Po kilku dniach przerwy wracasz na Ukrainę. Co spodziewasz się tam teraz zastać?
– Nie wracam do kraju ogarniętego porewolucyjną euforią, lecz do kraju na skraju wojny, a może nawet faktycznie już wciągniętego w wojnę. Chyba nam samym jest trudno to wyrazić głośno. Po prostu wszyscy się tego boimy. Gdy w grudniu, po kilku dniach przerwy, wracałem na Majdan, miałem poczucie, że uczestniczę w wyjątkowym zjawisku społecznym. Towarzyszyła mi ogromna ciekawość. Strach pojawił się później i na razie nas, reporterów pracujących na Ukrainie, nie opuszcza.
Zostawiłeś tam wielu ukraińskich przyjaciół, prawda?
– Tak, ze względu na nich cały czas miałem nadzieję, że nie sprawdzi się czarny scenariusz, że wraz ze zwycięstwem powstania dojdzie do zbrojnej interwencji Rosji. Tak się niestety stało. I chociaż bardzo chcę zobaczyć Majdan, spotkać się z ludźmi, którzy tam pozostali, to jednak obawiam się, że tym razem moje korespondencje głównie będą poświęcone rosyjskiej agresji. Za chwilę ma się odbyć fikcyjne referendum, każdego dnia sytuacja jest coraz bardziej napięta, Rosjanie pod przykrywką „zielonych ludzików”, w nieoznakowanych mundurach, po kawałku wchłaniają Krym, wypierają ukraińskich żołnierzy. Już rozlegają się strzały, a dziennikarze są tam szczególnie niechętnie widziani. Nie wiem nawet, czy uda mi się dotrzeć na Krym, choć na pewno spróbuję. Niestety, niewiele lepsza sytuacja jest na wschodzie Ukrainy. Na razie z nową władzą walczą zwolennicy reżimu Janukowycza, ale putinowska interwencja niestety też może być kwestią tygodni, a może nawet dni. Z przerażeniem czytam wpisy na portalach społecznościowych moich ukraińskich znajomych, którzy podpisują się teraz swoimi stopniami wojskowymi – w każdej chwili mogą być powołani do wojska albo już tam sami się do niego zgłosili. Inni mówią mi otwarcie, że przygotowują się do wojny partyzanckiej, część z nich kupuje broń.
Jak oceniasz działania Rosji, a jak szefów państw UE?
– Putin zachowuje się jak międzynarodowy przestępca, który po raz kolejny próbuje doprowadzić do wojny. Skutecznie udało się mu to w Gruzji, do dziś Rosja bezkarnie okupuje olbrzymią część terenu niepodległego, suwerennego państwa. Podobnie jak i w 2008 r., działaniom zbrojnym towarzyszy rosyjska zakłamana, fałszywa, bezczelna propaganda. W Gruzji Rosjanie nazwali się „wojskami pokojowymi”, teraz udają, że to nie oni, a za chwilę okaże się, że „chronią Ukraińców i świat przed faszyzmem i terroryzmem banderowców”. Niestety, w mojej ocenie reakcja świata jest nieadekwatna do działań Putina. Unia Europejska, wiele państw wprost siedzi w rosyjskiej kieszeni. Rosja przez lata budowała sieć powiązań ekonomicznych, wpływów, które dziś objawiają się unijną niemocą. Dlatego zaskoczyły mnie słowa Angeli Merkel o „oderwaniu się od rzeczywistości” Putina. Jak na kanclerza Niemiec były wyjątkowo ostre. Ale to tylko słowa... Unia mogła zapobiec krwawej rewolucji na Ukrainie, wystarczyło zablokować wcześniej konta oligarchów. Czynione jest to dopiero dziś. A konta rosyjskich oligarchów? Niestety, ale ich pieniądze nie śmierdzą ani Brytyjczykom, ani Francuzom, ani Włochom czy Niemcom. No cóż, oni rzeczywiście mniej mogą obawiać się rosyjskich czołgów. Ale my musimy być realistami. Musimy dbać o nasze bezpieczeństwo. Ciekawe, że jednak są kraje, które zachowują polityczną uczciwość. Świadczą o tym reakcje Kanady i odległej Australii. Olbrzymią szansą na okiełznanie Rosji jest to, co mogą zrobić Stany Zjednoczone. Ale nie wiem, czy wystarczy im determinacji i odwagi. A przecież są sygnatariuszem memorandum budapeszteńskiego, które gwarantuje Ukrainie integralność terytorialną, granice w obecnym kształcie. Krymu nie odpuści Turcja, która będzie walczyć o zabezpieczenie interesów Tatarów krymskich. A ci nie chcą znów rosyjskich butów na swojej ziemi i wołają „Ukraina – Krym”. Ukraińskie władze jeszcze nie okrzepły. Wiadomo, że nie do końca budzą one zaufanie nawet wśród samych zwolenników Majdanu. Działać w takich warunkach jest bardzo trudno. Ukraińcy robią wszystko, by nie wpaść w „gruzińską pułapkę” i nie oddać pierwszego strzału... ale to też może się nie udać.
Jak my możemy pomóc Ukrainie
– Dziś musimy okazywać solidarność, musimy zrozumieć, że los Ukrainy jest wprost powiązany z naszą przyszłością. Ukraina jeszcze leczy rany po krwawych zajściach 20 lutego. Wiele osób jest wciąż w szpitalach. Wciąż pojawiają się informacje o wzrastającym bilansie ofiar śmiertelnych. Polskie organizacje organizują pomoc humanitarną, medyczną – tu każdy może dołożyć swoją cegiełkę. Wszyscy musimy bacznie obserwować rozwój wypadków na Wschodzie. Dobrze, żeby w obliczu takiego niebezpieczeństwa udawało nam się zachowywać jedność i żebyśmy nie wpadali w sidła rosyjskiej dezinformacji .