Logo Przewdonik Katolicki

Nic o nas bez nas...

Bernadeta Kruszyk
Fot.

Rozmowa z Markiem Fletą, Przewodniczącym oddziału gnieźnieńskiego i Członkiem Rady Głównej Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego Minęła połowa roku 2003 - Roku Osób Niepełnosprawnych. Czy, Pana zdaniem, te siedem miesięcy coś w życiu osób niepełnosprawnych zmieniło? - To zależy o jakie aspekty życia pani pyta. Pozostały bariery architektoniczne, różnego typu...

Rozmowa z Markiem Fletą, Przewodniczącym oddziału gnieźnieńskiego i Członkiem Rady Głównej Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego
Minęła połowa roku 2003 - Roku Osób Niepełnosprawnych. Czy, Pana zdaniem, te siedem miesięcy coś w życiu osób niepełnosprawnych zmieniło? - To zależy o jakie aspekty życia pani pyta. Pozostały bariery architektoniczne, różnego typu utrudnienia i choroba. Zmieniło się natomiast podejście społeczeństwa do kwestii niepełnosprawności. Więcej zresztą nie można było chyba oczekiwać. W moim przekonaniu ten rok miał zasygnalizować problem, miał pokazać, że ludzie niepełnosprawni istnieją, są "normalni", potrafią działać i nie chcą być spychani na margines. I to się udało? - W jakimś stopniu tak, choć nie w tak dużym, jakbyśmy sobie tego życzyli. Niepełnosprawność nadal bardzo często budzi respekt i rodzi dystans, przestaje być jednak tematem tabu. O niepełnosprawności się mówi, niepełnosprawność się pokazuje i to jest pozytywne. Proszę zwrócić uwagę, że dziś o człowieku niepełnosprawnym nie mówi się już inwalida, kaleka... Zniknęło też tak powszechne kiedyś określenie "nieszczęśliwe dziecko". To też świadczy o zmieniającym się odbiorze społecznym, dowodzi rosnącej znajomości problemu i tym samym akceptacji. Są jednak kwestie, które się nie zmieniają bądź zmieniają się w niewielkim stopniu. Rozumiem, że mówi Pan między innymi o barierach, które skutecznie utrudniają osobom niepełnosprawnym "wyjście" do świata... - Tak i jest to jedna z największych naszych bolączek. Osoba niepełnosprawna bez pomocy osób trzecich poza swoim mieszkaniem nie może zrobić praktycznie nic. Nie wejdzie do autobusu, urzędu czy przychodni, bo często nie ma tam podjazdu ani windy, a schody to dla wielu osób, zwłaszcza tych na wózkach, bariera nie do pokonania, podobnie zresztą jak zbyt wąskie drzwi czy wysokie progi. Niestety rzeczywistość ta, jak sądzę, nieprędko się zmieni. Oczywiście wielu ludziom problemy tego typu mogą się wydawać mało istotne bądź prozaiczne, dla nas jednak są sprawą pierwszej wagi, bo ograniczają naszą samodzielność i nie pozwalają być aktywnymi. To zaś bardzo negatywnie wpływa zarówno na stan zdrowia jak i kondycję psychiczną. Człowiek niepełnosprawny, mimo swej choroby czy ułomności, chce być na tyle, na ile może samowystarczalny, chce wychodzić z domu, robić zakupy, spotkać się ze znajomymi..., chce po prostu normalnie żyć. Bariery, o których mowa niestety skutecznie to utrudniają. Popada więc w odrętwienie, staje się bierny, zamyka się w domu, który po pewnym czasie staje się więzieniem i przestaje wierzyć, że cokolwiek w jego życiu się zmieni. Mówię o tym, bo dotyczy to niestety bardzo wielu osób. Czy sądzi Pan, że wejście Polski w struktury Unii Europejskiej zmieni tę trudną sytuację? - Mam taką nadzieję, choć wiem, że w praktyce będzie to proces powolny i długotrwały. Z całą pewnością na widoczne zmiany trzeba będzie trochę poczekać. Nie ukrywam jednak, iż liczę na to, że wiele kwestii dotyczących środowiska niepełnosprawnych zostanie uregulowanych i znajdzie swój pozytywny, odczuwalny przez nas, finał. Czego więc życzyłby Pan sobie i innym niepełnosprawnym w najbliższej przyszłości, powiedzmy na koniec tego roku? - Osobiście życzyłbym sobie wind w budynkach użyteczności publicznej i krótszego czasu oczekiwania na wizyty u specjalistów (śmiech). Innym zaś optymizmu, większej wiary w siebie i by faktem stało się hasło "nic o nas bez nas".
Dziękuję za rozmowę.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki