Adwent zaczyna wspomnienie dwóch wielkich świętych hierarchów: Mikołaja z Miry (6 grudnia) oraz Ambrożego z Mediolanu (7 grudnia). Można powiedzieć, że Mediolańczyk należał do następnego pokolenia po tym Mikołajowym, bo święty od prezentów to czas uznania chrześcijaństwa za religię imperium i pierwszych soborów (przełom wieków III i IV), a Ambroży – druga połowa IV wieku, kiedy ono już okrzepło i stało się istotnym elementem religijnego pejzażu, że tak to ujmę.
Wymodlony
Rodzice Mikołaja długo nie mogli mieć dzieci, więc z roku na rok ich prośby o potomstwo były coraz żarliwsze, aż ostatecznie Bóg się zlitował – począł się i urodził ich jedyny syn. Nadali mu imię oznaczające tego, który zwycięża lud (nike – zwycięstwo, laos, – lud), a ja bym nawet powiedziała, że go podbija i bierze w niewolę, choć w specyficzny dla siebie sposób.
Chłopiec został gruntownie wykształcony, bo jego rodzice byli zamożni, a on sam wykazywał spore zdolności. Obejmowały one także talent do dostrzegania potrzeb innych i umiejętnego pomagania, rozwijał zresztą też inne cnoty. To dostrzegł jego wuj będący biskupem Patrach i uznał, że ten zespół cech predestynuje młodzieńca do bycia świetnym duszpasterzem, więc go wyświęcił. Nie da się ukryć, że była to ze wszech miar właściwa decyzja.
Podobnie myśleli ówcześni chrześcijanie, bo wybrano go i wyświęcono na biskupa Miry Licyjskiej (obecnie Demre w Turcji), miasta portowego, a więc stanowiącego pod względem moralnym spore wyzwanie. Tego problemu zresztą dotyka jedna z najbardziej znanych historii z życia Mikołaja. Otóż dowiedział się, że jeden z chrześcijan, który niedawno stracił majątek, ma trzy córki na wydaniu. Problem duży, bo nie miał pieniędzy na ich posagi, a to oznaczało, że jeżeli chcą przeżyć, muszą zacząć się prostytuować. Pochodzący z zamożnej rodziny prezbiter postanowił uratować dziewczęta. Podrzucił więc po kryjomu sporą ilość złota, która wystarczyła na pierwszy posag, a kiedy najstarsza z sióstr wyszła za mąż, podrzucił kolejną, dla średniej. Czynność powtórzył także, jeśli chodzi o trzecią. Nie wiedziano, kto wykazał się tak wielką hojnością, sprawa wyjaśniła się później, a w naszej tradycji prezenty mikołajkowe dla dzieci, przynajmniej tak było w moich rodzinnych stronach, podrzucano im w nocy do łóżka, bawiąc się w ten sposób w świętego.
Krewki obrońca doktryny
Zresztą wkrótce cały odziedziczony po rodzicach majątek Mikołaj rozdał ubogim. Troszczył się zresztą o wszystkich potrzebujących, a tych w mieście, które jest bramą dla podróżujących, nie brakowało. Posiadał to, co Jan Paweł II nazwał wyobraźnią miłosierdzia, bo pomagał w sposób dostosowany do potrzebujących. Jednocześnie nie zapominał o uczynkach miłosiernych co do duszy: podtrzymywał wątpiących, pouczał tych, którym brakowało wiedzy, nie wahał się korygować błądzących. Doświadczył także prześladowań – z więzienia miał go wybawić edykt mediolański Konstantyna Wielkiego.
Był też uczestnikiem soboru w Nicei (325), na którym miał, jak przekazuje tradycja, tak zirytować się tezami Ariusza, że wymierzył mu siarczysty policzek. Rozumiał świetnie to, co nam czasem umyka, że fałszywe widzenie Boga (w tym przypadku odmawianie Jezusowi Boskości od chwili poczęcia) może ostatecznie prowadzić na manowce także moralne i duchowe.
Zmarł syty lat w 345 roku i został pochowany w Mirze, obecnie jego relikwie znajdują się w Bari, we Włoszech. Sączy się z nich olejek, który ma opinię cudownego. Do dziś św. Mikołaj słynie ze skuteczności jako wstawiennik. Jest otoczony wielką czcią w Kościele prawosławnym, szczególnie w Rosji, a jego kultowi tam nie zaszkodził nawet programowy ateizm. Jeden z przekazów dotyczących tego, dlaczego w niszczonym sukcesywnie Gdańsku ocalał jedynie kościół właśnie pod wezwaniem św. Mikołaja, mówi o tym, że sowieccy żołnierze bali się… zemsty patrona świątyni.
Ogłoszony biskupem przez dziecko
Drugi ze świętych, Ambroży, także pochodził z rodziny zamożnej, do tego wysoko postawionej (jego ojciec był prefektem pretorium Galii). Wcześnie osierocony, razem z matką i dwójką rodzeństwa przeniósł się do Rzymu. Otrzymał dobre wykształcenie, o czym może świadczyć m.in. to, że szybko piął się po szczeblach kariery prawniczej. I to ona właśnie zaprowadziła go do Mediolanu, gdzie został namiestnikiem cesarza. Tamtejszy biskup, Auksencjusz, był arianinem, co generowało konflikty w tamtejszej wspólnocie chrześcijan, której dużą część stanowili wierni o ortodoksyjnych poglądach. Hierarcha zmarł w 374 roku i wtedy w mieście rozpętało się pandemonium, którego przyczyną był spór o to, kto ma zostać przełożonym Kościoła. Ambroży jako namiestnik udał się na miejsce zamieszek, by uspokoić sytuację, a kiedy udało się uciszyć tłum, zapytał, kogo widzieliby wierni na wakującej katedrze. Wtedy w ciszy rozległ się głos dziecka: „Ambroży na biskupa!”. Musiał cieszyć się szacunkiem i uznaniem mediolańczyków, bo ci podchwycili wspomniane wołanie i tak namiestnik został wybrany, chociaż jeszcze nie był nawet ochrzczony (nawet mimo tego, że miał 34 lata, ale wtedy wielu katechumenów odwlekało chrzest).
Jednoznaczny i nieustraszony
Wybór okazał się słuszny. Ambroży był roztropny, miłosierny, a jednocześnie Bóg hojnie obdarzył go darem słowa. Jego kazania w katedrze przyciągały tłumy, zresztą właśnie pod ich wpływem nawrócił się inny przyszły biskup, Augustyn z Hippony. Kiedy zajrzymy do treści tych kazań, odkryjemy, że kaznodzieja bynajmniej nie głaszcze słuchaczy po głowach. Jest mistrzem retoryki, ale nie są to dyplomatyczne wyplatanki z waty. Na dowód mała próbka stylu: „Jeśli zaś miejsce (...) sługi świętego ołtarza miałaby zająć osoba niedbała i gnuśna, to czyż nie lepiej by było, żeby nie podejmowała się tego urzędu, którego nie potrafi wypełnić, niż podejmując się go, nie wykonała sprawnie podjętej posługi i zabierała miejsce komuś, kto mógłby skutecznie jej się podjąć? Że już nie wspomnę o tym, iż tak naprawdę temu, kto jest leniwcem, udziela się pomocy wtedy, gdy się go odsuwa, by nie obrażał więcej Boga” (Objaśnienie Psalmu CXVIII).
Nie zatrzymywał się jedynie na słowach, jeśli chodzi o służenie Panu. Kiedy cesarz Walentynian II, będący pod wpływem swojej matki, arianki, chce oddać jej współwyznawcom jeden z kościołów w Mediolanie, Ambroży odmawia. To czasy, kiedy postrzegano jeszcze cesarza jako najwyższego kapłana, zwierzchnika wszystkich religii, więc sprzeciw Mediolańczyka był tak naprawdę jasnym postawieniem granicy dla wpływu władzy świeckiej w Kościele. Hierarcha stwierdził: „Pałace należą do cesarza, ale kościoły do biskupa”, zabronił wstępu cesarzowi do katedry i, dosłownie ryzykując życiem, trwał przy swojej decyzji. Ostatecznie władca świecki się ugiął (a jego matka musiała przełknąć drugą już porażkę w konflikcie z Ambrożym), zaś Mediolan pozostał miastem czystym od wpływu herezji ariańskiej.
Na co dzień Ambroży dbał o kult męczenników, poziom duchownych, rozwój stanu dziewic konsekrowanych oraz piękno liturgii. Zasiadał na mediolańskiej katedrze przez dwadzieścia trzy lata i przez ten czas zamienił swoją diecezję w jedno z duchowych centr ortodoksyjnego chrześcijaństwa. Brzmi tak dobrze, że aż niewiarygodnie, pozostaje pomarzyć, że i w naszych czasach będziemy mieć takich pasterzy jako Mikołaj i Ambroży.