Rozmowa z o. Wojciechem Ciakiem OCD, cenionym spowiednikiem, karmelitą prowadzącym „Piwnicę duchową” przy poznańskim sanktuarium św. Józefa.
Bierny, ale wierny – tak często definiuje się św. Józefa.
– Mówi się nawet bmw: bierny, mierny, ale wierny. Tak na św. Józefa można patrzeć tylko wtedy, gdy wyjdziemy z pozycji podejrzliwości i braku zaufania, przekonani, że on jest po to z Maryją i Jezusem, by zachować pozory rodziny i małżeństwa, że przypadła mu tylko rola statysty bezrefleksyjnie wykonującego wszystko to, co trzeba. Ale gdyby rzeczywiście tak było, rzucałoby to ogromny cień na samego Boga.
Ale Józef nie jest statystą, a mistrzem drugiego planu.
– Tak. To można przełożyć na życie społeczności, takiej jak ta wielkopolska ukazana w filmie Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy. Tam rodziny z klasy średniej podejmują codzienną walkę z germanizacją. Te rodziny, czyli grupa drugiego planu, stanowiły rdzeń, podstawę i zaplecze dla całego społeczeństwa. Ta grupa decyduje o żywotności narodu, Kościoła i kondycji ekonomicznej. To w prostej linii można przełożyć na św. Józefa.
Bez którego życie Świętej Rodziny by nie wzrastało.
– Dokładnie. Tak samo jest dziś w parafii. Są niedzielni katolicy, są wierni zaangażowani „na świeczniku”, ale i ci, którzy muszą przygotować stoły, pozamiatać podłogę w kościele, a którym czasem za ich codzienną pracę się nie dziękuje.
O Józefie, mistrzu drugiego planu, Ewangelia mówi: „Był człowiekiem sprawiedliwym”.
– Znamienne, że w przypadku św. Józefa mówimy o sprawiedliwości. Jego sytuacja jest sytuacją każdego człowieka, który chce odczytać swoje powołanie i je realizować. I jeśli on tego podstawowego wymiaru sprawiedliwości, jakim jest otwarcie na wolę Bożą, nie podejmie, nie odczyta też swojego powołania. Prawidłowo odczytując to, czego Bóg chce od człowieka, można w odpowiedni sposób przeżywać też relację z innymi. Ostatnio słyszałem wypowiedź Rafała Brzezińskiego, że „człowiek sprawiedliwy to ten, który respektuje prawo grawitacji”, a więc ten, co szanuje zamysł Boży odnośnie do życia, małżeństwa, rodziny. Gdy człowiek odwołuje się do fałszywie pojętej tolerancji czy miłosierdzia, odchodzi od tego prawa grawitacji. Odchodzi więc w domyśle od sprawiedliwości. A czym kończy się podważanie prawa grawitacji? Wystarczy spróbować, skacząc z trzeciego piętra.
W relacji Józefa z Maryją na pierwszy plan wysuwa się kwestia zaufania. Musiał je mieć Józef naprawdę wielkie, by uwierzyć Maryi, że dziecko, które nosi pod sercem, jest niepokalanie poczęte...
– Gdyby Józef nie miał zaufania do Maryi, oznaczałoby to, że albo ona go oszukała, albo on traktowałby ją z przymrużeniem oka, jako dziewczynę, której coś się przywidziało. Scena, gdy Maryja z Józefem odnajdują Jezusa w świątyni, świadczy jednak o tym, że zaufanie między małżonkami było pełne, a Józef świetnie wyczuwał intencje Maryi. Antyprzykład tego, co było między Józefem a Maryją, stanowi relacja tytułowej Nory z powieści Ibsena z jej mężem Robertem Helmerem. Nora, choć jest kobietą niedojrzałą, wiele czyni dla ratowania swojego męża i w pewnej sytuacji liczy na to, że on stanie po jej stronie, że odkryje jej miłość do niego i że zobaczy w niej coś więcej niż tylko salonową lalkę. W tej trudnej sytuacji jej mąż, „Robert Helmer miał dla swej żony jedynie moralny wyrok potępienia; uważał, że nie jest już godna wychowywać jego dzieci”. Nie był w stanie wyjść z pozycji dostojnej figury zajmującej pozycję w środowisku, nie był w stanie odkryć w niej tajemnicy, gotów był zgodzić się tylko na to, by na nowo stała się lalką w domu lalek, w domu jego dzieci. Zupełnie inaczej zachował się Józef wobec Maryi, gdy ta po trzech miesiącach nieobecności powróciła do niego w stanie błogosławionym. On wbrew środowisku jako człowiek prawy, wyczuwający tajemnicę Maryi i troszczący się o jej dobre imię, oddala ją od siebie. Nic innego dla niej nie mógł wtedy zrobić, pozostając przy tym wierny w swojej do niej miłości i zachowując szacunek dla jej tajemnicy. Potem pod wpływem łaski zmienia swoje decyzje, zawierza słowu Boga o jej tajemnicy i poddaje się jej. Myślę, że każdy człowiek dochodzi do takiego momentu co Józef, który chcąc kochać drugą osobę, musi jej zaufać.
W małżeństwie to zaufanie jest szczególnie ważne.
– Tak, i to obustronne. Raniero Cantalamessa napisał kiedyś, że Sobór Watykański II uczynił nam wielki dar, mówiąc o Maryi jako tej, która podążała w wierze, w niej wzrastała i się udoskonalała. A to jej oparcie się na słowie Bożym dokonywało się przez posługę św. Józefa, który pełnił wobec niej rolę jakby kierownika duchowego, pomagającego Jej w trwaniu w zawierzeniu słowu powiedzianemu jej przez Boga. Przy kierownictwie duchowym pełne zaufanie to podstawa.
Kierownik duchowy Maryi na kartach Biblii nie wypowiedział nawet słowa.
– Pustelnica siostra Miriam, chcąc ukazać rozwój duchowy człowieka, kładzie olbrzymi nacisk na jego… milczenie. Milczeniem fizycznym człowiek nie koloryzuje, a przekazuje tylko to co istotne. Milczenie to też umiejętność słuchania tego, co drugi ma nam do powiedzenia. Milczenie to również sposób codziennego funkcjonowania, jedzenia, picia herbaty. Te wszystkie aspekty milczenia u św. Józefa z pewnością musiały być obecne. Inaczej nie byłoby jego kontaktu duchowego z Maryją. Inaczej tak trafnie nie wsłuchiwałby się w jej potrzeby. Ale w przypadku św. Józefa istotne było też jego milczenie psychiczne. Odnosi się ono do przeszłości, z którą niektórzy nie potrafią się rozliczyć. Józef z nią był pogodzony. Odnosi się ono także do przyszłości. Tu rozgrywa się między pragnieniami, a marzeniami. Siostra Miriam używa mocnego określenia, że „marzenia to prostytuowanie się z nieprawdą”. W marzeniach kształtujemy siebie, takimi, jakimi chcemy być, jakimi chcą, byśmy byli, inni, a także świat. Pragnienia natomiast pochodzą z głębi serca i są owocem Ducha Świętego. W milczeniu psychicznym kształtuje się też obraz Boga. Albo się w Niego wsłuchujemy i na Niego otwieramy, albo budujemy sobie Go plastycznie, na miarę naszych oczekiwań. Św. Józef wsłuchiwał się, był otwarty na pragnienia, rozeznanie woli Bożej. Ewangelia św. Mateusza pokazuje, że ta wola Boża nie została mu objawiona, ale że jej szuka. Wtedy gdy przyjmuje Maryję, gdy ucieka do Egiptu, gdy potem wraca, w świątyni. Dlatego to jego milczenie jest gwarantem tego, że nie był bierny, mierny, ale wierny.
Józef na początku nie był wolny od wątpliwości. Dziś mężowie, ojcowie także pytają, także wątpią. Józef jednak swoją postawą daje im receptę: „Niech te wątpliwości rozstrzygnie Bóg”.
– Jest taka bardzo ciekawa inicjatywa oo. benedyktynów z Biskupina, nawiązująca do Księgi Rodzaju. Na prowadzonych przez nich rekolekcjach jest jeden poranek poświęcony na to, by ojciec z synem udał się na symboliczną górę Moria, gdzie ten pierwszy oddaje tego drugiego Bogu. A co do recepty dla ojców. Spójrzmy na św. Monikę, która wymodliła nawrócenie dla swojego syna – św. Augustyna. Z księgi Wyznań wiemy, że to jego nawrócenie było możliwe dopiero wtedy, gdy ona sama stała się dzieckiem w Jezusie, i dopiero wtedy mogła duchowo zrodzić swojego syna. Św. Augustyn pisze, że to zrodzenie duchowe kosztowało jego matkę znacznie więcej trudu niż to fizyczne. Św. Józef też jest ojcem Jezusa w wymiarze duchowym. On też podobnie jak św. Monika stał się dzieckiem w Synu.
Choć Jezus jest w centrum Świętej Rodziny, więź Maryi i Józefa wcale nie jest słabsza, wręcz przeciwnie, staje się głębsza, mocniejsza. Możemy znaleźć proste przełożenie na relację w rodzinie dziś?
– Wspólne oczekiwanie Józefa i Maryi na przyjście na świat Jezusa świetnie ukazuje w książce Jezus z Nazaretu Roman Brandstaetter. Widzimy tam Józefa towarzyszącego, myślącego oczami Maryi. Towarzyszenie męża żonie, która ma urodzić dziecko, ma głęboki sens, a o jej wadze mówią same kobiety. Jako najstarsze z dzieci pamiętam z mojego rodzinnego domu, że konflikty, które były między mamą i ojcem, w momencie narodzin kolejnego dziecka ustawały. To był czas pokoju, trwania, wspomagania, a między rodzicami następowała głęboka więź.
Narodziny uświęcały całą rodzinę.
– Tak. Integrowały ją. To był czas starania się, ale nie takiego na pokaz, ale autentycznego, wynikającego z miłości i troski… Św. Józef musiał być podczas tego oczekiwania i tych narodzin bardzo zaangażowany. Inaczej nie mógłby być kierownikiem duchowym Maryi.
Józef – mężczyzna z krwi i kości. Ciężko pracujący, stający na wysokości zadania, gdy musi bronić czci Maryi, ale i wtedy, gdy trzeba bronić życia Jezusa przed zwyrodnialcem Herodem. Dlaczego dla współczesnych mężczyzn to takie trudne?
– Polscy mężczyźni od stuleci podejmowali walkę, przez co w dużej mierze odpowiedzialność za rodzinę i dom spoczywała na barkach kobiet. Choć ostatnio tej walki nie ma, różne niebezpieczne ideologie kwestionują rolę mężczyzny w społeczeństwie, rodzinie, ale i normalnie funkcjonującą rodzinę. Przez to mężczyźni się zagubili. Na szczęście coraz częściej obserwuję fakt, że wielu mężczyzn się budzi. To z pewnością działanie Ducha Świętego. Ta pobudka to dobry moment, by zaproponować im św. Józefa jako tego, który podejmuje pracę zawodową wcale nie łatwiejszą od tej wykonywanej przez współczesnych mężczyzn. On z pewnością też miał naglące terminy, których nie zawsze udało mu się dotrzymywać, miał też pewnie niezadowolonych klientów, czy też takich, którzy notorycznie mu nie płacili. Funkcjonował w systemie antyrodzinnym, klanowych zależności, w których mężnie się odnalazł i kiedy było trzeba, wziął na siebie odpowiedzialność. Św. Józef nie ulega też różnym ułudnym wizjom mesjaszów. Jest sprawiedliwy i pobożny, co w kluczowych momentach chroni go przed zgubą. Do tego dochodzi jeszcze jego dyspozycyjność w reagowaniu na dynamicznie zmieniającą się sytuację. Bo przecież przybycie do Betlejem czy późniejsza ucieczka do Egiptu wcale nie były łatwe. Podobnie zresztą jak powrót do Nazaretu.
Spotyka Ojciec takich współczesnych Józefów?
– W pracy duszpasterskiej, w sakramencie pokuty. To ci mężczyźni, o których wspomniałem, że się budzą. To dla nich staramy się o koronację św. Józefa w naszym sanktuarium. Bo Józef to trudny, ale ważny przykład, jak rozeznać to, czym zostaliśmy obdarowani. On nie daje gotowej recepty na tu i teraz, ale pokazuje, że aby w pełni przyjąć dar ojcostwa i małżeństwa, trzeba mądrego milczenia, ciągłego zmagania, solidnej pracy i modlitwy.