Homilia Leona XIV wygłoszona podczas inauguracji pontyfikatu była najkrótszą spośród wszystkich, jakie kolejni papieże wygłaszali z tej okazji od co najmniej 60 lat. Być może była to wręcz najkrótsza taka mowa w dziejach Kościoła. To nie jest marginalna ciekawostka. To nie jest przypadek. Widzę w tym głęboki sens.
W ostatnich latach mieliśmy na Stolicy Piotrowej wielkie osobowości. Każdy z tych papieży był inny, ale z perspektywy widać, jak doskonale się uzupełniali. Homilie, jakie wygłaszali, rozpoczynając swoją posługę jako pasterze Kościoła powszechnego, przechodziły do historii.
Może najsłynniejsza była ta, jaką rozpoczynał swoją posługę Jan Paweł II, apelując do świata słowami, które stały się nieformalnym mottem pontyfikatu: „Nie lękajcie się!”. Bardzo gęsta znaczeniowo była inauguracyjna homilia Benedykta XVI. Ten wielki teolog i myśliciel przełomu wieków zapewniał, że „Kościół żyje, że Kościół jest młody”, apelował o jedność Kościoła i prosił Boga, „byśmy byli jednym pasterzem i jedną trzodą”. Kolejny wielki papież, w czasach niespotykanego w dziejach globalnego wyzysku setek milionów przez garstkę nieprzyzwoicie bogatych, przybierając imię Franciszka, przypomniał o wadze ubóstwa; o tym, że „prawdziwa władza jest służbą” oraz że na sądzie ostatecznym każdy z nas będzie sądzony z miłości i tego, co zrobił lub czego zaniechał wobec głodnych, spragnionych, przybyszów, nagich, chorych, w więzieniu.
I oto przychodzi Leon XIV. Jego mowa inauguracyjna była czytelnym ukłonem wobec słów poprzedników, aktualizacją i potwierdzeniem ich kluczowych przekonań wyrażanych na początku posługi. W słowach: „Z pokorą i radością chcemy powiedzieć światu: spójrzcie na Chrystusa! Zbliżcie się do Niego!”, pobrzmiewa przecież echo słynnego: „Nie lękajcie się!” Jana Pawła II. W niedzielnym stwierdzeniu papieża: „Kościół zjednoczony, znak jedności i komunii, który staje się zaczynem pojednanego świata”, można widzieć tęsknotę wyrażoną wcześniej przez Benedykta XVI: „Panie, pamiętaj, co przyrzekłeś, spraw, byśmy byli jednym pasterzem i jedną trzodą! Nie dozwól, by Twa sieć się porwała, i pomóż nam być sługami jedności!”. Czyż myśl nowego papieża o niezgodzie i ranach „zadanych przez nienawiść, przemoc, uprzedzenia, lęk przed innym, przez paradygmat ekonomiczny, który wyzyskuje zasoby Ziemi i marginalizuje najuboższych”, nie przywodzi na myśl Franciszkowego przypomnienia o tym, że obowiązkiem chrześcijanina jest przywracanie bliźnim nadziei i światła „pośród wielu chmur?”
Leon XIV nie chciał wygłaszać długiej, uroczystej, „programowej” mowy. Tak jakby chciał powiedzieć: wszystko, co najważniejsze, powiedzieli już moi poprzednicy Albo: przecież wiecie, co jest najważniejsze – po cóż więc miałbym to powtarzać? W istocie jednak, z tej homilii da się wyczytać bardzo wiele. Ale to wiele jest niezwykle proste: Kościół silny swoją jednością ma żyć Ewangelią, żyć orędziem Chrystusa i nieść je wszystkim, bo świat bardzo dziś cierpi i wraz z ludźmi innych kultur i religii, którzy poszukują dróg do Boga, czynić ten świat bardziej braterskim. Fratelli tutti…
Myślę, że swoją uderzająco krótką homilią papież chciał nam uświadomić, że wobec wszystkich bied tego świata szkoda czasu na mówienie: trzeba modlić się i, patrząc w górę, starać się czynić go lepszym. Okazuje się, że na niespełna czterech stronach maszynopisu można powiedzieć bardzo dużo i że to wystarczy. Piękny początek.