Ludzkie szczątki, trupy, śmierć, piękno ludzkiego ciała, cud ludzkiej anatomii, duże pieniądze, wielki biznes, makabryczne eksponaty, skandal, zbezczeszczenie zwłok. Zupełnie nie wiemy, w jaki sposób mówić o wystawie „Body Worlds”. Dzięki skandalizującemu pomysłowi Hagens stał się celebrytą, który chętnie fotografuje się z innymi celebrytami, wykorzystuje znajomości w świecie popkultury, tworzy wokół siebie właściwą otoczkę, wymyśla coraz to nowe eventy grożące mu pozwami sądowymi, które z kolei umiejętnie wykorzystuje do medialnego szumu wokół własnej osoby. Nie przeszkadza mu ani przydomek „Doktor Śmierć”, ani plotki o wykorzystywaniu ciał ofiar chińskiego reżimu, ani wypominanie ojca esesmana, ani przyrównywanie do doktora Frankensteina. Przy tym nie wygląda na bogacza, nie ma własnego samochodu, lata klasą ekonomiczną, ubiera się zwyczajnie – poza ekstrawaganckim czarnym kapeluszem. Poza tym ma coraz trudniej: świat się zmienia i dzisiaj jego wystawę oprotestowują tylko małe grupy. Skandal jest coraz mniejszy, prasa pisze coraz rzadziej, coraz więcej osób wystawą jest zachwycona – albo nie wie, co ma o niej myśleć. Dzisiaj ponad 70-letni schorowany Hagens mówi z dumą dziennikarzowi „The Independent” o swojej fabryce „Plastinarium” w Guben: „To jest największy anatomiczny instytut na świecie!” i postanawia zakonserwować i wystawiać na widok publiczny także swoje ciało.
Fabryka pomocy naukowych
„Gdy jako asystent na wydziale anatomii Uniwersytetu w Heidelbergu po raz pierwszy zobaczyłem bloki z tworzywa sztucznego z zatopionymi wewnątrz preparatami, zastanawiałem się, dlaczego tworzywo sztuczne otacza preparat zamiast być wewnątrz niego i stabilizować go od środka. Można by wtedy dosłownie dotknąć jego powierzchni. Pytanie to nie dawało mi spokoju. Kilka tygodni później przygotowywałem seryjne wycinki ludzkich nerek do projektu badawczego. Tradycyjne zatapianie nerek w parafinie i cięcie na wiele cieniutkich plasterków wydawało mi się zbyt pracochłonne, zwłaszcza że potrzebowałem z tego co pięćdziesiąty plasterek. Gdy w sklepiku uniwersyteckim obserwowałem sprzedawczynię krojącą szynkę, przyszedł mi do głowy pomysł, aby pociąć nerki przy pomocy maszyny do cięcia wędlin” – opowiada o początkach wynalezionej przez siebie techniki Gunther von Hagens. Wówczas nazywał się jeszcze Liebchen, nowe nazwisko przyjął później od swojej żony. W Heidelbergu doktoryzował się z anestezjologii i medycyny ratunkowej, a nowatorską metodę preparowania zwłok wymyślił w 1977 r., nazwał ją plastynacją i trzy lata później założył firmę, która właśnie tym się zajmowała. Oczywiście dla celów naukowych i medycznych. Był po prostu wytwórcą modeli i pomocy naukowych. Produkował je w swoich instytutach w Niemczech, a wkrótce jako wykładowca uniwersytetów medycznych w Chinach i w Kirgistanie, w ramach utworzonego przy uczelni w Biszkeku Instytutu Plastynacji. Filie Plastinarium wciąż tam działają, stąd pojawiające się informacje o tym, że Hagens wykorzystuje zwłoki młodych więźniów straconych w chińskich więzieniach. On sam oczywiście zaprzecza i przedstawia dowody na to, że korzysta ze szczątków ludzi, którzy przekazali swoje ciała po śmierci konkretnie dla jego firmy. Na czym plastynacja polega? Zwiedzający Plastinarium mogą się przekonać naocznie. Najpierw do ciała wstrzykuje się formalinę przez tętnice. Potem preparuje się ciała anatomiczne, ściąga skórę, usuwa tkankę tłuszczową, odsłania narządy. Tak spreparowane ciało zanurza się w acetonie, następuje wtedy odwodnienie i odtłuszczenie, a potem następuje kulminacyjny moment plastynacji: w specjalnej komorze z ciała zostaje odessany aceton i zastąpiony silikonem. Co dalej? Teraz ciało można rzeźbić, nadawać mu kształt, formę, którą się utwardza.
Zwłoki zarabiają
Na przykład siedzi człowiek na krześle, ręce opiera na kolanach. Zamyśla się nad kolejnym ruchem szachowym. Albo: sportowiec kozłuje piłką do koszykówki. Lub: leży kobieta w ciąży podparta na boku. Strażak, który niesie na rękach ofiarę pożaru. I para, która zaraz uprawiać będzie seks. Płody w różnym stopniu rozwoju. Hagens wymyśla scenariusze, jego pracownice utwardzają ciała w takim kształcie. Pomysłów jest niezliczona ilość. Hagens wybiera najciekawsze i tworzy wystawę objazdową, którą nazwie „Body Worlds” i która objedzie świat zarabiając miliony. Wystawa, która była krytykowana jako umieszczenie jej w kontekście wydarzenia artystycznego, ostatnio jest reklamowana jako wystawa edukacyjna. Mimo to na otwarcie jej w Poznaniu zaproszono artystę malarza Ryszarda Miłka, który mówił o artystycznych walorach wystawy ukazującej piękno ludzkiego ciała. Kilka lat temu w Krakowie sprawa takiej wystawy trafiła do prokuratury. W innych krajach także co jakich czas wybuchały kontrowersje. Może właśnie dlatego organizatorzy dodali do tytułu ekspozycji słowo „vital” i mówią teraz, że to pokaz prewencyjny, który ma wychwalać zdrowy tryb życia. Na przykład spreparowane płuca palacza ustawione obok płuc zdrowych mają uświadomić szkodliwość palenia i zachęcić do rzucenia papierosów. Żona Hagensa w swoich wypowiedziach odnosi się nawet do Boga, który stworzył piękne ciało i dlatego powinniśmy o nie dbać. Wystawę zachwalają także niektórzy anatomowie, bo nic tak nie pokaże anatomicznych szczegółów, łącznie z kolorem, jak prawdziwy, chciałoby się powiedzieć „żywy”, preparat. To znaczy ciało.
Towar
I to z tym ciałem jest kłopot. Jednak są to ludzkie szczątki. Mnie osobiście nie przekonuje naukowa argumentacja, dzisiejsza technologia z pewnością pozwala na wykonanie łudząco prawdziwych „preparatów”. Także argument o coraz większej liczbie chętnych do plastynacji donatorów nie oznacza, że takie wykorzystanie ich zwłok jest etyczne (z zgłosiło się już kilkanaście tysięcy osób!). Co innego zapis o przeznaczeniu po śmierci własnego ciała do badań naukowych, co innego do paraartystycznej prezentacji, z której Hagens i jego rodzina czerpie całkiem spore profity. Sam Hagens skutecznie ten skandalizujący wymiar swojej działalności podkreślał własną stylizacją (ten czarny kapelusz, którego nie zdejmował nawet przy stole prosektoryjnym) i kolejnymi pomysłami, jak publiczna sekcja zwłok, jaką przeprowadził w Londynie w 2002 r. Oczywiście w kapeluszu i łamiąc prawo. W wywiadach co jakiś czas wspominał pikantne szczegóły ze swojego życia, a końcu otworzył sklep internetowy, w którym można było kupić jakąś część ciała. Dzisiaj jest trudniej, bo trzeba wykazać, że preparat będzie potrzebny do celów edukacyjnych albo naukowych. Poza tym unika słowa zwłoki, bo to tak, jakby mówić o kotlecie na talerzu, że to padlina.
Na co więc patrzymy? Odarte ze skóry ciała, tkanki, mięśnie, ścięgna. Czy odarte też z godności? Nie wiem, chyba nie, ale wystawienie ich na widok publiczny z pewnością odbiera im sacrum, ten pierwiastek intymności życia, ciała jako świątyni duszy, uczuć, emocji czy wspomnień, jakkolwiek byśmy to nazwali. Zostaje tylko „kawał mięsa”, mechanizm niemal doskonały. Kontekst otoczenia, czyli centrum handlowego nadaje wystawie w Poznaniu dodatkowego znaczenia. Bo może oto właśnie znak naszych czasów, w których wszystko staje się towarem.