemnością? A gdy się potkniesz, słyszysz w głowie: „no pięknie, królowa gracji!” czy raczej „uważaj na siebie”?

Jak długo dziś spałaś?” – pytam koleżankę. „Osiem godzin” – odpowiada. „To super, ja dziewięć, tyle potrzebuję”. Czy kiedykolwiek słyszałeś taką wymianę zdań? Ja nigdy. Zamiast tego o wiele częściej słyszę rozmowy, w których mówimy, jak bardzo jesteśmy niewyspani, jak długo pracowaliśmy i że mieliśmy tylko 10 minut na zjedzenie obiadu, przeplatane samobiczowaniem się za drobne pomyłki, które zdarzyły się być może właśnie z powodu nieustannego przemęczenia.

Odpoczynek i troska o ciało
Dawanie sobie czasu na odpowiedni odpoczynek to pierwszy element troski o siebie. Emily i Amelia Nagoski w książce Wypalenie piszą o badaniach, które wskazują na konieczność poświęcania 42 proc. swojego czasu w ciągu doby na odpoczynek. To około dziesięciu godzin. Jeśli tego nie zrobimy, to dopadną nas skutki przemęczenia, problemy ze skupieniem, rozdrażnienie i obniżona odporność. Już średniowieczni mnisi wiedzieli, że życie dzieli się na vita activa, czyli codzienną pracę, oraz vita passiva i contemplativa – czyli czas na sen, refleksję i odpoczynek. Niektórzy z nas jeszcze nie doświadczyli tego na własnej skórze.
„Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga (…) Chwalcie więc Boga w waszym ciele!” – pisze św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (1 Kor, 6, 19–20). Jako chrześcijanie możemy śmiało uznać, że grzechem wobec ciała są m.in. brak troski o zdrowie, zaniedbywanie posiłków i wypoczynku, nałogi, przejadanie się, ale też niszczenie zdrowia przez nadmierny sport, odchudzanie się i nieodpowiedni do pogody ubiór. Włożenie ciepłej, choć nie całkiem modnej czapki może być zatem wyrazem miłości do siebie.
Codziennie pomijamy małe gesty i drobne aspekty dbania o siebie: jeśli pracujemy w domu, czy mamy dla siebie wygodne krzesło? Czy robimy sobie przerwę chociażby na toaletę i rozprostowanie kości? Jeśli organizujemy posiłki dla całej rodziny, czy dbamy o to, by zdrowo jeść, a może oddajemy innym co lepsze kąski, bo uważamy, że na smakołyki musimy sobie zasłużyć?

Pół godziny przyjemności
Jeśli dostajesz nagle 30 minut wolnego czasu, bo odwołuje się jakieś spotkanie, to czy biegniesz od razu do następnego zadania, czy możesz wykorzystujesz to na jakąś przerwę? Czy masz w ciągu dnia momenty wypełnione spokojem, przyjemnością, czasem tylko dla siebie? Niektórzy są zdolni wstawać przed 6.00, zanim wszyscy domownicy się obudzą i delektować się domową ciszą. Inni tę samą troskę o siebie okażą, leżąc godzinę dłużej w łóżku bez wyrzutów sumienia. A gdyby tak wprowadzić do swojego dnia pół godziny przyjemności? Kawę w ciszy, czas na książkę, długą kąpiel albo taniec w rytm ulubionej muzyki. O ile więcej cierpliwości i spokoju mielibyśmy na co dzień, wiedząc, że zadbaliśmy też o siebie? Bo jeśli mamy kochać bliźniego, to najpierw musimy nauczyć się kochać siebie.

Mów o sobie dobrze
Kolejnym aspektem troski o siebie jest pozytywne mówienie o sobie. Aleksandra Więcka w książce Jak mówić o sobie dobrze pisze o pewnej dziennikarce radiowej. Stwierdza ona, że gdy zaprasza ekspertki do programów, cztery na pięć z nich rezygnuje, tłumacząc się brakiem czasu lub wiedzy. Część z nich wskazuje od razu kogoś – zwykle mężczyznę – kto jest według nich bardziej odpowiednią osobą, by zabrać głos w dyskusji. I pomijając wątek kobiecy w tej historii, można stwierdzić, że zaproszone osoby dotyka tzw. syndrom oszusta. Mimo swojej wiedzy i doświadczenia mogą czuć, że ktoś na pewno zaraz odkryje, że nie wiedzą wystarczająco wiele, zada pytanie, na które nie znają odpowiedzi, albo wskaże lepszego eksperta od tematu. I nie chodzi tutaj o fałszywą skromność ani pokorę, ale o otwarte przyznanie: na tym się znam, w tym jestem naprawdę dobra/-y, mam takie doświadczenie i w tym ci pomogę. Jak często przechodzi nam to przez gardło?
Podstawą dobrego mówienia o sobie jest oczywiście poznanie siebie i swoich mocnych stron. Istnieją narzędzia, które mogą tutaj pomóc, takie jak różne kwestionariusze dostępne w internecie (np. 16personalities.com/pl dostępny za darmo w języku polskim lub anglojęzyczny Strengths Finder, który określa pięć twoich najmocniejszych talentów, i tak każdy jakiś ma!). Mocne strony można też określić, patrząc na własne doświadczenia i zadając sobie kilka pytań: w jakich zadaniach dobrze się sprawdzam? Z jakimi pytaniami przychodzą do mnie inni? Co od zawsze lubiłem/-am robić? Co sprawia mi największą przyjemność? Co chętnie robię nawet za darmo? Co jest moim talentem? W jaki wyjątkowy i niepowtarzalny sposób wykorzystuję moje zdolności? Te same pytania warto zadać też naszym bliskim – to bardzo ciekawe ćwiczenie, polecam.

Co mówią twoi krytycy?
Jedną z najtrudniejszych form bycia dla siebie dobrym jest przyjmowanie krytyki. Brené Brown, badaczka wrażliwości, w jednym ze swoich wystąpień wspomniała, że nosi w portfelu kartkę z nazwiskami osób, których krytyka jest dla niej ważna. Zacytowała też słowa Teodora Roosevelta: „Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni, albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się człowiekowi na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy, który wie, co to jest wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał triumf wielkiego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z wielką odwagą…”. Innymi słowy: „jeśli krytykujesz mnie z tylnego rzędu, a sam nie masz odwagi robić tego, co ja, ani się na tym nie znasz, nie jestem zainteresowana twoją opinią”.
Po pierwsze, czyjaś krytyka nie musi być prawdziwa, często mamy do czynienia z niejasnymi sądami („no wiesz, nikt nie lubi nadgorliwych ludzi”) albo aluzjami („nie tego się po tobie spodziewałem”). Po drugie, nie muszę jej przyjmować i na jej podstawie się zmieniać. To, co ktoś mówi, jest może istotne dla niego, ale ja mogę uważać inaczej.

Empatia dla siebie
Czasem jednak to my jesteśmy swoimi najgorszymi krytykami. W podejściu Porozumienie Bez Przemocy mówi się o byciu metaforycznym szakalem lub żyrafą w stosunku do siebie i innych. Gdy się potkniemy, szakal, czyli złośliwe, kąsające zwierzątko, zauważy „no pięknie, królowa gracji!”, jeśli popełnimy błąd, wypomni nam: „na co liczyłeś? myślałeś, że dasz radę?”. Szakalowe jest wypominanie sobie dawnych błędów, nadmierne przeżywanie porażek, oczekiwanie od siebie perfekcjonizmu. Przeciwieństwem szakala jest żyrafa, która z troską i uważnością podchodzi do swoich potrzeb i stara się też zrozumieć innych, dać empatię. Czyli nasza wewnętrzna żyrafa w przypadku potknięcia powie „uważaj na siebie”, a gdy popełnimy błąd: „starałaś się, jak mogłaś najbardziej, wyciągniesz wnioski i następnym razem będzie inaczej”.
Autoempatia to dawanie sobie do zrozumienia („za mało spałaś, dlatego jesteś nerwowa”), opiekowanie się sobą, dbanie o zdrowe granice („pracowałam osiem godzin, nie będę brać nadgodzin, skończę to jutro rano ze świeżą głową”). To również pozwalanie sobie, by od czasu do czasu coś nam nie wyszło, podejmowanie decyzji zgodnie ze swoimi wartościami, szukanie wsparcia u osób, które nam sprzyjają, a odchodzenie od toksycznych relacji, które nam szkodzą. Empatia dla siebie to również kibicowanie swoim działaniom, niepognębianie się, gdy nam coś nie wyjdzie. Zadaj sobie od czasu do czasu pytanie: czy jesteś swoim największym wsparciem?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki