Logo Przewdonik Katolicki

Człowiek z kryształu

Dominik Robakowski
Romuald Traugutt, około 1862 r. W ciągu kilku wcześniejszych lat doświadczył straty żony, syna i najmłodszej córki | fot. Cyfrowemazowsze.pl

Mówienie o Romualdzie Traugucie jest rzeczą trudną. Przyzwyczailiśmy się bowiem do odbrązawiania naszych narodowych pomników. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy bohater faktycznie jest bez skazy?

Gdy w 1944 r. władze tzw. Polski lubelskiej przystępowały do organizacji poczty polskiej, stanęły przed dylematem odnośnie do tego, kto powinien znaleźć się na znaczkach. Na Józefa Stalina było za wcześnie, potrzebny był ktoś bardziej strawny dla mieszkańców kraju nad Wisłą. Padło na Tadeusza Kościuszkę, Jana Henryka Dąbrowskiego i Romualda Traugutta. Wbrew pozorom, wybór komunistów był najwyższą formą uznania. Oto bowiem mieliśmy do czynienia z postaciami, których zakwestionować nie mogli nawet oni.
Choć znajdziemy dziś krytyczne głosy na temat Kościuszki i Dąbrowskiego, to Traugutt uchodzi w polskiej historii za narodowego świętego. Jego krytykami mogliby być najwyżej ci, którzy podważają sam sens powstania styczniowego. Problem w tym, że sam Traugutt był jednym z nich.

Mieszana krew, polskie serce
Gdyby Traugutt zmarł w 1862 r., z pewnością nie zapisałby się w dziejach Polski. Heroiczne czasy powstania poprzedzał u niego żywot daleki od pierwszych stron gazet, jakkolwiek ciekawy.
Zagadka nietypowego nazwiska naszego bohatera jest łatwa do rozwiązania. Przodkowie Romualda pochodzili z Saksonii. Szybko się spolonizowali, o czym świadczy chociażby fakt uczestnictwa jednego z nich w kościuszkowskiej insurekcji. Od strony matki Traugutt posiadał z kolei troszkę krwi rosyjskiej i to nie byle jakiej, bo należącej do książąt Szujskich. Ostatecznie było to bez znaczenia, bo jakkolwiek krew była zmieszana, to jednak tłoczyło ją prawdziwie polskie serce.
Traugutt urodził się 16 stycznia 1826 r. w położonym na Grodzieńszczyźnie Szostakowie. Wcześnie osierocony przez matkę (zmarła, gdy miał dwa lata), wychowywał się pod kuratelą babki Justyny. Ta nie tylko zastąpiła mu rodzicielkę, ale też nauczyła miłości do kraju oraz wiary. Ten ostatni element był niezwykle ważny w życiu Traugutta. Z Biblią i modlitewnikiem nie rozstawał się nawet na placu boju, narażając się tym samym na oskarżenia o dewocję i szykany ze strony otoczenia.
Niewiele brakło, a losy Traugutta potoczyłyby się zupełnie inaczej. Po wzorowym ukończeniu gimnazjum w Świsłoczy, nasz bohater pragnął zupełnie innej drogi, a mianowicie chciał je budować. Niestety nie dostał się na studia inżynieryjne, a alternatywa była wtedy właściwie jedna: armia.

Diabli mundur, anielski ślub
Od 1845 r. Traugutt przebywał w garnizonie w mazowieckim Żelechowie, gdzie kształcił się na sapera, a więc w dziedzinie pokrewnej inżynierii komunikacyjnej. Zdał wzorcowo egzaminy, po czym przyszedł czas na chyba najciemniejszy epizod w biografii dyktatora powstania.
W 1848 r. oddział Traugutta został wysłany na zbuntowane Węgry. Ironia losu sprawiła, że korpusem dowodził Iwan Paskiewicz – kat powstania listopadowego. Nie wiemy, czy Traugutt odczuwał dylematy moralne związane z tłumieniem węgierskiej insurekcji, w której tak czynnie udzielali się Polacy z Józefem Bemem na czele. Na jego usprawiedliwienie należy jedynie nadmienić, że jako saper nie uczestniczył bezpośrednio w boju. Służba była jednak wzorcowa – Traugutt otrzymał za nią nagrodę, która jednak nie mogła osłodzić mu straty, jaką była śmierć ojca. W wieku 23 lat przyszły dyktator został sam na świecie po raz pierwszy.
Pocieszenie przyniósł mu… anioł. Tak nazywał swoją żonę – Annę Pikel, córkę warszawskiego jubilera. Małomówny, wręcz nieśmiały Romuald odnalazł w niej prawdziwego przyjaciela. Anna była luteranką, ale dla męża zmieniła wyznanie. Jak jednak twierdziła, dowiodło ją do tego rozumowe odkrycie wiary, a nie uczucie. W 1852 r. para stanęła na ślubnym kobiercu, wkrótce pojawiły się ich pierwsze dzieci.
W latach 1853–1856 Traugutt walczył w wojnie krymskiej, gdzie znów wyróżniał się na tle innych oficerów. Zaowocowało to kolejnymi awansami. W 1859 r. nasz bohater objął posadę wykładowcy w wyższej szkole wojskowej w Petersburgu. Wszystko zdawało się zmierzać w dobrą stronę.

Czeluść
Życie ludzkie jest kartą, która może obrócić się w każdej chwili. Traugutt przekonał się o tym dobitnie, w ciągu kilku miesięcy zamieniając się w biblijnego Hioba. Serię tragedii rozpoczęła śmierć jego najmłodszej córki Justyny w październiku 1859 r. W listopadzie zmarła jego ukochana babka. W lutym, co było ciosem najcięższym, świat opuściła jego żona (jak pisał, „Anioły długo po ziemi chodzić nie mogą”), w maju podążył za nią jedyny syn. W wieku 34 lat Traugutt został sam po raz drugi.
Przechodził przez najciemniejszą dolinę swojego życia i nie można się dziwić, że dopadło go załamanie nerwowe. Traugutt miał dość świata. W jego głowie zrodziła się myśl o opuszczeniu wojska, ponoć rozważał wstąpienie do klasztoru. Kto wie, co przyszłoby mu do głowy, gdyby nie pocieszenie, jakie przynosiła mu żarliwa wiara.
W czerwcu 1861 r. Traugutt poślubił Antoninę Kościuszkównę, czym przede wszystkim chciał zabezpieczyć los swoich dwóch żyjących córek. Nowa wybranka okazała się wspaniałą matką zastępczą, ale także wierną towarzyszką Romualda. Za zwiastuna przyszłych wydarzeń możemy uznać fakt, że bratem jej dziadka był Tadeusz Kościuszko.
W 1862 r. Traugutt zrzucił mundur i osiadł w Ostrowie na Grodzieńszczyźnie, który odziedziczył w spadku po wuju. Jako sąsiad stronił od spotkań, wiodąc żywot uchodzący za pustelniczy.

W służbie Rządu Narodowego
W styczniu 1863 r. wybuchło powstanie, do którego Traugutt miał ostrożny stosunek, będąc bliżej stronnictwa białych niż czerwonych. W kwietniu dał się jednak namówić do objęcia komendy nad lokalnym oddziałem. Praktyka ta była powszechna. Dla wielu walka kończyła się po jednej bitwie, Trauguttowi przyszło ich stoczyć siedem. Do legendy przeszły trzy majowe starcia pod Horkami, toczone co prawda ze zmiennym szczęściem, ale ukazujące pewne cechy przyszłego dyktatora jako dowódcy. Traugutt zjednał sobie żołnierzy tym, że nie szafował bezsensownie ich życiem. Miał również dryg do przeprowadzania zasadzek, a także skutecznego zacierania za sobą śladów.
Oddział Traugutta utrzymał się do połowy lipca. Po porażce pod Kołodnem, Romuald skrył się w Ludwinowie. To ważny moment. Jego opiekunką była wtedy młoda Eliza Orzeszkowa, która walnie przyczyni się później do budowania legendy niezłomnego dyktatora.
Następnie Traugutt udał się do stolicy i oddał do dyspozycji Rządu Narodowego. Zrobił na nim dobre wrażenie, niektórzy chcieli ponoć od razu włączyć go w prace gabinetu. Stało się jednak inaczej. Awansowany na generała Traugutt udał się na misję zagraniczną: wpierw do Galicji, aby dokonać inspekcji kolejnych oddziałów włączanych do walki, a następnie do Paryża.
Po powrocie do kraju, w październiku, Traugutt zastał ruch powstańczy w potężnym kryzysie. Oddziały były rozbijane jeden po drugim, a wśród opinii publicznej dominował defetyzm. Być może na tle ogólnego marazmu Traugutt uświadomił sobie, że jedyną osobą, która może uratować sprawę polską, jest właśnie on. Tadeusz Konwicki w powieści Kompleks polski włoży w usta Traugutta słowa, które chyba najlepiej uzasadnią jego decyzję: „Nie wiem, czy był sens. Wiem, że był mus”.

Reformator
Dyktatura Traugutta opierała się na trzech zasadniczych reformach. Pierwsza z nich, nieformalna, dotyczyła prac rządu. Traugutt większość władzy skupił w swoim ręku, a za współpracowników dobrał ludzi zdeterminowanych i pracowitych, co w Rządzie Narodowym było sporą innowacją. Skończyły się wielogodzinne debaty, zaczęła się praca. Kraj przechodził na centralne planowanie, co miało poprawić koordynację działań w terenie.
Drugim krokiem była reforma wojskowa. Traugutt znał temat od podszewki i widział, jak improwizowany charakter miało powstanie wiosną i latem. W jego przeświadczeniu nadszedł czas, aby armia powstańcza została zunifikowana. Do życia planowano powołać pięć korpusów: lubelski, krakowski, augustowski, mazowiecki i litewski. Każdy miał składać się z dwóch silnych dywizji. Te plany udało się zrealizować jedynie w kontekście dwóch pierwszych jednostek. Militarnie był to jednak krok jak najbardziej słuszny.
Trzecia reforma Traugutta polegała na uwłaszczeniu chłopów. Dekretem z 15 grudnia 1863 r. Rząd Narodowy wyprzedzał działania carskie w walce o rząd dusz nad ludem. Egzekwowanie reformy napotykało na opór szlachty, niemniej dla Traugutta była to kwestia priorytetowa. W tym momencie historii dyktator zdawał sobie sprawę, że tylko uczynienie wojny ponadstanową jest jedyną szansą na powodzenie powstania. Zdegustowany postawą szlachetnie urodzonych Traugutt postawił wszystko na jedną kartę, koncentrując działania propagandy na chłopach i mieszczanach.

Męczeństwo
Tytaniczna praca dokonana przez Traugutta nie została należycie wykorzystana. Po klęsce opatowskiej w lutym 1864 r. aspekt wojskowy ruchu przeszedł w etap agonalny. Skomplikowała się także sytuacja międzynarodowa, co objawiło się włączeniem Austrii do nieformalnej koalicji zaborców. Pętla wokół dyktatora zaciskała się coraz bardziej. Do więzienia trafiali coraz bliżsi współpracownicy Rządu Narodowego. Traugutt został aresztowany w nocy z 10 na 11 kwietnia. Miał wtedy powiedzieć zaledwie dwa słowa: „To już”.
W czasie śledztwa Traugutt więziony był w pawilonie X warszawskiej cytadeli. Nie miał zamiaru umniejszać swojej roli, nie miał zamiaru iść na współpracę. Z góry zapowiedział, że nikogo nie wyda. „Idea narodowości jest tak potężną i czyni tak wielkie postępy w Europie, że ją nic nie pokona” – to były nieliczne słowa, które przesłuchujący mogli od niego wyciągnąć. Tkwił w tym paradoks powstańców styczniowych. Oczywistym było, że w Europie musi być takie państwo jak Polska – nie wiedzieli tego jedynie na dworze cara.

Gloria victis
Publiczna egzekucja Traugutta odbyła się 5 sierpnia 1864 r. na terenie przyległym do warszawskiej cytadeli (dziś to park jego imienia). Wraz z dyktatorem powieszono jego czterech bliskich współpracowników: Rafała Krajewskiego, Józefa Toczyskiego, Jana Jeziorańskiego i Romana Żulińskiego. Żonie Traugutta, choć obecnej na miejscu kaźni, nie pozwolono zobaczyć się z mężem. Po raz kolejny dyktator doznawał w swoim życiu wielkiej straty. Tym razem nie był jednak sam. Wielkiego przywódcę żegnał tłum, według niektórych szacunków 30 tys. osób.
Wbrew powszechnemu zwyczajowi ciało skazańca nie zostało wydane rodzinie. Obawiano się – i słusznie – że Traugutt groźny byłby też i po śmierci. Miejsca jego pochówku nie poznamy zapewne już nigdy.
Romuald Traugutt w pełni poświęcił się sprawie. Choć mógł, nie zdezerterował. Chwycił za stery tonącego okrętu, wiedząc, że prędzej czy później musi dojść do katastrofy. Był człowiekiem obowiązku, żarliwym katolikiem, niemal niedoścignionym wzorem Polaka. Jego pomnika nie da się odbrązowić, co najwyżej możemy bardziej dostrzec w nim też zwykłego człowieka.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki