Logo Przewdonik Katolicki

Rozpoznanie i nadzieja

Monika Białkowska
Konferencja po spotkaniu biskupów z przedstawicielami osób skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym w Kościele, Jasna Góra, 19 listopada 2024 r. | fot. East News

Rozmowa z Tośką Szewczyk, członkinią delegacji czterdziestu sześciu osób skrzywdzonych w Kościele, sygnatariuszy listu do Rady Stałej, autorką książki Nie umarłam. Od krzywdy do wolnośc.

Byłaś w delegacji, z którą spotkali się biskupi po ostatnim zebraniu KEP. To był długo wyczekiwany moment, przełomowy w polskiej historii zmagania się Kościoła z problemem pedofilii. Jakie nastroje towarzyszyły Ci przed tym spotkaniem?
– Miałam w sobie sporo lęku o to, żeby to spotkanie nie zamieniło się we wzajemną agresję. Miałam świadomość, że biorąc pod uwagę to, co dzieje się dziś wokół skrzywdzonych w Kościele w Polsce, to może być szansa jedna na milion. Gdybyśmy coś zawalili, taka szansa za naszego życia mogłaby się nie powtórzyć. Dlatego z naszej strony chcieliśmy zrobić wszystko, żeby to było faktycznie spotkanie człowieka z człowiekiem, a nie kolejny etap jakiejś wojenki. Dlatego próbowaliśmy deeskalować różnego rodzaju napięcia i trudne emocje, które się przed tym spotkaniem pojawiały w przestrzeni publicznej. Próbowaliśmy łagodzić bojowe nastroje tych, którzy mówili nam: „dokopcie biskupom”. Nam absolutnie nie chodziło o dokopanie komukolwiek. Jeśli się komuś „dokopie”, trudno jest potem z nim pracować. Jeżeli zaś mamy wspólnie pracować na rzecz dobra osób skrzywdzonych i na rzecz dobra Kościoła, na który biskupi mają ogromny wpływ, to musimy przynajmniej spróbować wejść w prawdziwy dialog.
Drugą moją obawą było, żeby nie zawieść sygnatariuszy listu, który w maju wspólnie wysłaliśmy do Rady Stałej KEP. Osoby skrzywdzone seksualnie w Kościele to jest grupa bardzo różnorodna. Nie próbowaliśmy więc być reprezentantami wszystkich skrzywdzonych, ale reprezentantami sygnatariuszy. Ale to wiązało się z wyborem, przed którym stanęliśmy. Na podstawie listu do Rady Stałej KEP i późniejszej ankiety wśród sygnatariuszy wyodrębniliśmy dziesięć tematów. Czasu na spotkanie mieliśmy niewiele. Mogliśmy więc albo zatrzymać się przy jednym czy dwóch tematach i starać się wyjść ze spotkania z konkretem – albo poruszyć każdy z tematów, wyjaśnić go precyzyjnie, posłuchać odpowiedzi biskupów, ale nie wchodzić w temat zbyt głęboko. Biorąc pod uwagę, że list podpisało czterdzieści sześć osób i że dla każdej z nich inny postulat był najważniejszy, nie mogliśmy sobie wybrać, którym się zajmiemy, a którym nie. Uznaliśmy, że jeśli chcemy być w porządku wobec sygnatariuszy, to musimy rozmawiać o wszystkich postulatach. Ale to oznaczało, że ze spotkania nie wyjdziemy z żadnymi konkretnymi ustaleniami. A to znów oznacza, że wielu osobom to się nie spodoba, że będą zawiedzeni. Nastawiałam się na to, że cokolwiek się wydarzy, znajdzie się sporo osób niezadowolonych. Starałam się więc, żeby niezadowoleni nie byli przede wszystkim sygnatariusze listu, bo to oni byli najważniejsi. 

Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 48/2024, na stronie dostępna od 26.12.2024

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki