Książka Cokolwiek powiesz, nic nie mów i serial Nic nie mów zaczynają się tak samo: od porwania matki dziesięciorga dzieci. A potem śledzimy historię dwóch sióstr, które zafascynowane walką o wolność Irlandii i rozczarowane pokojowymi manifestacjami wstępują do IRA. Splatają się te dwa wydarzenia. A my nie zrozumiemy do końca Irlandii, jeśli nie przeczytamy książki lub nie obejrzymy tego serialu. Książka została wydana po polsku w 2021 r. – to bardzo dobry reportaż Patricka Keefe’a, zresztą wielokrotnie nagradzany. Serial, przy którym Keefe zresztą pracował, to rzecz zupełnie świeża, do obejrzenia w streamingu. Lubię takie uzupełnienia literacko-filmowe. A tu jeszcze dochodzi niespodzianka – książka Mleczarz.
Nigdy nie byłam w Belfaście, ale – owszem – i czytałam, i oglądałam, a pierwszy raz z losami tego miejsca miałam do czynienia, gdy usłyszałam płytę zespołu U2 War. Był tam utwór zatytułowany Sunday Bloody Sunday, a ja koniecznie chciałam się dowiedzieć, o co chodzi. 30 stycznia 1972 r. brytyjscy żołnierze zastrzelili 13 uczestników pokojowego marszu w mieście Derry. Była niedziela, a oni byli katolikami, jak wszyscy zwolennicy odłączenia się Irlandii Północnej od Wielkiej Brytanii. Prześladowania polityczne miały w tym miejscu również charakter religijny – po stronie Brytyjczyków stali protestanci. W szeregach IRA byli walczący o wolność katolicy. Jak łączyli metody swojej działalności z dekalogiem? Dla nich to była wojna, walczyli z okupantem – dla Brytyjczyków byli terrorystami. Co więcej, w końcu zaczęli zabijać „swoich” – tych, którzy zdradzili. Tę skomplikowaną relację opisuje Keefe, przywołując historię porwanej kobiety i dwóch sióstr, Dolours i Marian Price – bojowniczek, które akceptując terrorystyczne metody, w pewnym momencie zaczynają wątpić w sens tych działań. Były sławne, podłożyły bomby w Londynie, a potem, skazane na dożywocie, przez ponad 200 dni prowadziły w brytyjskim więzieniu głodówkę. Każdego dnia były poddawane torturom przymusowego karmienia. Wierzyły w sprawę, choć sumienie ich jednak dręczyło.
Z samego środka politycznej bitwy wskakuję w życie zwykłej dziewczyny z Belfastu lat 70. dzięki książce Anny Burns Mleczarz. Przed chwilą ukazał się polski przekład, książka była nagrodzona Bookerem w 2018 r. Narratorka jest w tym samym wieku, co siostry Price, gdy złożyły przysięgę IRA, czyli jest nastolatką. Ale ma zupełnie inne zainteresowania – woli literaturę. Ale od bomb, zagrożenia, strachu i polityki nie da się tak łatwo uciec. Czytam ze zgrozą, a wszystko, co najważniejsze, dzieje się tu na poziomie języka. Na dodatek jest tak boleśnie aktualna: bo wszędzie „my” i „oni” wzbudzający lęk. Uda się uciec z takiej rzeczywistości? A jeśli nie?