Logo Przewdonik Katolicki

Królestwo za dobroć

bp Damian Muskus OFM
il. A. Robakowska/PK

„Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili

W uroczystość Chrystusa Króla czytamy Ewangelię o Sądzie. Jezus zapowiada, że kiedy przyjdzie w chwale, oddzieli tych, którzy przeszli przez życie dobrze czyniąc, od tych, którzy zaniechali dobra. Pierwszym obiecuje udział w radości nieba, drugich przestrzega przed wieczną karą. Czytamy dziś, że królewską godność będą dzielić z Synem Bożym ci, którzy karmią głodnych i spragnionych, przyjmują pod swoim dachem przybyszów, odziewają nagich, pielęgnują chorych i odwiedzają więźniów. Jednak ten tekst nie jest kodeksem postępowania filantropów ani regulaminem instytucji charytatywnych. Nie jest też instrukcją zdobywania kolejnych stopni na drodze do świętości, ale raczej opowieścią o tym, jak ta świętość przejawia się w życiu milionów zwyczajnych uczniów Jezusa. Jest także programem dla Kościoła – ponadczasowym i zawsze aktualnym – który mówi o tym, kim jest Chrystus i jak Go rozpoznać w świecie. 
Kim jest więc Chrystus? Nie jest On światopoglądem. Nie jest wpisem do rubryki: wyznanie. Nie jest królem na sztandarach, przywódcą demonstracji ani triumfalnym władcą. Nie jest gwarantem prestiżu i kariery. Kim więc jest Chrystus? Jest głodnym i spragnionym, ubogim i uchodźcą, jest chorym i uwięzionym. Jest wykluczonym i najmniejszym, skrzywdzonym i płaczącym. To nie jest też tak, że On pochyla się nad ludzkim cierpieniem. Nie. On jest w samym środku tego cierpienia, staje się cierpiącym. „Kto tego nie rozumie, nigdy niczego nie zrozumie z chrześcijaństwa” – pisał niegdyś André Frossard. To jest istota Kościoła, jego najgłębsza tożsamość: rozpoznawać Chrystusa w najsłabszych tego świata. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście” – słyszymy dzisiaj. Każdy kryzys w Kościele rozpoczyna się w tym miejscu: gdy nie potrafimy rozpoznać Chrystusa w najsłabszych.
Można zaryzykować tezę, że to właśnie z rozpoznaniem Chrystusa w świecie, w drugim człowieku mamy dziś największy problem. Owszem, w Kościele istnieje wiele pięknych dzieł miłosierdzia, realizowanych z pokorą i oddaniem. Dla nikogo jednak nie mogą one stać się usprawiedliwieniem czy wymówką. To znaczy, że chrześcijanin nie może czuć się zwolniony z osobistego zaangażowania w czynienie dobra tylko dlatego, że jakaś instytucja, z którą się identyfikuje, czyni to za niego lub w jego imieniu. 
Jezus nie oczekuje od nas bohaterstwa i spektakularnych gestów. Mówi dziś o tym, co najprostsze: o chlebie i wodzie dla głodnych, o wrażliwości na los przybyszów, o otoczeniu troską chorych i słabych. Te małe, ciche i ukryte gesty decydują czasami o uratowaniu ludzkiego życia, o ocaleniu cierpiących, o nadziei dla więźniów. Proste spotkanie z drugim człowiekiem, uważne spojrzenie, współczująca obecność – tak niewiele i tak wiele zarazem decyduje o naszym być albo nie być w królestwie samego Boga. 
Niestety, obojętność jest przypadłością śmiertelną. Jezus nie ostrzega dziś przed wiecznym potępieniem tych, którzy czynią zło i trwają uparcie w swoich grzechach. Dziś mówi do wielu tzw. ludzi bez zarzutu, którzy żyją w swoim świecie, pochłonięci własnymi sprawami, i nie potrafią rozpoznać twarzy Jezusa w ubogich, powstrzymując się tym samym przed gestami i czynami miłosierdzia. Zaniechanie dobra pomnaża skalę cierpień w świecie, czasami niestety skazuje bliźniego na śmierć. Jeśli nawet nie dosłowną, to z pewnością zabija w nim nadzieję. Powstrzymywanie się od miłosierdzia niesie jednak nieubłagane konsekwencje również dla tych, którzy oszczędnie dawkują porcje dobra i miłosierdzia wobec drugiego człowieka. Skazuje tych porządnych, lecz obojętnych, na uwiąd ich serc z powodu braku miłości. Sprawia, że z czasem stają one nieczułe i wyjałowione z dobra.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki