Czy rozmowa może być empatyczna?
– Tak! Jeśli komunikacja opiera się na docieraniu do potrzeb, które stoją za naszymi emocjami. Uczucia, które towarzyszą każdej komunikacji, niezależnie od tego czy werbalnej, czy pozawerbalnej, to kierunkowskazy. Marshall Rosenberg, twórca Porozumienia Bez Przemocy (Nonviolent Communication – NVC), podejścia znanego również jako komunikacja empatyczna, opisał emocje, nie kategoryzując ich na dobre albo złe moralnie, tylko na przyjemne i nieprzyjemne. Są to sygnały, które mówią nam o tym, że nasze potrzeby zostały zaspokojone lub nie. Docieranie do nich to sedno komunikacji opartej na empatii.
Będąc jednym z uczestników komunikacji, do czyich potrzeb docieramy: swoich czy rozmówcy?
– Do jednych i do drugich jednocześnie. To jest przenikanie się próby zrozumienia potrzeb i uczuć drugiej osoby, z jednoczesną nieprzerwaną uważnością na to, co ja czuję i czego potrzebuję. M. Rosenberg w komunikacji empatycznej dużą rolę przypisywał „empatycznemu słuchaniu”. Jest to takie towarzyszenie drugiemu człowiekowi, które pozwala dojść do jego uczuć i potrzeb, ale nie wchodzi ze swoim światem w życie innego. Jestem z drugim człowiekiem, nie doradzając, nie porównując, nie oceniając. Twórca komunikacji empatycznej uważał, że porady nie służą relacji. Człowiek zmagający się z jakąś trudnością zazwyczaj nie chce porady, ale przede wszystkim pragnie być usłyszany, a radząc, po prostu przestajemy go słuchać, wchodząc ze swoją perspektywą do jego wypowiedzi. Tymczasem usłyszany, może samodzielnie wypracować rozwiązanie i znaleźć wyjście z sytuacji. Oczywiście są takie momenty, kiedy człowiek szuka rady, wówczas to jego rolą jest zasygnalizowanie tego. Kiedy widzę, że dana osoba może potrzebować mojego spojrzenia, pomysłu na rozwiązanie konkretnego problemu, to pytam ją i upewniam się, czy na pewno chce rady. A może potrzebuje usłyszeć, jak ja miałam w podobnej sytuacji.
Czy takie dwutorowe myślenie jest w ogóle możliwe? Mam wrażenie, że dominują wśród nas dwie postawy: albo myślimy tylko o swoich potrzebach i jesteśmy postrzegani jako egoiści, albo zupełnie o nich zapominamy, wypalając się totalnie na rzecz innych.
– Proces odkrywania swoich potrzeb to proces dojrzewania. Dość często zdarza się, że dorosły już człowiek nie zauważa swoich potrzeb, widzi tylko potrzeby drugiego człowieka i poczuwa się do odpowiedzialności za uczucia innych – to faza emocjonalnego zniewolenia. W procesie rozwoju, gdy zaczynamy dostrzegać swoje potrzeby, przychodzi faza tupetu, kiedy zaczynamy głośno mówić o tym, co jest dla nas ważne, czym chcemy się kierować, podejmując nawet codzienne decyzje. Dojrzałością człowieka jest moment, w którym traktuje on swoje potrzeby i potrzeby drugiej osoby na równi. Kiedy myśli o swoich i cudzych potrzebach bez wstydu, złości czy strachu. Miki Kashtan, trenerka NVC, mówi o trzymaniu potrzeb w pełnej uwadze, co oznacza pozostawanie w świadomości swoich potrzeb i potrzeb drugiej osoby, a przede wszystkim branie ich pod uwagę w swoich działaniach. To droga do porozumienia.
Ale jak normalnie rozmawiać, kiedy cały czas musimy myśleć o swoich potrzebach i drugiej osoby? To musi być naprawdę męczące.
– To jest kwestia praktyki. M. Rosenberg mówił o tzw. mięśniu empatii. Gdy go systematycznie ćwiczymy, to po jakimś czasie on się uwypukla, zaczyna być widoczny i funkcjonuje automatycznie. Podobnie jak w przypadku treningu mięśni brzucha czy innych mięśni. Czasem oczywiście trudno dostrzec, jakie są potrzeby w danej sytuacji i niejednokrotnie potrzebujemy więcej czasu, żeby się nad nimi zastanowić, dotrzeć głębiej. Pod powierzchnią kryją się bardzo ważne wartości, których brak lub obfitość ma wpływ na nasze życie. Potrzeby są uniwersalne dla wszystkich ludzi na świecie: dla biednych i bogatych, dla dzieci i dorosłych. Nie są one przypisane do żadnego konkretnego czasu ani człowieka, a różnice pomiędzy nami dotyczą tylko siły, z jaką je odczuwamy. Chciałabym zaznaczyć, że pod pojęciem „potrzeba” możemy umieścić wszystkie nasze tęsknoty, pragnienia i wartości. Szukając tego, o co nam chodzi, o jakie potrzeby, możemy zainspirować się listami potrzeb w internecie lub w licznych publikacjach na temat komunikacji empatycznej i Porozumienia bez Przemocy.
W którym momencie procesu komunikacji dochodzi do konfliktu?
– W mówieniu o potrzebach należy dokonać rozróżnienia pomiędzy potrzebami a strategiami. Strategie są sposobami na zaspokojenie potrzeb. Na każdą potrzebę przypada nieskończona ilość strategii. Przypatrzmy się np. potrzebie zabawy, która występuje u każdego z nas, niezależnie od wieku. Dzieci zaspokajają ją w różny sposób: grają w piłkę, bawią się lalkami, budują z klocków lub czytają książki. Niektórzy z dorosłych lubią grać w gry planszowe, inni tańczą lub grają na gitarze. Każda z moich czterech córek ma potrzebę zabawy, ale chce ją zaspokoić w zupełnie odmienny sposób. Odmienne pomysły, jak się bawić, mamy także z mężem. Jedna potrzeba i sześć różnych sposobów jej zaspokojenia – konflikt gotowy. W momencie, w którym usłyszymy, że wszyscy chcemy zabawy, to po pewnym czasie unikniemy podsumowań typu „jesteś głupia, bo nie chcesz ze mną grać w piłkę’’ tylko razem wypracujemy takie rozwiązanie, które będzie służyło nam wszystkim. M. Rosenberg, który mediował w konfliktach na całym świecie, uważał, że jeśli usłyszymy się na poziomie potrzeb, to po 20 minutach jesteśmy w stanie dojść do rozwiązania. Czyli jeśli moje dziecko usłyszy, że mam potrzebę spokoju i chcę przestrzeni dla siebie, a ja usłyszę, że ono ma potrzebę zabawy, możemy wspólnie znaleźć takie rozwiązanie, które zaspokoi i jego, i moją potrzebę. Może np. gdy ja będę odpoczywać w pokoju, ono będzie bawić się na dworze.
A co jeśli nie wiadomo, czego się potrzebuje, nie potrafi się tego nazwać?
– Nauka komunikacji empatycznej to zajęcie długoterminowe. To szukanie, czego tak naprawdę potrzebujemy. Ja również, mimo kilku lat praktyki, często zastanawiam się, o co tak naprawdę mi chodzi albo o co chodzi moim bliskim. W toku poszukiwań i samorozwoju dobrze jest znaleźć osobę, która również posługuje się tym stylem komunikacji, aby wzajemnie się wspierać. Druga osoba poprzez nazywanie tego, za czym mogę tęsknić, pomaga mi skontaktować się z moimi pragnieniami. Czasem dotarcie do swoich potrzeb zajmuje trochę czasu, gdyż są one poukrywane głęboko, ale naprawdę warto – to moment kontaktu ze sobą, który przynosi ulgę czy nowe spojrzenie na sytuację.
Jak nauczyć się odczytywać swoje potrzeby?
– Jedną z metod jest prowadzenie dziennika empatii, w którym odnotowuje się różne momenty, zwłaszcza te, które były dla nas trudne. Pytamy się wówczas, jakie potrzeby stały za emocjami, których doświadczyliśmy. Ważne jest, aby spróbować nazwać doświadczaną emocję. Uczucie warto rozpoznać poprzez zastanowienie się, jak na dane wydarzenie zareagowało nasze ciało: gdzie się napięło, czy mieliśmy ucisk w brzuchu, gulę w gardle, zaciśnięte szczęki, które często wyrażają złość. Nasze ciało jest kompasem tego, jak się czujemy, a pod naszymi uczuciami skrywa się odpowiedź, czego nam brakuje. Warto zastanowić się, za czym tęsknię, dlaczego czuję tę złość – np. czy dlatego, bo potrzebuję wsparcia – i aby ją zaspokoić, czy mogę poprosić kogoś o pomoc.
Czasem jednak nie ma kogo poprosić.
– Za każdą potrzebą jest nieskończona ilość strategii. W pewnym momencie mojego życia byłam przemęczona, towarzyszył mi smutek i złość na mojego męża, ponieważ stwierdziłam, że on cały czas pracuje, a ja jestem ciągle sama z małymi dziećmi. Długo tkwiłam w takim myśleniu, aż dotarłam do tego, że potrzebuję wsparcia. Zdałam sobie sprawę, że ta moja niezaspokojona potrzeba nie jest przypisana do konkretnej osoby. Zrozumiałam, że mój mąż czuje się odpowiedzialny za finanse w naszej rodzinie, a po wielu godzinach pracy potrzebuje odpoczynku. Gdybym przyjęła strategię, że to on ma być mi wsparciem, tkwiłabym w oczekiwaniu, pogłębiając frustrację. Tymczasem mogłam wybrać inne strategie: poprosić rodziców lub koleżankę o pomoc w opiece nad dziećmi, zatrudnić kogoś do pomocy przy sprzątaniu. Ta sytuacja otworzyła mi głowę na wiele różnych pomysłów. Komunikacja empatyczna jest bardzo kreatywna. Kiedy jestem świadoma swoich potrzeb i wiem, o co konkretnie chcę poprosić – świat odpowiada.
A co jeśli rodzi się we mnie frustracja, że ktoś nie idzie tym samym trybem?
– Moje doświadczenie pokazuje, że w drodze rozwoju zaczynam rozpoznawać potrzeby innych. To zdecydowanie zmniejsza poziom frustracji. Kiedy w moim domu zaczęłam mówić językiem potrzeb, po pewnym czasie zauważyłam, że mój mąż również zaczyna przyswajać ten rodzaj komunikacji. Na początku może wydawać się to nienaturalne. W gruncie rzeczy nie chodzi jednak o język. Chodzi tu o postawę – każdorazowo stawianie sobie pytania, za czym dana osoba, z którą jestem w kontakcie, tęskni, kiedy np. czegoś mi odmawia lub zachowuje się w sposób, który mnie rani. Będąc w postawie empatycznej, jestem w stanie zobaczyć, jakie ona ma potrzeby. Staram się usłyszeć tę osobę w języku potrzeb, nawet jeśli ona mówi do mnie, że jestem głupia. Akt komunikacji może być wyzwaniem.
Jak komunikować się empatycznie pomimo swoich złych emocji? Kiedy mam gorszy czas, nie mam ochoty, a czasem i siły na pytania o potrzeby innych.
– To jest moment, w którym przyglądam się sobie samej. Daję sobie empatię, czyli zatrzymuję się nad samą sobą. To jest w sumie podstawa – empatia dla siebie. Dopiero kiedy wiem, o co mi chodzi, dlaczego się gniewam, dlaczego jestem zazdrosna, dlaczego jest mi smutno, jestem w stanie usłyszeć drugą osobę. To jest taki kierunek: świadoma siebie, swoich uczuć i potrzeb – wychodzę do drugiego człowieka.
Czy komunikacja empatyczna jest możliwa w przestrzeni publicznej, w której zalewa nas fala hejtu i wzajemnych oskarżeń?
– Wierzę, że tak. Myślę, że podstawą jest doświadczenie takiego sposobu komunikacji. Jako jednostka mogę w odpowiedzi na hejt sprawdzić, poszukać, czego dana osoba naprawdę potrzebuje, skoro mówi do mnie takim językiem. Nie moralizuję, nie odpowiadam takim samym językiem hejtu, ale swoim życiem pokazuję, że komunikacja empatyczna jest naprawdę możliwa. Dla mnie empatia to postawa chrześcijańskiej miłości.
Zastanawiam się, jak odkrywanie własnych potrzeb ma się do chrześcijańskiego oddawania się drugiemu człowiekowi w całości. Często spotykam się w środowiskach kościelnych ze stwierdzeniem, że szukanie swoich potrzeb jest egoistyczne.
– Dla mnie dbanie o swoje potrzeby jest realizacją przykazania: Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Wśród nas katolików, którzy zajmują się Porozumieniem Bez Przemocy i komunikacją empatyczną, mówimy, że Jezus był propagatorem tego rodzaju porozumiewania się – był bardzo świadomy siebie, tego, czego potrzebował, a także komunikował się z ludźmi, mówiąc o ich potrzebach. Zresztą dbanie o swoje potrzeby jest w gruncie rzeczy bardzo naturalne: mama, która nie zatroszczy się o siebie, jest mamą sfrustrowaną. Widzę to po sobie – jeśli pochylę się nad tym, czego mi brakuje, w konsekwencji mam więcej miłości do swoich dzieci.
Byłam kiedyś we wspólnocie, w której uważano, że wszyscy zaangażowani muszą służyć w taki sam sposób. Na przykład na ewangelizację uliczną musi chodzić każdy, nawet jeśli totalnie nie chce. Tłumaczono to troską o królestwo niebieskie.
– Tu warto odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego ja nie chcę ewangelizować – czy taka strategia na ewangelizację nie jest w moim stylu, czy raczej boję się, że spotkam kogoś znajomego, a mam silną potrzebę przynależności i akceptacji i nie chcę się skompromitować. Ja w swojej wspólnocie także czasem mówię „nie”. Za każdym ,,nie” mówię ,,tak” jakiejś potrzebie. Trzeba pamiętać, że rozwój wiary jest wtedy, gdy chcę coś robić w wolności, a nie pod przymusem – Jezus zapraszał, nigdy nie przymuszał. Ten rodzaj komunikacji jest cały czas drogą wyboru. Może się zdarzyć, że nie chcę być empatyczna wobec innych. Bardziej chodzi o wzbudzenie świadomości, że jeśli będę mówić językiem żądań, oczekiwań zamiast brania odpowiedzialności za swoje uczucia i potrzeby, to nie będzie to służyć relacji. Być może prędzej dotrę tam, gdzie chciałabym być, ale nie będzie przepływu miłości. Droga empatii to dla mnie droga samoświadomości i miłości.