Logo Przewdonik Katolicki

Przestańmy bać się emocji

Małgorzata Bilska
fot. Unsplash

Nie traktujmy emocji jako grzech lub wstęp do grzechu. Odgrywają one ogromną rolę w komunikacji, bo wskazują na potrzeby. Warto umieć je rozpoznać, nazwać i świadomie wykorzystać do kontaktu ze sobą i innymi – z Mieczysławem Łusiakiem SJ

Dwanaście lat temu zetknął się Ojciec z programem „Porozumienie bez przemocy” („Nonviolent Communication”, w skrócie NVC) amerykańskiego psychologa Marshalla B. Rosenberga i natychmiast się nim zachwycił. Co Ojca zainspirowało do włączenia jego metody do rekolekcji?
– W domu rekolekcyjnym w Suchej koło Bydgoszczy, który wciąż prowadzę (do września, przenoszę się do Warszawy), odbywały się warsztaty dla małżeństw. Ktoś mnie poprosił o udostępnienie ośrodka na ten cel, zgodziłem się. Okazało się, że są one oparte właśnie na „Porozumieniu bez przemocy”. Od uczestników usłyszałem, jak bardzo pomaga im to w relacji małżeńskiej. Postanowiłem sprawdzić, co to jest. Kupiłem książkę Rosenberga. Kiedy tylko zacząłem ją czytać, od razu zobaczyłem w niej dużo mądrych, ale i praktycznych rzeczy. Zgodnych z Ewangelią. To, czego nauczamy w Kościele, czego uczył Chrystus, trzeba przełożyć na codzienne życie i relacje z ludźmi. Rosenberg pomaga zdobyć umiejętności komunikacyjne, a dzięki nim lepiej budujemy autentyczne relacje pełne miłości, bliskości, uważności, troski i empatii. Dlatego postanowiłem włączyć elementy tego programu do prowadzonych przez siebie rekolekcji.
Z uczestników powstała wspólnota Rodziny Empatyczne. Obecnie funkcjonuje 25 kilkunastoosobowych grup w różnych miejscach w Polsce. Współpracuję też z wieloma trenerami NVC, także certyfikowanymi, szczególnie z małżeństwem Beatą i Piotrem Hołtyń.

Za co Ojciec najbardziej ceni Rosenberga?
– To, co mnie najbardziej zafascynowało i jest według mnie najważniejsze w jego programie, dotyczy doprecyzowania terminu „potrzeba”. Zaproponował zawężenie jego znaczenia. W psychologii jest on dobrze opisany, ale u niego znaczenie jest inne. Kluczowe jest jasne rozróżnienie między potrzebą a strategią jej zaspokajania. Potrzebą nazywa tylko to, co jest wspólne dla wszystkich ludzi, stanowi uniwersalną wartość. Potrzeby są tym, co zawsze służy życiu, czyli służą człowiekowi. Nie są związane z konkretnym miejscem czy czasem. Czym innym są strategie zaspokajania potrzeb, które dobieramy według własnych upodobań. Potrzeby i strategie to dwie różne rzeczy.
Z doświadczenia wiem, że dla wielu osób troska o zaspokojenie swoich potrzeb to już jest przejaw… egoizmu. To, co Rosenberg nazywa potrzebą, nie może być ignorowane. Człowiek nie może się jej pozbyć, choćby nie wiem jak chciał. Może jednak zrezygnować z pewnych strategii ich zaspokajania. Czyli na przykład – ktoś mówi, że ma potrzebę zapalić papierosa, ktoś inny – pójścia na spacer czy do kina. A to nie jest potrzeba, tylko różne strategie zaspokajania potrzeb takich jak odpoczynku i relaksu. Każdy zaspokaja je po swojemu. Autor NVC podaje przykładową listę potrzeb, w tym m.in. bezpieczeństwa, miłości, zrozumienia, autonomii, sensu, których zaspokojenie jest konieczne do życia. One są wspólne dla wszystkich i każdą z nich można zaspokajać na wiele sposobów.

Rosenberg mówi, że na poziomie potrzeb nie ma między ludźmi konfliktów, one rodzą się dopiero przy doborze strategii ich zaspokajania. Słynne jest też jego zdanie: „Chcesz mieć rację czy relację?”.
– Tak, konflikty powstają na poziomie strategii. Możemy się sprzeczać, czy idziemy dziś do kina czy do teatru, ale nie o potrzeby, bo potrzeby są takie, jakie są. Nie możemy się ich pozbyć. To, co niszczy relacje, to upieranie się przy własnych ulubionych strategiach i narzucanie ich innym, a nie potrzeby.

Trochę mnie Ojciec zdziwił, akcentując ten aspekt NVC, bo ja cenię ten program za to, że inaczej niż wszyscy wyjaśnia przemoc. Ona zaczyna się w chwili osądzania drugiego w komunikacji (werbalnej i niewerbalnej – mowa ciała też czasem służy osądzaniu). Skuteczna profilaktyka musi wyjść od zmiany tego, jak się komunikujemy. Potrzeba to jest brak. Mam potrzebę snu, bo brakuje mi snu, mam potrzebę jedzenia, bo jestem głodna itd. Czemu mieć poczucie winy, że jest się normalnym człowiekiem i posiada potrzeby?
– Potrzeba w NVC to nie jest brak, to raczej coś pozytywnego, co ma każdy z nas. I czasem jest ona zaspokojona, a czasem nie. Bardzo często spotykam się z propagowanym w Kościele ideałem, że rodzice, a zwłaszcza „prawdziwa matka”, nie powinni już myśleć o sobie, czyli o swoich potrzebach, bo liczą się tylko potrzeby dzieci. Żona powinna myśleć o potrzebach męża, a mąż – o potrzebach żony. To jest niemożliwe do realizacji, bo jeśli nie zaspokoimy swoich potrzeb, nie jesteśmy w stanie dostrzec potrzeb drugiego i właściwie się nimi zaopiekować. Mnóstwo osób żyje w przekonaniu, że troska o siebie jest po prostu zła. Na skutek takiego przekonania rozpadło się wiele małżeństw! Na szczęście coraz bardziej w nauczaniu Kościoła patrzy się przychylnie na troskę o siebie, przede wszystkim dzięki temu, że otwieramy się na wiedzę psychologiczną.
Tak jak kiedyś Kościół musiał się otworzyć na wiedzę fizyczną, astronomiczną itd. (począwszy od uznania odkrycia Kopernika, że Ziemia obraca się wokół Słońca i nie jest centrum wszechświata), tak teraz zaczyna doceniać wiedzę psychologiczną. W ramach tego coraz częściej się mówi, że troska o siebie nie jest niczym złym. Nadal dominuje chyba jednak przekonanie, że miłość polega na ofierze z siebie, rezygnacji z potrzeb na rzecz drugiego, bo jego potrzeby są ważniejsze. Tymczasem chodzi tylko o to, by nie upierać się przy wybranych przez siebie strategiach.

Dotknęliśmy tu ważnej sprawy, bo błędne jest założenie, że człowiek jest z natury egoistą i trzeba to zwalczać. Dla katolików, którzy wzrastali w rodzinach z problemem i są DDA lub DDD (dorosłe dzieci alkoholików; dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych), może to mieć skutki dramatyczne, bo od dziecka byli uczeni tego, że ich potrzeby są całkowicie nieważne. Odwrócenie ról sprawiło, że w centrum zawsze były potrzeby dorosłego rodzica. Jak kazać wyrzec się siebie komuś, kto „siebie” nigdy nie miał? Ma zablokowane potrzeby i poświęca się dla innych tylko dlatego, że inaczej nie umie. Jezus mówi: kochaj bliźniego jak siebie, a nie – kochaj bliźniego, siebie nie. Jest tu prawda psychologiczna.
– Jednym z najważniejszych doświadczeń uczestników moich rekolekcji w duchu NVC, a także spotkań Rodzin Empatycznych, jest to, że odkrywają swoje potrzeby; że w ogóle je dostrzegają. I że troska o nie musi być na równi z troską o potrzeby innych. To nie jest sprzeczne z chrześcijaństwem, z nauczaniem Pana Jezusa. To jest dla uczestników jedno z głównych odkryć. Kiedy zaczynają troszczyć się o siebie, nawiązują zupełnie inne, bardziej autentyczne i trwałe relacje.

A jak radzą sobie z emocjami? Rosenberg mówi, że ich rodzaj zależy od… zaspokojenia potrzeb. W książkach o NVC można spotkać dwie listy emocji – kiedy potrzeby są zaspokojone, czujemy się spokojni, opanowani, pogodni, pełni życia, kreatywni, kochający itd. Jak nie są, pojawia się smutek, ból, osamotnienie, lęk, wstyd, rozczarowanie, złość, ale też obojętność. Łatwiej nam być dobrym i kochać, kiedy jesteśmy dla siebie dobrzy.
– To jest kolejny, bardzo ważny element NVC i w tym obszarze bardzo wiele dzieje się na rekolekcjach. Otwieramy się na emocje. To jest możliwe, ponieważ ludzie uczą się przede wszystkim tego, że nie mogą zgrzeszyć ich przeżywaniem. W tym przypadku negatywny wkład w takie myślenie ma katalog siedmiu grzechów głównych, w gronie których są gniew i zazdrość. Często ludzie są przekonani, że naprawdę można zgrzeszyć emocjami, zwłaszcza złością (gniewem), co jest nieprawdą.
Dla mnie to od dawna było oczywiste, ale NVC daje mi jako księdzu narzędzia do tego, żeby bardziej przekonująco wyjaśniać ten problem innym ludziom i odkręcać błędne przekonania. Trzeba rozróżnić postawę gniewu, która jest zamknięciem się na człowieka (czy postawę zazdrości) od uczucia. Nie można powiedzieć, że grzech nie ma związku z emocjami. Ale pojęcie grzechu w teologii wymaga decyzji, woli. Nie ma grzechu tam, gdzie człowiek doświadcza pewnych rzeczy niezależnie od tego, czy chce, czy nie.

Psychologia ma sporo definicji emocji, odróżnia je od uczuć, ale na użytek komunikacji da się powiedzieć tak: emocja to reakcja organizmu człowieka na jakiś bodziec. Kiedy uda się zdać egzamin, pojawia się radość i duma, kiedy ktoś bliski jest chory, czujemy lęk, strach, niepokój. Jak ktoś nas skrzywdzi, czujemy upokorzenie, wstyd, złość.
– Jeśli się ludziom nie wyjaśni tej różnicy, kierują się tym, czego nauczono ich na lekcjach religii. Dlatego jestem przeciwny nauczaniu listy siedmiu grzechów głównych. Poza tym na tej liście nie ma przemocy, co moim zdaniem jest skandalem. To podpowiada, że wypada ją na nowo przeanalizować, uwzględniając dorobek nauk psychologicznych o człowieku.

Wystarczy wiedza z komunikacji interpersonalnej, która nie wchodzi tak bardzo w głąb, bo koncentruje się na tym, co między ludźmi. Przemoc jest zachowaniem, złość, nienawiść to emocje. Można je rozładować w bezpieczny sposób, nie muszą prowadzić do przemocy – a nam się to zlewa. No i przemoc nie wymaga złości, może być cyniczna, wyrachowana, „na zimno”.
– Trzeba przestać traktować emocje jako grzech lub wstęp do grzechu. Nie można się ich bać. Odgrywają ogromną rolę w komunikacji, bo wskazują na potrzeby. Warto umieć je rozpoznać, nazwać i świadome wykorzystać do kontaktu ze sobą i innymi, czyli do empatii. W NVC nie rozumie się bowiem empatii jako współodczuwania, ale jako kontakt z potrzebami.
NVC wyróżnia się tym, że operuje podziałem na „język żyrafy” i „język szakala”. „Język żyrafy” to język serca, empatii. Nazwa wzięła się stąd, że żyrafa ma bardzo długą szyję i patrzy na świat i ludzi z bardzo szerokiej perspektywy. Ma też wśród ssaków największe serce w stosunku do masy ciała. „Język szakala” to język osądów, ocen, typowych dla kultury rywalizacji i myślenia w kategoriach moralnych. Jeżeli ktoś sprowadza naszą wiarę do systemu moralnego, ma dodatkowy kłopot, bo etyka wymaga kategorii dobra i zła. Ocenie podlega zachowanie, ale trzeba odróżnić osobę od tego, co ona robi. Tymczasem większość z nas jest wychowana w języku szakala. Szakal ma bardzo wąską perspektywę, nie kojarzy się z niczym dobrym. Oduczenie się tego osądzania wymaga pracy, treningu. No i wspierających społeczności.

Powstają szkoły NVC, różne wspólnoty itd.
– Dlatego między innymi założyliśmy Rodziny Empatyczne. Ludzie potrzebują wsparcia w nowym sposobie komunikowania.

Nasza kultura dopiero uczy się tego, jak ważna jest empatia, autentyczne relacje. Jesteśmy do nich stworzeni, na obraz Boga, który jest Relacją Osób. Po grzechu pierworodnym musimy się jej uczyć, a dobrym początkiem jest nauka „języka miłości”. Rosenberg pomaga też brać odpowiedzialność za emocje, bo one są w nas. Nawet jeśli pojawiają się wbrew woli, jak burczenie w brzuchu czy czkawka.
– Rosenberg trafnie wyartykułował to, że emocje są wyłącznie sygnałem: coś dzieje się w świecie moich potrzeb. I tyle. One mają taką rolę. Pan Bóg stworzył je po to, żebyśmy reagowali na potrzeby: z troską albo wdzięcznością. Trudne emocje mówią mi o niezaspokojonych potrzebach, mamy się o nie zatroszczyć. Jeśli potrzeby są zaspokojone, mamy uczucia „przyjemne” i to jest zaproszenie do wdzięczności. Emocji nie wolno oceniać, one nie są ani dobre, ani złe. Ignorowanie ich sprawia, że przestajemy rozumieć siebie i innych. Jezus powiedział: „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”. Rosenberg pokazuje, jak to robić w praktyce.

Jak do Ojca pracy podchodzą współbracia?
– Spotykam się z ich uznaniem. Mam wsparcie ojca prowincjała, a ostatnio otrzymałem też słowa uznania dla mojej pracy od ojca generała.

Nie nudzi Ojca żmudna, codzienna praca nad komunikowaniem się z ludźmi?
– Moja praca to po prostu służba życiu. Czy może być coś piękniejszego? Tak zostałem ukształtowany, tego chciał Pan Jezus. On sam był Sługą Życia. Nasze słowa i czyny często pomniejszają kogoś, odbierają mu znaczenie, wartość, godność, wiarę w siebie, chęć do życia. Słowa i nasze nawet drobne czyny mogą dawać życie, okazywać miłość, a mogą też zabijać. Piąte przykazanie „Nie zabijaj” nie mówi tylko o morderstwie, aborcji czy eutanazji.
Nie czuję znudzenia. Każde spotkanie z grupą Rodzin Empatycznych, a osobiście spotykam się z dwudziestoma co miesiąc, to jest wielka przygoda. Uczestniczę w pięknych rzeczach, które się tam dzieją. Bo nawet trudne doświadczenia przekuwamy na zwycięstwo.

---

Mieczysław Łusiak SJ
Jezuita; pomysłodawca i opiekun wspólnoty Rodziny Empatyczne; duszpasterz małżeństw, rekolekcjonista, trener komunikacji


 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki