Logo Przewdonik Katolicki

Między prawdą a polityką

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Bo czasem można powiedzieć coś, co w pewnym uproszczeniu jest prawdą, ale zarazem jest całkowicie niepolityczne

Zamieszanie, jakie wybuchło po słowach prezydenta Andrzeja Dudy, które wypowiedział w Kanale Zero w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim i Robertem Mazurkiem, bardzo dobrze pokazuje specyficzną rolę, jaką odgrywa w polityce prawda. Bo czasem można powiedzieć coś, co w pewnym uproszczeniu jest prawdą, ale zarazem jest całkowicie niepolityczne.
Prezydent wywołał falę krytyki po tym, jak na pytanie, czy wierzy, że Ukrainie uda się odbić Krym, odparł, że Donbas tak, ale co do Krymu ma wątpliwości, ponieważ przez wiele lat ten półwysep należał historycznie do Rosji. Prawda jest taka, że przez stulecia Krym należał do Tatarów i w 1783 roku został wcielony do imperium rosyjskiego. A Ukrainie przekazał go Chruszczow w połowie XX wieku, jak twierdzą niektórzy historycy, by ukryć dowody ludobójstwa krymskich Tatarów. Ale Ukraina i tak wtedy była częścią ZSRR, więc to, czy formalnie był częścią ukraińskiej republiki radzieckiej, czy należał wprost do Rosji, nie miało aż takiego znaczenia. Sytuacja zmieniła się po upadku ZSRR, gdy granice Ukrainy z Krymem potwierdziło tzw. memorandum budapeszteńskie, które gwarantowała Wielka Brytania, USA i Rosja. Rosja zajęła półwysep w 2014 roku i większość świata uważa to za nielegalną okupację.
Problem w tym, że jeśli głowa polskiego państwa w sytuacji wojny na Ukrainie, wojny polegającej na zbrojnej, jednostronnej, niczym nieuzasadnionej agresji Rosji na Ukrainę, wdaje się w rozważania o historycznej przynależności Krymu, zostaje to bardzo źle odebrane. Dotąd bowiem takie dywagacje prowadzili politycy, którzy chcieli uzasadnić rosyjskość Krymu, robił tak m.in. znany z sympatii do Rosji były niemiecki kanclerz Gerhard Schroeder.
I chociaż dotąd Andrzej Duda dał się poznać jako osoba jednoznacznie wspierająca Ukraińców, jako przyjaciel prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, nawet jako ktoś, kto uważał się wręcz za adwokata interesów ukraińskich na całym świecie, apelując o pomoc walczącej o wolność Ukrainie, ta wypowiedź politycznie była błędem. Bo może zostać odebrana jako sygnał, że Zachód nie wierzy w sukces Ukrainy, że pogodził się już z zagrabieniem Krymu przez Rosję. Właśnie dlatego wypowiedź polskiego prezydenta tak chętnie podchwyciły rosyjskie media. Dlatego też tak mocno rezonowała ona w światowych mediach – depesze o słowach Dudy obiegły cały świat.
I właśnie problemem nie jest tu prawdziwość czy nieprawdziwość tej wypowiedzi (choć niektórzy zarzucali, że jest ona historycznie fałszywa, choć faktycznie to pewne uproszczenie), ale kontekst, polityczne otoczenie. A także nawet to, czego w tej wypowiedzi nie było. Duda przecież nie podważył ukraińskości Krymu. Po prostu wdał się w ryzykowne dywagacje, które w kontekście wojny okazały się bardzo nieszczęśliwe. I sam prezydent doskonale to zrozumiał, bo umieścił w mediach społecznościowych jednoznaczną deklarację, że okupacja Krymu przez Rosję jest niezgodna z prawem międzynarodowym, a wojna nie może się zakończyć zwycięstwem Rosji. Zaapelował też do całego Wolnego Świata o stanie ramię w ramię z Ukrainą w jej wojnie z agresorem.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki