Zawsze lubiłem nabożeństwo do Serca Jezusa. Może dlatego zabolała mnie kiedyś kąśliwa uwaga, że my, katolicy, lubujemy się w nabożeństwach do poszczególnych części ciała Jezusa. A to czcimy Jego rany, a to śpiewamy „Dobranoc, Głowo święta”, a to kontemplujemy Jego Przenajdroższą Krew, w końcu adorujemy Jego Najświętsze Serce. Jakbyśmy nie mogli po prostu adorować Pana bez rozdrabniania się.
Franciszek odpowiada na ten zarzut jasno: „Nabożeństwo do Serca Chrystusa nie jest kultem organu oddzielonego od Osoby Jezusa. To, co kontemplujemy i adorujemy, to cały Jezus Chrystus, Syn Boży, który stał się człowiekiem, przedstawiany na obrazach, na których wyeksponowane jest Jego serce. W tym przypadku serce z ciała jest traktowane jako obraz lub uprzywilejowany znak najintymniejszego centrum wcielonego Syna i Jego miłości, boskiej i ludzkiej jednocześnie, ponieważ bardziej niż jakakolwiek inna część Jego ciała, jest ono naturalnym wyrazem i symbolem niezmierzonej miłości”.
Symbol, który mówi wszystko
Trudno się dziwić, że w chrześcijaństwie pojawia się kult Serca Jezusowego, skoro na przestrzeni dziejów i w różnych częściach świata serce stało się symbolem najbardziej osobistej intymności, a także uczuć, emocji, zdolności do kochania. Franciszek pisze: „Niezależnie od wszelkich wyjaśnień naukowych, dłoń spoczywająca na sercu przyjaciela wyraża szczególne uczucie; kiedy ktoś się zakochuje i jest blisko ukochanej osoby, serce bije szybciej; kiedy ktoś cierpi z powodu porzucenia lub zdrady ze strony drogiej osoby, odczuwa silny ucisk w sercu. Poza tym, aby wyrazić, że coś jest szczere, że naprawdę pochodzi z wnętrza danej osoby, mówi się: Mówię ci to prosto z serca. Język poetycki nie może ignorować siły tych doświadczeń. Było to zatem nieuniknione, że na przestrzeni wieków serce zyskało wyjątkową zdolność symboliczną, nie tylko konwencjonalną”.
Kto z nas nie rysował serca w zeszycie osoby, w której się podkochiwał? Ślubne konfetti mają kształt serca, a w walentynki sklepy i kawiarnie udekorowane są czerwonymi sercami. Żadne jednak przedstawienie serca nie robiło na mnie nigdy takiego wrażenia jak obrazy Serca Jezusowego. Obok tych obrazów nie umiałem i nie umiem przejść obojętnie. One mnie zawsze jakoś poruszają. Widywałem je w domach osób starszych, nieraz w towarzystwie obrazu Niepokalanego Serca Maryi. Często nie przedstawiały one większej wartości artystycznej, bywały nieco cukierkowate, ale nie to jest akurat istotne. Zresztą, zwraca na to uwagę Franciszek, „Niektóre z tych obrazów mogą wydawać się nam mało atrakcyjne i nie pobudzać nas zbytnio do miłości i modlitwy. Jest to sprawa drugorzędna – pisze – ponieważ obraz jest jedynie motywującą figurą i, jak powiedzieliby ludzie Wschodu, nie należy wpatrywać się w palec, który wskazuje na księżyc”.
Istotne jest to, że w tych obrazach ów symbol ściśle złączony jest z Osobą, konkretnie: z Osobą Jezusa. Nie chodzi więc o jakiekolwiek serce, ale o Jego serce. I nie chodzi o jakąkolwiek miłość, którą ono wyraża, ale o miłość ludzkiego i boskiego serca Syna Bożego.
Ludzkie serce Jezusa
Bóg jest miłością. Bóg mnie kocha. Te, wydawałoby się, oczywiste prawdy, które jednak wciąż trzeba odkrywać na nowo w swoim życiu, zyskują szczególny rys, gdy zrozumiemy, że Chrystus, Wcielony Bóg, zechciał mnie kochać także ludzkim sercem.
„Jego ludzkie uczucia stają się sakramentem nieskończonej i ostatecznej miłości. Jego Serce nie jest zatem fizycznym symbolem wyrażającym jedynie rzeczywistość duchową lub oderwaną od materii. Spojrzenie skierowane na Serce Pana kontempluje rzeczywistość fizyczną, Jego ludzkie ciało, które umożliwia Chrystusowi posiadanie ludzkich emocji i uczuć, takich jak nasze, ale w pełni przemienionych przez Jego boską miłość. Pobożność musi sięgać do nieskończonej miłości osoby Syna Bożego, ale musimy stwierdzić, że jest ona nierozłączna od Jego ludzkiej miłości, a wizerunek Jego cielesnego serca pomaga nam to osiągnąć” – przekonuje papież.
Skoro Chrystus miał serce jak my, ludzkie, i nim kochał, oznacza, że również my możemy tak kochać jak On. Być może ta właśnie świadomość sprawiła, że na przestrzeni wieków chrześcijaństwo nie bało się wyrażać tego co ludzkie w Chrystusie. „To, czego teologia nie rozwiązała na poziomie teoretycznym, znalazło swoje rozwiązanie w praktyce duchowości. Duchowość oraz religijność ludowa utrzymały silny związek z somatycznymi, psychologicznymi i historycznymi aspektami Jezusa” – zwraca uwagę Franciszek. „Droga krzyżowa, nabożeństwo do Jego ran, duchowość przenajdroższej krwi, nabożeństwo do serca Jezusa oraz praktyki eucharystyczne (…). Te elementy wypełniły luki teologii, zasilając wyobraźnię i serce, miłość i czułość do Chrystusa, nadzieję i pamięć, pragnienie oraz tęsknotę. Rozum i logika podążyły innymi ścieżkami”.
Uczyń nasze serca według Serca Twego
Aramejskie słowo abba, którym Jezus zwracał się do Boga, oznacza „tato, tatusiu”. Był to rodzaj poufałości, który niektórych drażnił. Jezus tak właśnie zwraca się do Ojca w godzinie trwogi przed śmiercią.
Z całą pewnością Jezus czuł się kochany przez swego Ojca. Daje temu wyraz, gdy mówi: „Umiłowałeś Mnie przed założeniem świata” (J 17, 24), i gdy przeżywa ekstazę, słysząc głos z nieba skierowany do Niego: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie” (Mk 1, 11).
Jezus spędzał całe noce na rozmowach z Ojcem. Podkreślał, że musi być w tym, co należy do Jego Ojca. Wysławiał Go, a w godzinie śmierci z ufnością zwrócił się do Niego, mówiąc: „Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha mego”.
Dlatego – napisze papież – „kiedy Syn stał się człowiekiem, wszystkie pragnienia i dążenia Jego ludzkiego serca były skierowane do Ojca. Jeśli zobaczymy, w jaki sposób Chrystus odnosił się do Ojca, możemy dostrzec to zauroczenie Jego ludzkiego serca, to doskonałe i stałe zorientowanie na Ojca”.
W naśladowaniu Chrystusa, Jego Serca, chodzi właśnie o owo całkowite zwrócenie się ku Ojcu. O rozpalenie w sobie tej samej żarliwości, jaką miał Jezus w relacji ze swym Ojcem. Chodzi o ten sam rodzaj poufałości, ale nade wszystko – ufności.
Dlatego „nabożeństwo do Serca Chrystusa jest istotne dla naszego życia chrześcijańskiego, ponieważ oznacza pełne wiary i adoracji otwarcie na tajemnicę Bożej i ludzkiej miłości Pana, do tego stopnia, że możemy jeszcze raz stwierdzić, iż Najświętsze Serce jest syntezą Ewangelii” – pisze Franciszek.
Ostatecznie Franciszek zasugeruje, że najpopularniejsza modlitwa, skierowana jak strzała do Serca Chrystusa, brzmi po prostu: „Ufam Tobie”. „Nie potrzeba innych słów” – pisze papież. Skoro tak, może warto nimi się modlić w tym trzecim tygodniu Adwentu.