Pielgrzymka
ks. Wojciech
Fot.
Wyruszyliśmy w strugach deszczu. Z racji pogody, mimo że była niedziela, nie żegnały nas tłumy. Wielu z tych, którzy nas odprowadzali, przyszli, by prosić o modlitwę podczas drogi i na Jasnej Górze. I tak było bardzo często.
Pierwsza większa miejscowość za Poznaniem. Podchodzi do mnie starszy mężczyzna i wręcza mi kartkę, mówiąc ze łzami w oczach: "niech się ksiądz modli...
Wyruszyliśmy w strugach deszczu. Z racji pogody, mimo że była niedziela, nie żegnały nas tłumy. Wielu z tych, którzy nas odprowadzali, przyszli, by prosić o modlitwę podczas drogi i na Jasnej Górze. I tak było bardzo często.
Pierwsza większa miejscowość za Poznaniem. Podchodzi do mnie starszy mężczyzna i wręcza mi kartkę, mówiąc ze łzami w oczach: "niech się ksiądz modli za mojego syna, nie wierzy w Boga, pogubił się w życiu, a kiedyś tutaj był ministrantem". I wskazuje na kościół, który mijamy. Czasy się zmieniły, są chyba trudniejsze. Bardzo często ludzie prosili nas o modlitwę, często w intencjach dramatycznych. Wyruszyliśmy na szlak, niosąc w sercu swoje i innych sprawy. Z jakim przejęciem słuchaliśmy odczytywanych ostatniego dnia intencji. Jedna z nich brzmiała: "Matko Najświętsza, Częstochowska Pani, proszę, pomóż moim rodzicom wyzwolić się z nałogu alkoholizmu...".
Wędrował w pielgrzymce tylko kilka dni. Nie mógł iść do końca z powodu zaplanowanych koncertów - był muzykiem. Zwracał na siebie uwagę kolorem swoich włosów. Były ufarbowane na... niebiesko. Na pierwszy rzut oka bardziej przypominał kogoś zagubionego niż porządnego. Może narkomana... Ale to tylko na pierwszy rzut oka. Michał, bo o nim mowa, to bardzo prawy człowiek. Wierny mąż, kochający ojciec dwojga dzieci, z których jedno jest ciężko chore. Od lat jest bardzo zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Akademickiego, a obecnie w Neokatechumenacie. Warto patrzeć na ludzi nie tylko oczami...
Jest niedziela. Jedną z pątniczek mocno zabolał ząb. Ktoś z opiekunów poszedł z nią do gabinetu stomatologicznego. Pani doktor, usłyszawszy, że chora idzie w pielgrzymce, bez żadnych problemów założyła biały fartuch i zrobiła, co trzeba, nie biorąc ani grosza. Nie tylko pani doktor, ale tysiące ludzi w przeróżny sposób pomagało nam iść, dając za darmo jedzenie, picie, dach nad głową, możliwość kąpieli. Z perspektywy pielgrzyma w naszym kraju nie ma za dużo biedy. Albo inaczej - jest więcej miłości niż biedy.
Jechał z nami tylko jeden etap i to krótki, bo liczący kilkanaście kilometrów. Jechał na wózku inwalidzkim pchany przez pielgrzymów. Zbyszek ma dziś około trzydziestu lat. Gdy miał dziewiętnaście, skoczył do wody... Dziś nie może ruszyć nawet palcem. Powiemy: płytka wyobraźnia, ale także okazja dla wielu, by - jak pisze święty Jan - miłością zakryć swoje grzechy. I tej miłości pragną wszyscy, chorzy i zdrowi.
Msza trwała bardzo długo. Samych oklasków była niejedna minuta. Życzenia, prezenty, obrazki, błogosławieństwa... A wszystko za sprawą dwóch księży - Dominika i Tomasza, którzy przed kilkoma tygodniami otrzymali święcenia kapłańskie. Od lat pielgrzymują pieszo na Jasną Górę. W okolicznościowym kazaniu jeden z nich powiedział, że księdza trzeba wykorzystać, na to się jest kapłanem, by być dla ludzi. Zawsze. Jakimi będą kapłanami Dominik i Tomasz? Zaczęli pięknie. Będą jednak potrzebowali dużo modlitwy, by wytrwać w Bożym entuzjazmie.
Ostatni dzień. Na początku etapu przeżywamy Nabożeństwo pokutne, całujemy krzyż, który był niesiony na początku grupy. Wzajemnie się przepraszamy. A na koniec przewodnik grupy żegna się z pielgrzymką po 23 latach corocznego wędrowania na Jasną Górę. Jego miejsce zajmą młodsi kapłani. Dobrze, gdy samemu ustępuje się miejsca wcześniej urodzonym... Po kilku godzinach klęczymy przed Cudownym Obrazem. Zmęczeni, szczęśliwi, wdzięczni...