Logo Przewdonik Katolicki

Do szczęścia daleka droga

Piotr Wójcik
20 mln szczepionek chciałaby kupić Polska. Wystarczą one na zaszczepienie 10 milionów osób fot. BIONTECH SE/PAP-EPA

Nawet jeśli szczepionka Pfizera okaże się panaceum na pandemię COVID-19, to rozdysponowanie jej do wszystkich osób będących w grupach ryzyka będzie nie lada zadaniem.

Umęczony pandemią świat wreszcie dostrzegł światełko w tunelu. Informacja o pozytywnym przebiegu trzeciej fazy testów szczepionki na koronawirusa obiegła cały glob i spowodowała zarówno euforię na portalach społecznościowych, jak i rynkach giełdowych. Dobrych informacji w ostatnim czasie łakną wszyscy – od uczniów przeniesionych do trybu zdalnego, przez właścicieli zamrożonych przedsiębiorstw, po elity rządowe i finansowe.
Według wiadomości z poniedziałku 9 listopada, okrzykniętej już „naukowym newsem 2020 roku”, szczepionka, nad którą pracują wspólnie amerykański Pfizer i niemiecki BioNTech, ma 90-procentową skuteczność. Czyli bardzo wysoką i dającą nadzieję na uodpornienie społeczeństw globu na niezwykle zaraźliwego i niebezpiecznego dla zdrowia wirusa. Niestety, szybko okazało się, że euforia jest nieco przedwczesna, a prawdziwe wyzwanie dopiero przed nami. Bo nawet jeśli szczepionka Pfizera okaże się panaceum na pandemię COVID-19, to rozdysponowanie jej do wszystkich osób będących w grupach ryzyka będzie nie lada zadaniem i to na długie miesiące. Jak to zwykle bywa, dobra wiadomość pociąga za sobą też całą serię nowych pytań i wątpliwości.

Czy szczepionka przeszła pozytywnie testy?
Już tutaj pojawiają się pierwsze z nich. Tak naprawdę trzecia faza testów nad amerykańsko-niemiecką szczepionką jeszcze się nie zakończyła. Podano dopiero wynik „interim”, czyli tymczasowy. W trzeciej fazie testów bierze udział 43 tysiące osób – część otrzymuje szczepionkę, a część placebo. Finalne wnioski będą wyciągnięte dopiero wtedy, gdy wśród badanych zanotuje się co najmniej 150 przypadków zakażenia, a najlepiej nieco więcej. Do 9 listopada zanotowano ich 94, a więc można było przeprowadzić analizę tymczasową, dla której granica wynosiła nieco ponad 60 zakażeń.
Jak wskazuje dr Natalie Dean z Harvardu, gdy szczepionka wykazuje się wysoką skutecznością, potrzeba mniej danych, by zobaczyć jej pozytywne skutki. Szczepionka Pfizera jak na razie notuje 90-procentową skuteczność, a więc u 9 na 10 osób powstaje odporność na wirusa. To bardzo dobry wynik, więc można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić już teraz, że będzie ona skuteczna dla większości zaszczepionych. Jednak trzecia faza testów wciąż trwa i ostateczne jej wyniki dopiero poznamy w nadchodzących tygodniach.

Czy szczepionka zawiera w sobie wirusa?
Nie, amerykańsko-niemiecka szczepionka nie będzie miała w sobie wirusa, a jedynie jego RNA (kwas rybonukleinowy). Dzięki podaniu go do organizmu, RNA – nie wywołując przy tym infekcji – spowoduje powstanie białek typowych dla koronawirusa, które ten wykorzystuje do kontaktu z receptorami komórek ludzkich. Wówczas układ immunologiczny wykryje te białka i zacznie odpowiednio reagować, wytwarzając przeciwciała.
Co więcej, taka szczepionka wywołuje zarówno humoralną, jak i komórkową odpowiedź immunologiczną. Tak więc powstaną zarówno limfocyty B, powstające przy humoralnej odpowiedzi immunologicznej, jak i limfocyty T, powstające przy odpowiedzi komórkowej. Jest to o tyle istotne, że to właśnie limfocyty T okazują się kluczowe przy nabieraniu długotrwałej odporności na SARS-CoV-2.
Limfocyty T nie tylko niszczą zainfekowane komórki, ale też „przekazują wiedzę” limfocytom B, które są odpowiedzialne za wytwarzanie przeciwciał. Ilość przeciwciał szybko spada po wyleczonej infekcji – w przypadku COVID-19 w ciągu trzech miesięcy – jednak „limfocyty T-pamięci” pozostają w organizmie wiele lat. I właśnie dzięki temu mechanizmowi będzie możliwe wytworzenie długotrwałej odporności na SARS-CoV-2.

Kiedy pojawia się odporność?
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że odporność w wyniku szczepionki Pfizera wymaga dwukrotnego przyjęcia dawki. Odporność pojawia się po czterech tygodniach od przyjęcia pierwszej dawki.

Kiedy szczepionka będzie dostępna?
Tu niestety nie ma dobrych informacji. Spółka informuje, że do końca roku zamierza wyprodukować 50 milionów dawek. Tak więc wystarczą one dla 25 milionów osób. To kropla w morzu potrzeb, poza tym i tak można przypuszczać, że w większości trafią one na rynek amerykański. Dopiero do końca przyszłego roku koncern zamierza wyprodukować 1,3 miliarda dawek. Z tego około 300 milionów mogłoby trafić do Europy, według umowy zawartej z Komisją Europejską. Według wstępnych zapowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego, pierwsze szczepionki mogłyby trafić do Polski na wiosnę. Pierwsze, więc na pewno nie dostaniemy wszystkich dawek już wiosną. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to program szczepień powinien się zakończyć jesienią 2021 r.

Ile szczepionek trafi do Polski?
Polska jest stroną unijnej umowy, według której szczepionki będą kupowane przez Unię Europejską, a następnie redystrybuowane wśród krajów członkowskich proporcjonalnie do ich liczby mieszkańców. Według słów premiera Polska chciałaby kupić w ten sposób 20 milionów szczepionek. Wystarczą więc one na zaszczepienie 10 milionów osób – czyli nieco ponad jednej czwartej mieszkańców naszego kraju. Zważywszy na to, że do tego czasu odporność z powodu zakażenia uzyska co najmniej kilka milionów Polaków, powinno to wystarczyć do „uodpornienia” społeczeństwa na nowego wirusa.

Kto powinien zostać zaszczepiony?
Według zapowiedzi rządu, w pierwszej kolejności szczepionka będzie dostępna dla grup ryzyka, czyli osób powyżej 65. roku życia, pracowników służby zdrowia i służb mundurowych. Zważywszy na to, że seniorów jest w Polsce około 7 milionów, a nie każdy z nich będzie chciał się zaszczepić, to szczepionka powinna wystarczyć także dla paru milionów osób, które nie są w grupach ryzyka.
Szczepionka nie będzie obowiązkowa. Otrzymają ją tylko chętni, tymczasem skłonność do szczepień wśród Polaków jest niska. Co roku na grypę szczepi się zaledwie 10 proc. seniorów, a w większości krajów Europy Zachodniej ponad połowa. Można więc przypuszczać, że te 20 milionów dawek powinno spokojnie wystarczyć na potrzeby Polski w pierwszym rzucie.

Ile to będzie kosztować?
W Stanach Zjednoczonych jedna dawka szczepionki będzie kosztować niecałe 20 dolarów. Jednak cena dla poszczególnych krajów będzie różna – zależnie chociażby od kosztów transportu. Kraje rozwijające się prawdopodobnie otrzymają znaczny rabat, jednak Polska do nich nie należy. Jeśli przyjmiemy, że cena szczepionki dla Polski wyniesie tyle, co w USA, to za te 20 mln dawek będziemy musieli zapłacić 1,5 miliarda złotych. To bardzo dużo jak na jedną akcję szczepień. Najprawdopodobniej jednak w kolejnych sezonach zapotrzebowanie będzie znacznie mniejsze, o ile odporność rzeczywiście będzie trwać kilka lat lub więcej.

W jaki sposób szczepionka będzie transportowana?
I tu jest największy problem. Szczepionka oparta na RNA wymaga transportu w bardzo niskiej temperaturze – minus 70–80 stopni Celsjusza. W tym celu powstaną specjalne pojemniki termalne, które pomieszczą kilka tysięcy dawek. Samolotami będą one rozwożone do poszczególnych miejsc w kraju, a następnie przewożone lądowo do placówek medycznych. Okazuje się jednak, że polski „łańcuch chłodniczy” może nie być przygotowany na transport i przechowywanie tak dużej liczby towaru w tak niskiej temperaturze. Najprawdopodobniej hurtownie oraz placówki medyczne będą musiały wyposażyć się w zamrażarki kriogeniczne. A to pociągnie za sobą kolejne koszty. Miejmy nadzieję, że do wiosny przyszłego roku uda się stworzyć w Polsce odpowiednie warunki do przechowywania szczepionek. Tym bardziej że szczepionki, nad którymi pracują inne zespoły badawcze, także będą wymagać bardzo niskiej temperatury.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki