Logo Przewdonik Katolicki

Czy grozi nam rumuński wariant?

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Bez wątpienia precedens jest groźny, prowadzący nas w niepokojące nieznane. Bo czy znamy wybory bez nie zawsze pożądanych, a często obcych wpływów?

W Rumunii zdarzenie bez precedensu. Tamtejszy Sąd Konstytucyjny unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich. Nakazał jej powtórzenie od początku, czyli od wyznaczenia daty i zgłaszania kandydatów.
Jako powód podano zmasowaną kampanię internetową na rzecz kandydata, który w tej pierwszej turze dostał największą liczbę głosów, Calina Georgescu. Miała być ona sponsorowana przez Rosję. To prawicowiec, niechętny Unii Europejskiej, a nawet NATO. Podano też inne powody: naruszenia prawa dotyczącego prowadzenia i rozliczania kampanii.
Rumunia stanęła w obliczu potężnego kryzysu politycznego. Z jednej strony to oznacza podważenie wiary w demokrację w umysłach i sercach Rumunów. Z drugiej, zastanawiam się, kto i jak miałby dopilnować, że fabryki trolli nie zostaną uruchomione w powtórzonych wyborach. Przecież internet skontrolować jest bardzo trudno.
Słabo znam realia Rumunii. Sądząc po komentarzach, w Polsce mamy niewielu ekspertów od tego kraju. Z grubsza, w dyskusji zarysowały się dwa stanowiska. Jedni dowodzą, że Rumunia miała prawo się bronić, skoro potężne mocarstwo zamierzało jej ustawić polityczny werdykt. Inni widzą w tym zamach liberalnych elit na reguły demokracji. Grozi nieodpowiedni wynik. Zablokujmy go i każmy społeczeństwu głosować tyle razy, aż wybiorą „dobrze”.
Nie umiem rozstrzygnąć, co tu przeważa. Bez wątpienia precedens jest groźny, prowadzący nas w niepokojące nieznane. Bo czy znamy wybory bez nie zawsze pożądanych, a często obcych wpływów? Te rosyjskie mogą niepokoić szczególnie, ale jak to mierzyć? I jak przeciwdziałać? Zarazem trudno nie odnieść wrażenia, że europejski mainstream coraz częściej sięga po podważanie demokratycznych werdyktów, kiedy tylko coś wychodzi nie po jego myśli. Tak zwana liberalna demokracja staje się, w imię obrony przymiotnika „liberalna”, własnym przeciwieństwem.
Mój niepokój musi rosnąć, kiedy czytam polskie reakcje. Oto wpis szefa MSWiA obecnej koalicji Tomasza Siemoniaka na platformie X: „Sąd konstytucyjny Rumunii unieważnił I turę prezydenckich wyborów. Przyczyną są zagraniczne manipulacje w trakcie kampanii wyborczej. Nie miejmy złudzeń, z jakiego kraju było to sterowane. Obronimy Polskę przed podobnym scenariuszem”.
Co to oznacza? W Polsce nie widać masowego oddziaływania prorosyjskiego lobby. A zarazem obie główne strony politycznego sporu zarzucają sobie, często gołosłownie, nawzajem rosyjskie inspiracje i uwikłania. Czy obecna koalicja nie skorzysta z rumuńskiego precedensu, kiedy prezydenckie wybory nie pójdą po jej myśli? Skoro była w stanie w praktyce zdelegalizować legalny Trybunał Konstytucyjny, nie uznawać niektórych sądów, a czasem tylko ich wyroków. Nie bardzo wiadomo, jakie ciało miałoby zablokować wyborczy wynik. Ale mam wrażenie, że jakiś Rubikon został przekroczony. Gotowość już jest. Pytanie tylko o realną możliwość.
Tak naprawdę każde wybory można by kwestionować, uznając, że zostały przeprowadzone bez sterylnej gwarancji suwerennej decyzji społeczeństwa. Czy obecna koalicja nie wygrała także dzięki decyzjom Unii Europejskiej blokującej fundusze dla poprzedniego rządu? Z drugiej strony, czy ta koalicja nie dostała wsparcia podmiotów działających na pograniczu wyborczego prawa? Myślę o wielkiej internetowej kampanii organizacji pozarządowych, bijącej w prawicę. Nie wliczało się jej do wyborczych wydatków.
PiS ani nie miał narzędzi, ani odwagi, by kwestionować prawnie swoją przegraną. Nie jestem za to pewien, czy obecnie rządzący nie zabrnęli gdzieś dalej. Akurat argument o rosyjskich wpływach, nawet jako gołosłowny straszak, brzmi wyjątkowo sugestywnie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki