W okrągłą, dwusetną rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki przez kraj przetoczyła się fala obchodów i wspomnień. To pozornie zrozumiałe w kraju, gdzie portrety Naczelnika zdobią klasowe sale polskich szkół podstawowych. Ale jednocześnie ten sam Kościuszko pozostaje dla nas martwą, pomnikową postacią. Józef Piłsudski, Jan Paweł II, Lech Wałęsa – te osoby budzą w nas różne, czasem skrajnie odmienne reakcje, ale przynajmniej nikt wobec nich nie pozostaje obojętnym. Tymczasem Kościuszko nas ani ziębi, ani grzeje. Niewiele o nim wiemy, poza tym, że wygrał z Rosjanami pod Racławicami. Nikt nie zadał sobie trudu, by tę postać z obrazka ludziom przybliżyć, uczynić tematem popularnej narracji. Od niepamiętnych czasów nikt też nie celebrował daty śmierci wodza insurekcji.
Wygaszanie pamięci
Był jednak czas, gdy 15 października (tego dnia, w 1817 r., Kościuszko umarł na wygnaniu w szwajcarskiej Solurze) był dla Polaków datą istotną, niemalże tak ważną jak Trzeci Maja. Weźmy chociażby 15 października 1861 r.: tego dnia lud Warszawy zgromadził się w kościołach, aby zaprotestować przeciw zaborcom. Rosyjscy żołnierze, łamiąc odwieczne prawo azylu, wdarli się do świątyń i zaaresztowali wiernych. W odpowiedzi katolickie duchowieństwo stolicy demonstracyjnie zamknęło sprofanowane kościoły; do tej akcji, w odruchu solidarności, przyłączyli się też warszawscy pastorzy oraz rabini. Pokolenie wcześniej polonez Patrz, Kościuszko, na nas z nieba był najchętniej śpiewaną pieśnią powstańców listopadowych. Kult Kościuszki, żywy i masowy, utrzymywał się u nas nieledwie sto lat po jego śmierci.
Dlaczego wygasł w XX wieku? Przyczyniły się do tego wydarzenia lat 1905–1906. Hasła robotniczej rewolucji w Królestwie Polskim, prowadzonej początkowo pod sztandarami Polskiej Partii Socjalistycznej, zostały przejęte przez działaczy Narodowej Demokracji. Endecy, wchodząc niejako w niszę, opróżnioną po osłabionej bojowymi stratami PPS, zajęli się wtedy obejmowaniem rządu dusz nad zrewoltowanymi masami. Żywe wśród Polaków hasła wolności nasycili więc treściami z zestawu narodowo-demokratycznej propagandy, takimi jak „egoizm narodowy” oraz nieufność wobec wszelkich przejawów eksportu rewolucji, uznawanych za działalność masonerii.
Odrzucenie bohatera
Z endeckiego punktu widzenia Tadeusz Kościuszko nie nadawał się na wzorzec polskiego patrioty. Po pierwsze według nich był masonem, a to już z definicji kasowało jego dotychczasowy status narodowego bohatera. Po drugie angażował się w rewolucję francuską oraz w amerykańską wojnę wyzwoleńczą, co w opinii endeków równało się realizacji „niepolskich interesów”. Skończyło się więc śpiewanie poloneza Kościuszki, jak również obchody 15 października.
Kult Kościuszki był jednak zbyt silnie zakorzeniony w narodowej pamięci, aby można go było całkowicie wyrugować. W II RP pozostał więc obecny, ale jedynie na poziomie oficjalnym. W sercach zwykłych ludzi endecka propaganda zdołała go już wygasić. Próbę jego reanimacji stanowiło powołanie w 1943 r. dywizji imienia Kościuszki, jednak fakt, że działo się to pod czujnym okiem Stalina, nie przyczynił się do ożywienia kościuszkowskiej legendy. Z kolei w PRL, podobnie jak w II RP, uczniowie wkuwali lekcje matematyki i biologii pod portretami Naczelnika – i na tym się kończyło. Wolna Polska biernie odziedziczyła ten postendecki schemat.
Wzór obywatela
Wydaje się, że dwusetna rocznica śmierci to dobra pora, aby wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy Kościuszko dzisiaj może być dla nas wzorem patrioty? Trzeźwa, zdystansowana ocena tej postaci zapewne skłoni nas do odpowiedzi na „tak”. Trudno byłoby dalej sugerować, jakoby cztery pokolenia naszych dziewiętnastowiecznych przodków czciły Kościuszkę z powodu swojej niewiedzy czy otumanienia. Ci ludzie dobrze wiedzieli, co robią, bo pamiętali, czym był kult insurekcji 1794 r. dla podtrzymywania narodowej świadomości we wszystkich trzech zaborach.
Endecy, wykorzystując domniemaną przynależność Kościuszki do masonerii, próbowali zrobić z niego wroga Kościoła. Niesłusznie. Kościuszko bynajmniej z chrześcijaństwem nie walczył, przeciwnie, na krakowskim rynku przysięgał narodowi „w obliczu Boga”. Gdyby było inaczej, nie zdobyłby popularności ludu i nie wygrałby, z pomocą kosynierów, pod Racławicami. Jeśli w ogóle był masonem, to raczej podrzędnym. Dla nas ważne jest to, że był znacznie lepszym dowódcą. Stawił czoła o wiele silniejszej armii rosyjskiej – i zrobił to fachowo. Ostatecznie przegrał, ale z powodu nierówności sił, a nie dlatego, że źle dowodził.
Patriota otwarty na świat
W kategoriach trwania narodu militarna klęska okazała się jednak zwycięstwem. Kościuszko rzucił Polakom hasło wolności totalnej: nie tylko od zewnętrznych tyranów, lecz także wolności od tego, co krępowało wewnętrzny rozwój polskiej wspólnoty. Chłopi, którym obiecano wyzwolenie od poddaństwa, tłumnie pospieszyli pod sztandar powstania. Bartosz Głowacki, bohater spod Racławic, symbolizuje pierwsze pokolenie polskich obywateli, którzy prawo do osobistej wolności łączyli z innym niezbywalnym ludzkim prawem – prawem do samostanowienia. Ten rodzaj obywatelskiego patriotyzmu, pielęgnowany przez cały wiek XIX, może dzisiaj z powodzeniem stanowić dla nas przykład.
Jako polski patriota z potrzeby serca i uniwersalny demokrata z przekonań, stał się Kościuszko bohaterem nie tylko Polaków. Jego imię znane jest do dziś na całym świecie – od Stanów Zjednoczonych po Australię. Tylko umysł przepełniony podejrzliwością może czynić mu z tego powodu zarzuty. Kościuszko, owszem, popełniał błędy, jak również podejmował kontrowersyjne decyzje. Nie dowiemy się już, czy gdyby poparł Napoleona, wpłynęłoby to w jakikolwiek sposób na losy kampanii 1812 r. Jednak z pewnością nigdy nie przedkładał obcych interesów nad sprawę ojczyzny. Był wolnym Polakiem, ale obchodziła go też wolność innych narodów. W tym sensie stał się prekursorem hasła „za waszą wolność i naszą”, pod którym walczyły pokolenia polskich emigrantów.
Jest jeszcze jeden aspekt owej złej opinii, jaką przed stuleciem endecy wystawili naczelnikowi insurekcji 1794 r. Kościuszko kojarzy się nam, i słusznie, jako antagonista Rosji. Ten rys także nie pasował ludziom, którzy lojalność wobec rosyjskiego zaborcy rekompensowali antyniemieckością. Dziś pamięć o Kościuszce pomogłaby nam w trzeźwej ocenie, kto realnie zagraża naszym granicom. Bo przecież nie Niemcy.