Jak Edmund Husserl chciał, by odnowić filozofię, „powrócić do rzeczy samej”, tak – aby na nowo odkryć duchową wartość apokaliptyki i ostatniej księgi Nowego Testamentu – trzeba powrócić do Apokalipsy samej. Przy czym nie chodzi tylko – co przecież dzieje się nieustannie – o pogłębione studia biblistyczne, o egzegezę, o coraz głębsze rozumienie symboliki apokaliptycznej, ale przede wszystkim o próbę powrotu do tego, co jest samą istotą Apokalipsy – o jej filozoficzny sens. Oczywiście najpierw trzeba zadać pytanie, czy ów „wieczny przekaz” – nieruchoma treść, która ma się nam objawić – w ogóle istnieje. Czy idee, intuicje, a może tylko przeczucia, które z czasem zajmą istotne miejsce w naszej wyobraźni społecznej czy religijnej, w ogóle mają swój początek? Czy możemy wskazać miejsce – ideowy żłobek, z którego, jak Jezus z Betlejem, wyruszyły one, by podbić świat myśli? Czy możemy wskazać, gdzie się poczęły, miejsce, z którego się wywodzą? A może idee, jak chciał Platon, są wieczne, a ich ujawnianie następuje powoli – w konkretnych wydarzeniach i nigdy do końca? Może ujawniają się nam w wydarzeniach historycznych, powoli, ale zawsze skrywając się w cieniu zarówno z powodu swojej wielkości, jak i naszej małości? Czy jest tak, że kluczowe symbole naszego świata kształtują się w przypadkowym procesie ewolucji, w którym nasz umysł, a niekiedy i wiara, odkrywa sens i znaczenie przemieniające świat oraz nasze życie? A może jest dokładnie odwrotnie – sens jest pierwotny, a my w historycznym procesie dziejów, owszem, czasem przypadkowym i naznaczonym błędami, jedynie odkrywamy go i wyrażamy w symbolach, opowieściach, świętych księgach i dziełach filozoficznych?
Objawienie na Patmos
Chrześcijaństwo – wbrew pozorom – wcale nie odpowiada jednoznacznie na tak zadane pytania. Pismo Święte jest żywą opowieścią i delikatną tkanką przenikających się różnorodnych tradycji, a nie tekstem, który – jak Koran dla wyznawców islamu – został w całości podyktowany przez Boga, a zatem nie wolno go ruszać i nie podlega interpretacji. Bibliści rozróżniają różne poziomy narracji, autorów opowieści, kolejne warstwy redakcji, a także odkrywają, jak tekst uznawany za święty i objawiony kształtował się i jaką ma historię. Jednocześnie tekst ten starają się odczytać i zinterpretować wciąż na nowo. Opowieść jest snuta, dopowiadana, nawarstwia się i ujawnia znaczenie symboli – czasem symbole te przejmuje z innych tradycji, a niekiedy tworzy je z niczego. Sens ukryty za tą narracją, logos czy prawda, jaką opowieść ujawnia, jest – jak wierzą chrześcijanie – zakorzeniona w Innym, Transcendentnym, ale prezentuje się w skończonym języku. Możemy uznać, że w ten sposób odkrywamy sens, ale nie sposób też zaprzeczyć, że do pewnego stopnia również go kształtujemy, wypowiadamy na swój obraz i podobieństwo. Niezależnie od tego, czy w historii ujawnia się sens, którego wyrazem jest biblijna Apokalipsa, czy też objawienie to jest skutkiem powolnego nadawania sensu cierpieniu obecnemu w historii, bez wątpienia możemy szukać miejsc, w których apokaliptyczne przeczucia zaczęły się ujawniać i wyłaniać z ciemności nieświadomości rodzaju ludzkiego. Tym miejscem pozostaje Patmos, wyspa, na której Jan otrzymuje prorocką wizję, którą dzieli się ze światem.
Opowieść o końcu czasów?
Popularny przekaz o Apokalipsie, ten przekazywany przez popkulturę czy media, ale także przez rozmaitego rodzaju popularnych kaznodziejów, przedstawia ją jako opowieść o „końcu świata”. Zarówno apokalipsy pochodzące z objawień prywatnych, będące tematem dzieł literackich, wynikające z „sumy wszelkich strachów” współczesności, jak i nowotestamentowa Apokalipsa św. Jana często prezentowane są i traktowane jako narracja o tym, co czeka nas u kresu dziejów – jako zapowiedź wielkiej tragedii, obraz spektakularnego końca, którego ostatecznie nie da się uniknąć. Tak jest w Ostatnim brzegu Nevila Shute’a – to opowieść o końcu świata wywołanym zagładą atomową, która stopniowo pożera życie, ale też o rozpadzie cywilizacji, pochłonięciu jej przez odmienność kulturową, jak u Jeana Raspaila w jego Obozie świętych. Wersje religijne obejmują zapowiedzi wielkich tragedii, które mają być odpowiedzią na brak nawrócenia, albo – jak to ma miejsce w nieprzeznaczonej do publikacji części objawienia z La Salette – zawierają opowieść o odstępstwie Kościoła od prawdziwej wiary. Apokalipsa św. Jana jednak, choć zawiera liczne symboliczne obrazy, które mogą być interpretowane jako dotyczące końca czasów, rozpoczyna się wstrząsającym listem do siedmiu Kościołów. „Jan do siedmiu Kościołów, które są w Azji: Łaska wam i pokój” (Ap 1, 4) – zaczyna wizjoner. „Ja, Jan, wasz brat i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwałości w Jezusie, byłem na wyspie, zwanej Patmos, z powodu słowa Bożego i świadectwa Jezusa. Doznałem zachwycenia w dzień Pański i posłyszałem za sobą potężny głos jak gdyby trąby mówiącej: Co widzisz, napisz w księdze i poślij siedmiu Kościołom: do Efezu, Smyrny, Pergamonu, Tiatyry, Sardów, Filadelfii i Laodycei” (Ap 1, 9–11) – ogłasza Jan z Patmos.
Spowiedź Kościołów
Dlaczego list skierowany jest właśnie do tych siedmiu Kościołów? – to pozostaje kwestią dyskusyjną. W Azji Środkowej istniały inne, ważniejsze, a przynajmniej równie ważne wspólnoty (choćby Kolosy, Hierapolis, Milet, Troada czy Magnezja), taki a nie inny wybór nie był więc oczywisty. (…)
Wszystko to prowadzi do prostego wniosku, że niezależnie, jak zinterpretujemy symbol siedmiu Kościołów, nieodmiennie symbolizują one Kościół w ogóle, w jego pełni zarówno historycznej, organizacyjnej, jak i wyznaniowej. „Objawienie zostaje przekazane Kościołom jednego Kościoła i teraz każdy z nich może i powinien spoglądać sam w to duchowe zwierciadło, odnajdywać siebie w nim, usłyszeć sąd nad sobą samym” – zauważa prawosławny teolog Sergiusz Bułgakow. Hans Urs von Balthasar uzupełnia zaś tę intuicję o istotne wskazanie: „Siedem rozpatrywanych łącznie listów do Kościołów stanowi spowiedź Kościoła, której dokonuje jego Pan, a która podobnie jak każda spowiedź chrześcijańska zawiera w sobie pierwiastek nieubłaganego sądu, a jednocześnie jest wydarzeniem nieskończonej łaski”. Podobnie jak w przypadku spowiedzi, każda wspólnota lokalna czy wyznaniowa musi sama wobec siebie, a nie wobec innych, dokonać oglądu w świetle Apokalipsy. To w sobie, a nie w innych Kościołach (niemieckim czy francuskim, luterańskim czy anglikańskim, a niekiedy w papiestwie), trzeba szukać tego, co Pan ma nam do powiedzenia o Kościele w Apokalipsie św. Jana.
Każdy z listów, o których tu mowa, kończy się mocnym wezwaniem: „Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi Duch do Kościołów”. Można stwierdzić, że właśnie te słowa pozostają kluczowe dla zrozumienia przesłania Apokalipsy św. Jana. To nie jest tekst odnoszący się tylko do tamtych czasów – choć można i trzeba czytać te słowa ze świadomością realiów historii – ale to również odwieczny rachunek sumienia każdej wspólnoty kościelnej, diecezji i parafii, każdego ruchu katolickiego i chrześcijańskiego. Nie chodzi przy tym, by w tamtych sporach odnajdywać nasze problemy – historia nigdy nie wraca w tej samej formie – ale o to, by w przesłaniu Jezusa odnajdywać z jednej strony miecz, który rozcina nasze problemy, a z drugiej nadzieję, która pozwala wyruszać w dalszą drogę. Apokalipsa – także wtedy, gdy jej autor opisuje osąd nad Kościołem – pozostaje niezmiennie księgą nadziei.
Jest to fragment książki Apokalipsa Tomasza Terlikowskiego. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
---
Apokalipsa. Kres swiata dzieje się na naszych oczach
Tomasz P. Terlikowski
Emocje Plus Minus 2024