Logo Przewdonik Katolicki

Sztuka szaleństwa i samotności

Natalia Budzyńska
Fot.

W tym roku minęła 150. rocznica urodzin genialnego malarza Vincenta van Gogha. Człowieka, dla którego sztuka stała się lekarstwem na cierpienie, sposobem na życie. Nie była jedynie odtwarzaniem rzeczywistości - jego sztuka była rzeczywistością. Jego "Dwanaście słoneczników w wazonie" znają wszyscy, być może jest to najczęściej reprodukowany obraz świata. Przyzwyczailiśmy...

W tym roku minęła 150. rocznica urodzin genialnego malarza Vincenta van Gogha. Człowieka, dla którego sztuka stała się lekarstwem na cierpienie, sposobem na życie. Nie była jedynie odtwarzaniem rzeczywistości - jego sztuka była rzeczywistością.


Jego "Dwanaście słoneczników w wazonie" znają wszyscy, być może jest to najczęściej reprodukowany obraz świata. Przyzwyczailiśmy się patrzeć na niego jak na zwykłą ilustrację kwiatów, ale tak nie jest. W słonecznikach jest zaklęty on sam, jego życie, myśli, uczucia.

Pasje


Wydaje się, że szaleństwo wzrastało w nim od zawsze. Miał dwa pomysły na życie, w obydwa zanurzył się całkowicie, nawet z jakąś rozpaczą. Najpierw chciał zostać kaznodzieją, tak jak jego ojciec. Często czytał Biblię, uciekając w ten sposób przed obecną już wtedy depresją. Pracował jako pomocniczy kaznodzieja i nauczyciel u pastora metodystów w Londynie, chciał całe życie poświęcić ewangelizacji ubogich. Później przekładał fragmenty Biblii na różne języki, zdał egzaminy na wydział teologiczny w Amsterdamie, ale w końcu zrezygnował ze studiów. Mając 25 lat, jedzie do belgijskiego zagłębia górniczego i pracuje tam jako świecki kaznodzieja, żyjąc w skrajnej nędzy. Przy okazji rysuje - i ta pasja pochłania go bez reszty. Nie kończy Akademii Sztuk Pięknych, po co, skoro sztuka w nim żyje. Odtąd już tylko maluje. Wkrótce przenosi się do Paryża, gdzie poznaje Toulouse-Lautreca, Bernarda, Renoira, Pissarra, Degasa, Gauguina. Z niektórymi nawet się zaprzyjaźnia: mieszkają i malują razem, dyskutując oczywiście o sztuce. Jego obrazy wiszą na zapleczu sklepu z farbami "ojca" Tanguya, kultowej postaci paryskiej bohemy. Tam zauważa je Cezanne i nazywa "obrazami szaleńca". Przez dwa lata van Gogh maluje w Paryżu ponad 200 obrazów, ale wciąż cierpi na depresję, intuicyjnie potrzebując więcej światła. Ktoś proponuje mu wyjazd na Południe, do Arles.

Studium szaleństwa


"Lecz malarz przyszłości jest kolorystą" - pisał van Gogh do brata. Tutaj na Południu kolory na jego obrazach żyją własnym życiem. Właśnie kolor i prowadzenie pędzla staną się jego decydującymi środkami wyrazu. W portretach kolor ukazuje charakter osoby, nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Właśnie na tym polu - koloru - van Gogh chce przekazać własną interpretację. Zaczyna malować nocą, nawet pejzaże. Ze świeczkami zamocowanymi na kapeluszu i sztaludze maluje wstrząsającą "Gwiaździstą noc" - wyraz samotności, cierpienia i rozpaczy. W Arles ma jeszcze marzenia: pragnie żyć we wspólnocie artystów, która ma zaradzić ich materialnym troskom. Wprowadza się do "żółtego domu" i wpada na pomysł zaproszenia Gauguina, który żyje w biedzie w Bretanii. Ma o nim dobre zdanie i wyobraża sobie, że z nim mógłby razem żyć i tworzyć. Gauguin niestety nie lubi van Gogha, ale na skutek jego intryg, przekupiony przez jego brata, zgadza się zamieszkać z nim w Arles. Van Gogh nie jest głupi, widzi jak jego marzenia, utopia o wspólnocie artystów znika. Ta próba kończy się pierwszym spektakularnym atakiem szaleństwa: van Gogh obcina sobie ucho, po czym owija je w gazetę i zanosi znajomej prostytutce. Wstrząśnięty Gauguin ma wreszcie pretekst, by wyjechać. A van Gogh zostaje umieszczony w szpitalu. Opuścił go nie tylko podziwiany Gauguin, ale też całe Arles, które nie chciało go w swoim mieście. Następny rok spędza w klinice w Arles i Saint-Remy i pisze: "Im bardziej jestem chory, im brzydszy, starszy, złośliwszy, biedniejszy, tym bardziej próbuję powetować straty blaskiem, rozwagą, promiennością mego koloru". Wtedy, w tym najgorszym dla niego okresie życia, w którym realne staje się tylko cierpienie, van Gogh tworzy najgenialniejsze swoje obrazy. "Cierpieć bez skargi, to jedyna lekcja, której trzeba się wyuczyć w tym życiu" - pisze do brata. "To zbyt prawdziwe, że ogromna liczba malarzy zapada na choroby psychiczne - takie życie, łagodnie mówiąc, bardzo wyobcowuje". Co jakiś czas ma bardzo poważne ataki choroby, wkłada ręce do ognia, zjada farby, traci świadomość, jest agresywny, miewa lęki. Potem znów maluje obrazy bardzo intensywne, jakby chcąc nadrobić utracony czas i przeciwstawić się chorobie.

Mistyczne pejzaże


Cyprysy, łany zboża, niebo, kwiaty... Pejzaże pochłaniały go: "Przeżywam przerażającą jasność w momentach, gdy przyroda jest tak piękna. Nie mam już świadomości samego siebie, a obrazy powstają jak we śnie". Pejzaż go uspokaja, jest jego natchnieniem i lekarstwem. Przyjmuje rzeczywistość, nie buntuje się na nią, zgadza się na samotność i cierpienie: "Są to bezgranicznie rozległe łany zbóż pod zachmurzonym niebem, i nie stroniłem od próby wyrażenia smutku i niezmiernej samotności...". Van Gogh utożsamił się z pejzażami, w tym sensie przyroda miała dla niego wymiar mistyczny. Kolory i to jego specyficzne prowadzenie pędzla: wszędzie widać ruch, przedmioty wiją się, wyginają. Podczas siedemdziesięciu ostatnich dni swojego życia, które spędził poza szpitalem, namalował ponad 80 obrazów, a wśród nich takie arcydzieła jak "Kościół z Auvers" czy "Kruki nad polem zboża". Umarł w grudniu 1890 roku, strzelając sobie w pierś - nie umiał znieść smutku i krańcowej samotności.
Camille Pissarro powiedział kiedyś o van Goghu: "Ten człowiek albo oszaleje, albo przewyższy nas wszystkich", okazało się, że jedno nie przeczy drugiemu. Życie van Gogha było przesłonięte rozpaczą, ale słowa z Biblii, którą w młodości tak często czyta, nie uciekły w próżnię. Namalował parę religijnych obrazów, a wszystkie dotyczyły postaci cierpiących, które jednak mają nadzieję na przyszłe odkupienie.

Hommage a Vincent


Muzeum van Gogha w Amsterdamie zorganizowało wystawę, która ma pokazać, jak van Gogh wpłynął na losy sztuki współczesnej. Do 12 października można obejrzeć obrazy najbardziej znanych osobowości sztuki drugiej połowy XX wieku: Jonsa, Salgado, Kiefera, Clemente, de Kooninga i innych. I choć na pewno poszukiwanie wpływów van Gogha np. u Warhola może być zajmujące, to ja wolę samego mistrza - także w muzeum amsterdamskim.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki