Magdalena Grzebałkowska jest autorką książki Dezorientacje. Biografia Marii Konopnickiej. Jeszcze przed jej pojawieniem się w księgarniach budzi ona znaczne emocje. Tym, co ma przyciągać do biografii solidnej pani, która napisała tekst Roty i kiedyś popularnych bajek, jest teza: pisarka żyła z kobietą, malarką Marią Dulębianką. – Jak to, żona i matka sześciorga dzieci? – pytają z oburzeniem komentujący. Skądinąd wcześniej propagował to przekonanie Krzysztof Tomasik, badający pozycję gejów i lesbijek w dawniejszych epokach. I wytrwale przypisujący wielu historycznym postaciom homoerotyczne skłonności, a nawet czyny.
Czy Grzebałkowska dowiedzie swojego założenia? Nie orzeknę, dopóki nie przeczytam książki. Dulębianka mieszkała z Konopnicką po jej separacji z mężem, towarzyszyła jej w podróżach. Nie każdy taki układ życiowy musi oznaczać wzajemny seks, twierdzą krytycy książki, powołując się na znane sobie dawne i nawet współczesne przykłady. Biografka Konopnickiej powtarza, że nie przesądza w sprawie seksu, ale jest pewna ich wzajemnej miłości. Przy okazji przedstawia obie panie jako odległe prekursorki feminizmu. Czy jednak słowa „miłość” nie dałoby się zastąpić słowem przyjaźń? Tego nie możemy być pewni – w żadną stronę.
Zasiądę więc do czytania sceptyczny. Nie tak dawno Marta Justyna Nowicka wydała w Krytyce Politycznej książkę Słowacki. Wychodzenie z szafy. Przekonywała, że poeta był homoseksualistą i miał romans z Zygmuntem Krasińskim. W książce nie pojawia się na to żaden dowód. Argumenty są takie, że cierpiał po samobójczej śmierci przyjaciela z młodości, był nigdy nieżonatym dandysem, który nie umiał ułożyć sobie stosunków z kobietami. W korespondencji z Krasińskim używał dwuznacznych określeń. Przemysław Batorski poddał na stronie Klubu Jagiellońskiego wiwisekcji takie rozumowanie, dowodząc, że autorka nie rozumie języka romantycznej kreacji.
Jeszcze bardziej niedorzeczny był wyskok doktor Elżbiety Janickiej z Instytutu Slawistyki. Ogłosiła ona, że Tadeusz Zawadzki („Zośka”) i Janek Bytnar („Rudy”), bohaterowie Szarych Szeregów, byli homoseksualnymi kochankami. Głównym dowodem ma być fakt, że „Zośka” (mający narzeczoną) trzymał „Rudego” za rękę, gdy ten umierał. Tu już mamy, wynikający z ignorancji pomieszanej z chciejstwem, sposób przedstawiania męskiej przyjaźni. Wszystko ma być od razu erotyczne. Przyjaźni, manifestowanej w sposób delikatny a serdeczny, się nie przewiduje.
Gdy ktoś podejmował polemiki z takim podejściem, natychmiast słyszał, że się oburza z powodu swojego konserwatyzmu. Tymczasem podstawowe pytanie brzmi: co tu jest prawdą? Wiemy, że Maria Dąbrowska po śmierci męża i wieloletnim pożyciu ze Stanisławem Stempowskim, po II wojnie światowej związała się z kobietą. Albo że działacz katolicki Jerzy Zawieyski miał partnera. Jednak „dowody” dotyczące Słowackiego są wyłącznie fantastycznymi domniemaniami. A wikłanie w rzekomy romans „Zośki” i „Rudego” to przykład sprowadzenia ludzkiego życia do odruchów erotycznych. To świadectwo małej wyobraźni. I właśnie ideologicznej intencji. Czym więcej znajdziemy takich „przykładów” w przeszłości, tym łatwiej forsować agendę LGBT dziś. Oczywiście zarazem skandal ma też wymiar komercyjny.
Nie można wykluczyć, że w niektórych przypadkach (nie chłopców z Kamieni na szaniec, ale może Konopnickiej) osoby biseksualne ciągnęło do siebie, że ich przyjaźń była czymś podszyta. Rzecz w tym, że tamci ludzie często tego swojego pociągu nie konsumowali. Inna wrażliwość, inne obyczaje. I tego też progresywny ciemnogród nie jest w stanie pojąć.