Logo Przewdonik Katolicki

Ukraińcy przypominają o Krymie

Jan Mieszko Parszewski
fot. Pierre Crom/Getty Images

We wrześniu swoją edukację szkolną na Krymie rozpoczną dzieci urodzone w 2014 r. Będzie to pierwszy rocznik urodzonych już po aneksji – lub tuż przed nią. Prawdopodobnie większość z nich nie będzie miała ukraińskiego paszportu.

W marcu tego roku minęło siedem lat od momentu aneksji Autonomicznej Republiki Krymu przez Federacją Rosyjską. Na półwyspie praktycznie nie naucza się już języka ukraińskiego, a mieszkańcy pogranicza cały czas przyzwyczają się do nowej sytuacji.

Język ukraiński? Nie kojarzę…
Galina urodziła się w Jałcie. Tutaj spędziła całe życie, jest teraz nauczycielką w miejscowej szkole. Kiedy pytam, co zmieniło się przez ostatnie siedem lat, odpowiada wzruszeniem ramion. Dopiero po dłuższej chwili namysłu wskazuje na dość oczywiste różnice.
Tam, gdzie była poczta ukraińska, obecnie są rosyjskie urzędy pocztowe. Zniknęły symbole ukraińskie, pojawiły się rosyjskie. Troszkę więcej zer pojawiło się w cenach, ze względu na zastąpienie hrywny przez ruble.
W rozmowie nie zamierza ukrywać, że nie jest Ukrainką. Wspomina o historii półwyspu, zwłaszcza o jego silnych związkach z Rosją. Twierdzi, że nie zna nikogo, kto w referendum głosowałby za pozostaniem Krymu w granicach Ukrainy. I wątpi, aby przez te siedem lat coś się zmieniło. Wszystko – jej zdaniem – jest tak, jak było.
W zasadzie zapomniałam o jednym. Do 2014 r. uczyliśmy się wierszy Tarasa Szewczenki czy Ivana Franki. Obecnie zaś nauczamy o Puszkinie – przypomina sobie. – No dobrze, a co z językiem ukraińskim? Czy jest on nadal, choćby symbolicznie, nauczany w waszych szkołach? – pytam. – Nie znam nikogo, kto przed aneksją mówiłby po ukraińsku, podobnie zresztą jak teraz. Praktycznie na całym Krymie używaliśmy jedynie języka rosyjskiego. Nie kojarzę, żebyśmy w ostatnim czasie w ogóle zastanawiali się nad lekcjami z języka ukraińskiego. Zresztą wątpię, ażeby w ogóle znaleźli się chętni do uczęszczania na tego typu zajęcia – odpowiada Galina.
Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom krymskich urzędów, tylko 0,2 proc. dzieci uczęszcza na zajęcia z języka ukraińskiego. Dla porównania – przed aneksją wskaźnik ten wynosił ponad 6 proc. Według danych Charkowskiej Organizacji Praw Człowieka rzeczywiste zainteresowanie lekcjami byłoby większe, ale rodziców naciska się, ażeby zrezygnowali z nauczania w języku ukraińskim. Na podobne problemy, choć w mniejsze skali, natrafiają Krymscy Tatarzy żądający nauki w języku krymskotatarskim. Także w tym przypadku prowadzona jest polityka rusyfikacji, pomimo że – formalnie – wszystkie trzy języki mają tutaj taki sam status.

Kurort między punktami kontroli
Strilkowe to wieś położona nad Morzem Azowskim, w bezpośrednim sąsiedztwie granicy z Autonomiczną Republiką Krymu. Znajdują się tutaj liczne obiekty noclegowe, atrakcje turystyczne oraz… punkty kontroli wojskowej, które na stałe zagościły w miejscowym krajobrazie od marca 2014 r. Przeszukując ukraińskie serwisy internetowe, można nawet trafić na określenie „kurort pomiędzy wojskowymi punktami kontroli”.
Wydaje mi się, że po zajęciu Krymu przez Rosjan przyjeżdża do nas więcej turystów niż wcześniej – mówi Siergiej, kierowca marszrutki (niewielkiego autobusu), którą dojeżdżam do Strilkowego. Kiedy dowiaduje się, że jestem z Polski, zaczyna narzekać na procesy dekomunizacyjne i likwidację pomników żołnierzy sowieckich w naszym kraju. Potem przyznaje, iż jego wnuczki już od kilku lat pracują nad Wisłą. Dość szybko jednak udaje się uciąć ten temat.
Bezpośrednio przy granicy znajdują się jeszcze pensjonaty, które otoczone są przez oddziały naszych żołnierzy. Ludzie, którzy przyjeżdżają tam na wakacje, w zasadzie nie mogą poruszać się poza obszarem domów wypoczynkowych – dodaje.
Do wspomnianych ośrodków nie dojeżdża jednak żaden z autobusów, podobnie jak i kurs Siergieja. Najdalej na południe regularne marszrutki docierają do „ciepłych źródeł”, będących jedną z atrakcji miejscowości. Tuż obok nich znajduje się prawosławna kaplica, a kawałek dalej miejsce pamięci ofiar ATO – operacji antyterrorystycznej prowadzonej w Donbasie. Od rosyjskiej części półwyspu dzieli nas około 10 kilometrów.

Dwa paszporty
Formalnie wjazd od strony ukraińskiej na zaanektowany półwysep możliwy jest jedynie dla obywateli ukraińskich – i to też tylko w uzasadnionych przypadkach. Kiedy o tym wspominam, pochodząca z Dżankoja Natasza uśmiecha się serdecznie.
Posiadam dwa paszporty. Podczas kontroli rosyjskiej pokazuje dokument rosyjski, ukraińskim żołnierzom pokazuje zaś dokument ukraiński. Ten pierwszy dostałam po zaanektowaniu Krymu, zaś ten drugi towarzyszy mi przez całe życie – tłumaczy. Takich sytuacji na „krymskim pograniczu” jest o wiele więcej. Kobieta przyznaje, że zainteresowanie ukraińskim paszportem wzrosło wraz z zniesieniem wiz do Strefy Schengen. – Niemniej mnóstwo jest też i takich, którzy pierwsze, co zrobili, to wyjechali do Moskwy – dodaje.
Natasza jedzie do swojej siostry do miasta Dniepr (dawniej Dniepropietrowsk). Do 2014 r. wystarczyło wsiąść do pociągu i po kilku godzinach było się u celu. A dziś? – Najpierw muszę dojechać do granicy rosyjskiej, przejść kontrolę celną i graniczną. Potem to samo po stronie ukraińskiej. Następnie taksówką udaje się do Nowooleksijewki, skąd odjeżdżają już pociągi w głąb Ukrainy. Dobrze, że na granicy nie sprawdzają już tak dokładnie testów na koronawirusa… – wzdycha dziewczyna.
Sama Nowoaleksiejewka dość niespodziewanie w 2014 r. stała się ostatnią stacją dla składów dalekobieżnych kursujących wcześniej na Krym. Obecnie, w okresie letnim, część z nich przedłużana jest do nadmorskiego Geniczewska. Oprócz tego pociągi podmiejskie (tzw. elektriczki) docierają do miejscowości Siwasz, położonej bezpośrednio na granicy z Krymem. W przeszłości to właśnie tędy Natasza udawała się pociągiem do swojej rodziny.

Potrzebne międzynarodowe wsparcie
Na zakończenie pytam moich rozmówców, czy wierzą w to, że jeszcze kiedykolwiek półwysep znów stanie się częścią państwa ukraińskiego. Nie spotykam się z odpowiedzią twierdzącą. – Niemniej prorosyjski entuzjazm też jest coraz mniejszy – uczciwie przyznaje Galina. – W 2014 r. wszyscy myśleliśmy, że będzie lepiej. Tak naprawdę natomiast nic się nie zmieniło.
W poniedziałek 23 sierpnia rozpoczęła swoją działalność Platforma Krymska – inicjatywa prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, mająca na celu przypomnienie światu, że Krym powinien być częścią Ukrainy. Temat ten jest rzadziej poruszany w światowych mediach niż wojna w Donbasie. Władze w Kijowie nie ukrywają, że tylko przy wsparciu wspólnoty międzynarodowej możliwe jest odzyskanie półwyspu.
Przebywający w stolicy Ukrainy Andrzej Duda podkreślił swoje wsparcie dla inicjatywy. – Nikt z nas nie będzie obojętny wobec niszczenia integralności terytorialnej Ukrainy, nie będziemy też obojętnie obserwować wielkich ludzkich tragedii, jakie dzieją się na Krymie – powiedział prezydent Polski.
Warto odnotować, iż chociaż okolice Morza Zgniłego są spokojniejsze od ogarniętego wojną Donbasu, to nie oznacza to, że nie dochodzi tutaj do niepokojów.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki