Film Kamienie na szaniec Roberta Glińskiego wszedł na ekrany kin poprzedzony protestami, które nadal nie milkną. Dawno żaden film nie wzbudził tylu skrajnie różnych ocen. Ja zobaczyłam w nim piękny obraz o wszystkich tych wartościach, którymi harcerstwo się kieruje. To film o przyjaźni i braterstwie, o miłości do ojczyzny, o tym, że są wartości ważniejsze niż śmierć.
Zanim nadszedł czas analizy filmu, poddałam się emocjom: od pierwszych scen byłam ogromnie wzruszona. Legendarna książka Aleksandra Kamińskiego jest w moim domu bardzo ważna, przeczytana po kilkanaście razy przez moje dzieci w czasie ich harcerskiej przygody, mój syn zna ją dosłownie na pamięć. Nigdy nie byłam w harcerstwie, ale moje dzieci owszem. Idee harcerstwa są mi bardzo drogie i według nich wychowuję moje dzieci. Obraz Glińskiego jest dla mnie apoteozą harcerstwa. To film o tym, że można dokonywać najtrudniejszych wyborów w imię przyjaźni i braterstwa, że można położyć na szali swoje życie, by ratować przyjaciela, że można poddać się najstraszniejszym torturom w imię miłości do przyjaciół i ojczyzny.
Kamiński/Gliński
Robert Gliński od początku podkreślał, że nie chce książki Aleksandra Kamińskiego zekranizować. Chce tamtym wydarzeniom nadać współczesny rys, chce przybliżyć dzisiejszej młodzieży tych konkretnych chłopaków i te konkretne dziewczyny, chce ich „odbrązowić”. Po co? Bo Aleksander Kamiński zrobił z nich pomniki i to wcale nie jest zarzut. Taka po prostu była potrzeba w czasie, gdy pisał Kamienie na szaniec. Po przeczytaniu maszynopisu książki w 1943 r. Tadeusz Zawadzki „Zośka” powiedział o autorze: „Trzeba uznać jego prawo do nadawania sylwetkom bohaterów opowiadania takich cech, jakie autor uważa za potrzebne. Książka nie jest zatem dokumentem, ale opowiadaniem stworzonym przez Aleksandra Kamińskiego”. Taką wypowiedź „Zośki” przekazuje Jan Rossman, członek Głównej Kwatery Szarych Szeregów, w którego domu na Żoliborzu spotykał się Kamiński z „Zośką” i jego kolegami podczas pisania książki. Kamiński pisał ku pokrzepieniu serc, jego bohaterowie byli więc idealni, bez skazy, mieli być dla innych przykładem braterstwa i przyjaźni. To nie miało być opowiadanie o rozterkach, o zabawie, o konfliktach, o wadach. Choć przecież i tutaj znajdziemy opisy dyskusji, jakie prowadzili ze sobą harcerze, zobaczymy, że mieli odmienne zdania na temat sposobów walki, niektórzy szukali sensu walki z bronią w ręku, rywalizowali w ilości napisów na murach czy ilości zerwanych faszystowskich flag. Także tutaj możemy przeczytać o fatalnym stanie psychicznym „Zośki” po śmierci „Rudego” i „Alka”. Gliński, aby stworzyć pełniejszy obraz bohaterów, korzystał też z innych źródeł, między innymi z książek Stanisława Broniewskiego „Orszy”, naczelnika Szarych Szeregów, i oczywiście z notatek samego „Zośki”, które spisał miesiąc po wydarzeniach marca 1943 r. Zatytułował je Kamienie przez Boga rzucone na szaniec. Było to nawiązanie do wiersza Testament mój Juliusza Słowackiego, o którym często rozmawiali: „Niech żywi nie tracą nadziei,/ I przed narodem niosą oświaty kaganiec/ A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,/ Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!”.
Prawda i fantazje
Parafrazując cytowaną wyżej wypowiedź Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, można powiedzieć, że film ten nie jest dokumentem, ale opowiadaniem stworzonym przez Roberta Glińskiego. Jestem w stanie zaakceptować niemal wszystkie zabiegi reżysera, które miały na celu pokazać jak najszerszy kontekst działania Szarych Szeregów i ożywić bohaterów. Ponieważ zdecydował się osnuć inne wątki wokół przyjaźni „Zośki” i „Rudego”, więc aby przedstawić różne poglądy harcerzy na sposób walki z okupantem, „przekazał” „Rudemu” poglądy „Alka”. „Alek” był chłopakiem głęboko wierzącym, odbieranie życia drugiemu człowiekowi nie zgadzało się z jego rozumieniem chrześcijaństwa. Był przekonany, że zabijanie jest złem, miał wiele wątpliwości. Chłopcy na pewno na ten temat często dyskutowali. Pytania nasuwają się same: czy warto ginąć za malowanie po murach? Czy nie lepiej chwycić za broń i zginąć przynajmniej w walce? Z drugiej strony dowódcy Szarych Szeregów także mieli wątpliwości moralne, czy walka z bronią w ręku nie jest wbrew pracy wychowawczej, która przyświeca harcerstwu? Chcieli uchronić młodych harcerzy przed demoralizującym wpływem wojny. A przecież oni garnęli się do walki, mieli po dwadzieścia lat, nawet jeśli rozumieli ideę pracy wychowawczej „Pojutrze” („Dziś – sabotaż, Jutro – powstanie, Pojutrze – Polska”), studiowali i uczyli się, marzyli o swoim stenie albo chociaż o zdobycznej parabelce. Ich rodzice patrzyli na ten młodociany zryw trochę inaczej, a tę różnicę pokoleń bardzo dobrze uchwycił reżyser. Przedstawia po prostu inne podejście ojców do walki, którzy stawiają na przyszłość, studzą gorące głowy nie z tchórzostwa, ale z rozwagi. Co więcej, film pokazuje, jakim autorytetem cieszą się wśród młodzieży, są prawdziwym wzorem, pomocą, emanują mądrością i ciepłem. A scena reakcji matki „Rudego” na jego śmierć jest mistrzowska – oddaje moc i męstwo tej kobiety, która ma jeszcze siłę pocieszać najbliższego przyjaciela jej syna. Pocieszać z godnością osoby, która wie, za jakie wartości zginął jej syn. Za najwyższe wartości. Później po wojnie została nazwana Matulą Polskich Harcerzy, a przez jej dom przewijały się harcerskie rzesze, dla wszystkich miała czas. „Jestem z ciebie dumny”, mówi ojciec „Rudego”, który widzi go po pierwszym przesłuchaniu na Pawiaku. Są w filmie rozwiązania, na które się nie zgadzam. To wplątanie ojca „Zośki”, prof. Józefa Zawadzkiego, który oprócz tego, że działał w tajnym nauczaniu Politechniki Warszawskiej (przed wojną był jej rektorem), to także był przewodniczącym Rady Wychowawczej Szarych Szeregów. W filmie „Zośka” dowiaduje się, że to on w pewnym sensie był odpowiedzialny za odmowę przeprowadzenia akcji odbicia „Rudego” pierwszego dnia. Wpada w złość i oskarża ojca o śmierć przyjaciela, co oczywiście jest psychologicznie zrozumiałe. Ale czy ten wątek był w ogóle potrzebny? „Kamienie na szaniec są filmem antywojennym. Mówią, że zabijanie jest najgorszym wyborem, bo jeśli się na nie zdecydujemy, obojętnie w jakiej sytuacji, śmierć zawsze nas dopadnie” – podkreślał na konferencji prasowej reżyser. Niestety, do tej antywojennej ideologii wymyślił na nowo scenę śmierci „Zośki”. Nie dość, że jest nieprawdziwa to razi dosłownością przekazu.
Sorry, wolę walczyć
Ginąć dla ojczyzny, jak nakazuje tradycja romantyczna, czy „mieć to w nosie”, jak proponuje Maria Peszek w piosence Sorry Polsko? – Robert Gliński chce stawiać dzisiejszej młodzieży takie pytania. Czy się udało? Według mnie tak, mimo kilku nieudanych scen, do których może nawet nie warto się przyczepiać. Dużą zasługą jest gra dwóch głównych aktorów, debiutantów: Marcela Sabata w roli „Zośki” i Tomka Ziętka w roli „Rudego”. Zagrali swoje role brawurowo. Natychmiast oczywiście narzuca się porównanie z inną adaptacją Kamieni na szaniec – Akcją pod Arsenałem Jana Łomnickiego z 1977 r. Film Glińskiego ma jednak o wiele większy ładunek emocjonalny. Obraz posiada trzyczęściową strukturę: od akcji małego sabotażu i toczonych dyskusji na temat walki zbrojnej po kulminacyjny moment aresztowania „Rudego” i drastycznych scen przesłuchań na Szucha. Śledzimy z zapartym tchem doskonale zorganizowaną akcję odbicia „Rudego”. To była pierwsza tego rodzaju akcja, a jej autorem był młodziutki „Zośka”. Właściwie film mógłby się zakończyć śmiercią „Rudego”, ale potrzebny był epilog: śmierć „Zośki”, która wpisałaby się w pacyfistyczną ideę reżysera. W rzeczywistości wyglądało to inaczej. Po prostu w czasie akcji jedna z wystrzelonych kul trafiła „Zośkę” w pierś. Najważniejsze, że młodzi aktorzy udźwignęli dramatyzm i potrafili przekazać emocje. Paweł Edelman nakręcił to w bardzo atrakcyjny sposób, co w połączeniu z dynamiczną muzyką na pewno dla młodej widowni będzie dużym atutem. Co wyniosą młodzi ludzie po obejrzeniu tego filmu? Przekonanie, że śmierć nie jest końcem, legenda „Zośki” i „Rudego” wciąż jest żywa i to jest prawdziwe ich zwycięstwo. A to dzięki temu, że byli wierni, że cenili przyjaźń, nie szydzili z honoru, interesowała ich ojczyzna, przyszłość, życie.
Fundacja Harcerstwa Drugiego Stulecia już przed premierą filmu sformułowała swoje zarzuty. Sprzeciw budziły w szczególności: nierzetelne przedstawienie realiów historycznych okupowanej Polski i osób bohaterów, niewykorzystanie wiedzy historyków, szczególnie konsultanta filmu prof. Grzegorza Nowika, brak przedstawienia źródeł motywacji, decyzji i działań podejmowanych przez bohaterów filmu, które wynikały z systemu wychowawczego harcerstwa, zbudowanego na służbie i braterstwie. Rada Fundacji zarzuca reżyserowi fałszywie ukazany obraz relacji młodych bohaterów z rodzicami i przełożonymi i zniekształcone przedstawienie postaci hm. Stanisława Broniewskiego „Orszy”. „Twórca ma, oczywiście, prawo do własnej wizji i oceny wydarzeń. Istnieją jednak granice interpretacji artystycznej obrazu postaci i wydarzeń w pełni udokumentowanych, a zwłaszcza osób żyjących współcześnie i znanych widzom. Interpretacja zastosowana w filmie Roberta Glińskiego przekracza te granice, przekracza też granice dobrego smaku i odarta jest z należnego bohaterom szacunku” – czytamy w oficjalnym stanowisku Rady FHDS. Na stronie internetowej FHDS (www.harcerstwo2stulecia.pl) można zapoznać się ze stanowiskiem reżysera na zarzuty. Wycofania swojego nazwiska z czołówki filmu zażądał wspomniany wyżej prof. Grzegorz Nowik, ponieważ uznał, że tak niewiele jego uwag zostało uwzględnionych przez twórców filmu, że nie może swoim nazwiskiem firmować tego obrazu. Poparcie dla filmu wycofał także spadkobierca Aleksandra Kamińskiego, jego wnuk, Wojciech Feleszko, który twierdzi, „że film nie tylko nie pokrywa się z pierwotnym zamierzeniem autorskim, ale jego przekaz jest drastycznie odmienny od przekazu samej książki. Choćby w zakresie ilustracji postaw głównych bohaterów, konfabulacji na temat wydarzeń, w których uczestniczyli, stopnia nasycenia konfliktami ówczesnych stosunków rodzinnych, patologizowania i wprowadzania konfliktów w relacje między samymi bohaterami i ich przełożonymi”.
„Dla nas starszych <<Alek>>, <<Zośka>>, <<Monia>> i <<Hala>> to są nasze matki i nasi ojcowie. Dla młodych zrobiliśmy ten film. Ja zrobiłem ten film dla swoich synów, dla ich koleżanek i kolegów, żeby mieli ideały, żeby brzydzili się kłamstwem, żeby mieli swoje zdanie. I wierzę, że po obejrzeniu tego filmu większość młodzieży przeczyta książkę jeszcze raz albo pierwszy raz” – podkreślał Mariusz Łukomski, producent filmu. „Chcieliśmy pokazać ewolucję od młodzieńczej zapalczywości do pewnej dojrzałości. Nie mogliśmy uwzględnić wszystkich uwag konsultanta historycznego, bo wtedy film byłby encyklopedią i pomnikiem” – dodał. „Chcieliśmy zrobić film nowoczesny, który będzie przemawiał do ludzi młodych, stąd dynamiczny montaż i mocne kolory” – opowiadał o swojej pracy autor zdjęć, Paweł Edelman, znany ze współpracy między innymi z Andrzejem Wajdą i Romanem Polańskim. Wszyscy twórcy podkreślali ważność przywrócenia wartości takim słowom jak ojczyzna, honor, patriotyzm, wolność, przyjaźń, bohaterstwo. „Takie słowa jak przyjaźń czy patriotyzm to nie puste wartości, ale coś prawdziwego i autentycznego, ponieważ sprawdzają się w działaniu” – zaznaczał reżyser Robert Gliński.